Wywiad

Hirokazu Koreeda dla Filmwebu: Po ulewie musi przyjść słońce

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Hirokazu+Koreeda+dla+Filmwebu%3A+Po+ulewie+musi+przyj%C5%9B%C4%87+s%C5%82o%C5%84ce-136863
Hirokazu Koreeda dla Filmwebu: Po ulewie musi przyjść słońce
źródło: Getty Images
autor: Stefania D'Alessandro
Od piątku możecie zobaczyć w kinach rewelacyjny komediodramat "Prawda" z Catherine Deneuve, Juliette Binoche i Ethanem Hawke'em w rolach głównych. To pierwszy zrealizowany poza Japonią film laureata Złotej Palmy, Hirokazu Koreedy ("Złodziejaszki", "Nasza młodsza siostra"). W rozmowie z Łukaszem Muszyńskim reżyser opowiada m.in. o różnicach między Francuzami a Japończykami, terapeutycznej sile fikcji, a także o paskudnym nałogu swojej gwiazdy. 

W trakcie naszych rozmów z Catherine nigdy nie wspominaliśmy o Françoise. Aczkolwiek imię Fabienne zostało wybrane przez moją gwiazdę. Pomyślałem, że wskazując je, Deneuve dała mi zielone światło na wykorzystanie w scenariuszu pewnych elementów z jej biografii. Fabienne to, jak wiadomo, drugie imię Catherine. Po lekturze tekstu powiedziała mi, że bohaterka "Prawdy" nie ma z nią nic wspólnego. Ona sama ma fantastyczną relację z córką, a w życiu prywatnym jest zupełnie inną osobą. Powiedziała też, że w przeciwieństwie do Fabienne nigdy nie wyszłaby na miasto w płaszczu w panterkę. Moim zdaniem mówiła prawdę. Catherine naprawdę nie chciała obdarzać swojej postaci własnymi cechami charakteru. 

A czy ty myślałeś o Deneuve, pisząc postać Fabienne?

Tylko częściowo. Przed rozpoczęciem zdjęć odbyliśmy dwie bardzo długie rozmowy, podczas których pytałem ją o sprawy związane z karierą aktorską, a także jej relacje z córką. Zadałem jej także pytanie, które na początku filmu pada z ust dziennikarza przeprowadzającego wywiad z Fabienne: u której ze współczesnych młodych aktorek dostrzega część swojego artystycznego DNA? Odpowiedziała: we Francji prawdopodobnie u żadnej. Uznałem, że to bardzo interesująca konstatacja. Postanowiłem umieścić ją w scenariuszu. 

W twoim filmie prawda i fikcja nieustannie przenikają się. Życie staje się pożywką dla sztuki, która z kolei daje bohaterom okazję, by uleczyć niezabliźnione rany. Co przyciągnęło cię do tego tematu?


Jeśli widziałeś moje poprzednie filmy, to wiesz, że kręcę głównie filmy o rodzinie (śmiech). Przechadzając się po cienkiej granicy między prawdą a fikcją, główne bohaterki – matka i córka – mają szansę odbudować nadwątloną przez lata relację. Nie powiem chyba nic odkrywczego, jeśli stwierdzę, że wszyscy jesteśmy aktorami. Gramy w codziennym życiu: w domu, w pracy, w urzędach. Pod koniec mojego filmu jest taki moment, gdy matka pisze dla swojej córki tekst, który dziewczynka wygłasza podczas rozmowy z babcią. Być może te słowa matka chciała powiedzieć swojej matce 40 lat wcześniej, ale nie miała na to okazji. Moim zdaniem to już nie jest ani aktorstwo, ani kłamstwo. Lumir grana przez Juliette przepisuje swoją przeszłość dzięki sztuce. Fikcja staje się narzędziem terapeutycznym. 

Twój film jest niezwykle intymny, obfituje w emocje i niuanse. Jak udało ci się tak wspaniale poprowadzić francuskich aktorów, skoro nie mówisz w ich języku?

Przez pół roku miałem do dyspozycji fenomenalną tłumaczkę Leę, dzięki której nawet przez moment nie czułem się zestresowany z powodu komunikacji. Lea miała okazję poznać od podszewki mój styl pracy oraz sposób myślenia. Myślę, że gdyby nagle zabrakło mnie na planie, ale byłaby tam ona, prace mogłyby odbywać się bez przeszkód. W odwrotnym wypadku nie byłoby to, niestety, możliwe (śmiech) Tak jak wspomniałeś, nie byłem w stanie reżyserować aktorów bezpośrednio. Z tego powodu najpierw spotkałem się z całą ekipą, a potem zebrałem pełną obsadę, z którą urządziłem wspólne czytanie scenariusza. Chciałem, aby udało nam się wypracować wspólną wizję oraz ton filmu. Z chwilą, gdy osiągnęliśmy konsensus, bariera językowa przestała być przeszkodą. 

"Prawda" jest bardzo zabawna i urocza, a zarazem niesie mnóstwo poważnych pytań. To film o rozliczeniu z przeszłością i konfrontacji ze wspomnieniami, o przemijaniu i skomplikowanych relacjach z najbliższymi osobami. Jak udało ci się osiągnąć odpowiedni ton dla tej opowieści?

Przystępując do pracy nad "Prawdą", postanowiłem, że będę opowiadał o poważnych sprawach w komediowy sposób. Są tu sceny i dialogi, które na papierze mogły wydawać się okrutne. Zależało mi jednak na tym, żeby na ekranie wypadały one lekko i dowcipnie. Dlatego starannie unikałem łzawych momentów. Chciałem, żeby film pozostał ironiczny. Żeby widz nie  miał poczucia, że po którejś z kłótni świat bohaterów nagle się zawalił. Po każdej ulewie musiało przyjść rozpogodzenie. Pragnąłem, żeby mój film był jak jesienne niebo nad Paryżem.

Czyli?

Przejrzysty.