W najnowszej odsłonie cyklu felietonów Jakub Socha opowiada, dlaczego stał się fanem programu Netflixa "Ty kontra dzicz": "Twórcy bez przerwy rzucają nas z miejsca na miejsce, zmieniają się okoliczności przyrody – te za każdym razem są oszałamiające. Idziemy przez bagna, piaski, w zimnie, spiekocie, zmagamy się z porywistym wiatrem, wspinamy się po skałach, zjeżdżamy na linie, skaczemy z wysoka do wody, zapuszczamy się do opuszczonych kopalń, brniemy przez sięgający do pasa śnieg. Tropimy i uciekamy. Całe szczęście nie jesteśmy sami – towarzyszy nam sam Bear Grylls".
Grylls to jeden z tych stachanowców współczesnych mediów, który robi wszystko. Produkuje programy, występuje przed kamerą, w międzyczasie pisze książki, napisał ich kilkanaście: autobiografię, przewodniki, cykl powieściowy. Po godzinach udziela się charytatywnie, zajmuje się domem, propaguje zdrowe żywienie oraz sprawuje funkcję Naczelnego Skauta Wielkiej Brytanii. W przeszłości uczył się w Eton College, służył w brytyjskich siłach specjalnych, w wieku 23 lat wszedł na Mount Everest, dwa lata wcześniej złamał kręgosłup w trzech miejscach podczas nieszczęśliwego skoku spadochronowego. W 2008 roku ustanowił rekord Guinessa w najdłuższym locie w tunelu aerodynamicznym. Jego notka biograficzna informuje, że był taki moment w jego życiu, gdy zasiadł do 3-daniowego posiłku w balonie, który znajdował się na wysokości 8-tysięcy metrów, ale to może już zostawmy. W każdym razie facet jest trochę robotem, a trochę świętym; trochę podróżnikiem, a trochę survivalowcem.
W swojej najsłynniejszej książce zatytułowanej
"Szkoła przetrwania. Kultowy poradnik survivalowy" Grylls podpowiada, jakie buty wybrać na wyprawę, jak zbudować lodówkę, beduiński piecyk, przygotować prowiant ze sproszkowanego mięsa i łoju, nazywany pemikanem, i jak uzyskać wodę na pustyni. Uczy chodzenia na azymut, tropienia dzikich zwierząt, budowania szałasów. Tłumaczy, co oznacza przesuwanie się chmur z lewa na prawo (jeśli jesteś na półkuli północnej, czeka cię najprawdopodobniej zła pogoda). Dzieli się też swoją dietą (przede wszystkim owsianka) i ulubionym zestawem ćwiczeń. Opowiada o spotkaniach z Buszmenami i misjach zwiadowczych. Całość otwiera cytat z założyciela skautingu, lorda Roberta Baden-Powella: "Nigdy nie mów, że to koniec, jeśli wciąż jeszcze żyjesz!". W specjalnych ramkach autor zamieścił pożyteczne rady, takie jak ta: "Jeśli obawiasz się, że straciłeś już zbyt wiele soli, poliż swój pot. Jeśli jest słony – jak łzy – wszystko jest w porządku. Jeśli jednak słony nie jest, musisz szybko uzupełnić niedobór soli". W książce znalazło się też miejsce na małą katechezę: "Zrób krok. Co masz do stracenia? A co masz do zyskania? Powiedz sobie w myślach prostą modlitwę i poproś, żeby Jezus zagościł w twoim życiu i stanął obok ciebie. Zapewniam cię, że zaczną się wtedy dziać dziwne rzeczy".
"Ty kontra dzicz" rozgrywa się na prostych zasadach. Najpierw
Grylls opowiada o zadaniu, potem pokrótce charakteryzuje teren, po jakim będziemy się poruszać. Na miejsce dostajemy się zazwyczaj helikopterem, czasami też mamy do wyboru samolot. Po wylądowaniu nasz towarzysz proponuje dwie ścieżki, którymi możemy dotrzeć do celu, a potem, odwracając się w kierunku kamery, pyta: prawo czy w lewo?, ty decydujesz. "Ty decydujesz" będzie wypowiadał w każdym odcinku kilkunastokrotnie, czekając na naszą decyzję. Czasami trzeba podjąć ją czysto intuicyjnie, czasami trzeba zwyczajnie trochę pogłówkować. Raz będzie ona dotyczyła taktyki – czołgamy się po cieniutkim lodzie na jeziorze, ryzykując utratę cennego czasu? Czy może staramy się przebiec po nim jak najszybciej, ryzykując utratę życia?
Grylls się nigdy nie skarży na nasze wybory, czasami, gdy wynikają one z naszej podłej natury, np. wtedy, gdy każemy mu zjeść dżdżownicę, rzuci tylko: mogłem się domyślić, że podejmiesz taką decyzję. Niekiedy nie ma dobrych decyzji, np. wtedy, gdy
Grylls wisi na skale, a ponad nim, na półce skalnej czeka na niego dzika puma, pod stopami natomiast – przepaść. Niekiedy nasze decyzje są złe – zmusiłem raz
Gryllsa, by wszedł do ciemnej jaskini, a tam czekał na niego wilk, musiał więc uciekać, gdzie pieprz rośnie, a właściwie do helikoptera, który zdążył wezwać w biegu.
Grylls jest gwiazdorem, więc nasza podróż też jest gwiazdorska. Jak nie czeka na niego helikopter z liną, to – motocykl enduro, by mógł sobie zaraz bryknąć na jakąś górkę. W tej wyprawie nic nie jest nieodwołalne, podczas survivalowej podróży można mylić się wielokrotnie, za każdym razem prowadzący najpierw poniesie częściowe konsekwencje, potem uratuje się, by na końcu powiedzieć nam, co też zrobiliśmy źle. Dżdżownic na przykład raczej nie warto jeść, bo, siedząc głęboko w ziemi, absorbują niebezpieczne substancje, którymi możemy się zatruć. Jest więc
"Ty kontra dzicz" interaktywnym kursem, jak się zachować w terenie, ale przede wszystkim – kolejnym pomnikiem, który postawił sobie Netflix. Już w interaktywnym
"Bandersnatchu" przewijała się myśl, że nie jesteśmy panami lasu fikcji, chodzimy jedynie po lesie Netflixa, jesteśmy zwabieni i zamknięci w jego królestwie. Czym innym jest
"Ty kontra dzicz"? – oglądałem ten program w święta, za oknem była piękna pogoda, rower czekał gotowy do drogi. Ja, zamiast ruszyć na wyprawę, siedziałem przed komputerem, trzymając pod ręką talerz ze świątecznym mazurkiem. Jedną ręką wkładałem go sobie do ust, drugą trzymałem myszkę, dzięki której wydawałem komendy
Gryllsowi, karmiąc się złudzeniem, że uczestniczę w jego przygodzie.