Święto Niemego Kina - Kroniki i przyszłość kina

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/news/%C5%9Awi%C4%99to+Niemego+Kina+-+Kroniki+i+przysz%C5%82o%C5%9B%C4%87+kina-42418
Umieszczając w programie kroniki i filmy dokumentalne, organizatorzy Święta Niemego Kina zafundowali uczestnikom niepowtarzalną podróż wehikułem czasu w lata polskiego międzywojnia. Podróż ta nieśpieszna, sentymentalna i eksplorująca szerokie spektrum ówczesnych wydarzeń i kulturowych zjawisk, dziś wywołuje często uśmiech i rozbawienie. Kroniki są jak nieco zakurzone lustro, w którym możemy się przejrzeć oglądając choćby przygotowania do Powszechnej Wystawy Krajowej 1929 roku w kontekście obecnych zmagań z Euro. Wówczas rzeczony uśmiech może wydać się głupkowaty i chciałoby się powiedzieć Norwidem, że "Przeszłość - jest to dziś, tylko cokolwiek dalej". Podróż umilał podkład muzyczny w wydaniu Marcina Maseckiego - tapera, który równie swobodnie posługuje się klasycznym pianinem jak i syntezatorem Moog doskonale sprasowując warstwę dźwiękową z wizualną. "Społeczeństwo bez przeszłości to zbiegowisko" - powiedział kiedyś Lem. Kino komercyjne na rzecz głupawych reklam zrezygnowało z dodatków w postaci Kroniki agonalnie dokonującej żywota. Jakie czeka nas zatem jutro?

Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby "jutro kina" wyglądało tak, jak projekcja Skarbu rodu ArneMauriza Stillera. Nie dosyć, ze mamy do czynienia z arcydziełem, to zamiast nadmuchanych efektów specjalnych, bajerów i dupereli, towarzyszy mu chłodna jazzowa muzyka Sing Sing Penelope. Dziejąca się w skutych lodem pejzażach Skandynawii historia straszliwej zbrodni, tragicznej miłości i próby odkupienia win za sprawą muzyków nie tylko nabrała waloru współczesności (arcydzieła bowiem z zasady są uniwersalne i ponadczasowe), ale pokazała jak wielki potencjał tkwi w niemym kinie. Pamiętajmy bowiem, że kino dźwiękowe to rządząca się innymi prawami forma sztuki niż kino nieme. Kto wie, być może przyszłość kina powinna polegać się na powrocie do korzeni i odczytaniu ich jeszcze raz.

Kino gatunków istnieje od zawsze, ale fakt, że Węgrzy są specjalistami od thrillerów może zaskakiwać. A byli nimi przynajmniej 80 lat temu, czego najlepszym dowodem pokazane wczoraj wieczorem Ostatnie przedstawienie. Historia miłosnego trójkąta (a właściwie czworokąta) z obowiązkowym morderstwem w tle, wielkie namiętności, a do tego ukochany przez kino magiczny sztafaż. Akcja dzieje się bowiem środowisku iluzjonistów. Kino niewiele się zmieniło w swoim upodobaniach, czego dowodem chociażby zeszłoroczny sukces Prestiżu Christophera Nolana. Film Pála Fejösa ogląda się z tym miłym uczuciem rozbawienia i podziwu. „Ostanie przedstawienie” zaskakuje ostrym jak na tamte czasy montażem, oraz świetnymi zdjęciami. Użycie wysięgnika, spektakularne najazdy kamery, ostre zbliżenia – to wciąż działa. Do tego „klimatyczna” muzyka formacji o niewymawialnej nazwie eL.U.Ceparapsychorchestra. Kiedy trzeba, wzmagająca napięcie, innym razem rozbrajająca humorem. Choć trzeba przyznać, że "paszczowe" komentarze lidera (imitujące filmowe dialogi) można było sobie darować.

Wbicie się na seans Maciste w piekle, do łatwych nie należało, mimo że pokaz rozpoczął się dopiero dobrze po północy. A wszystko przez zespół Dick4Dick, który tak intensywnie przygotowywał akompaniament do filmu, że o mało nie doszło do linczu. Na szczęście późniejsze wrażenia wynagrodziły irytację z powodu oczekiwania. Obraz Guido Brignone pokazuje, jak wielką siłę przyciągania zawsze miała kultura masowa. Maciste, ludowy heros o swojskiej powierzchowności i nieprzeciętnych umiejętnościach (wda się w bójkę nawet z diabłem), tym razem schodzi do samego piekła, (w sensie jak najbardziej dosłownym) by uratować pewną niewinną niewiastę. Przy okazji poznaje tez kilka niegrzecznych dziewczynek i dokonuje sporej demolki w królestwie Lucyfera. A wszystko po to, by po dobrze wykonanej robocie zapalić ukochaną fajkę i posłać nam szelmowski uśmiech. Rewelacyjna i bezpretensjonalna zabawa, jakże mile kontrastująca z nabzdyczonymi często współczesnymi produkcjami fantasy.

Wydarzeniem drugiego dnia festiwalu była także projekcja "Dziesiątej symfonii" Abela Gance’a, której towarzyszyła Matplaneta, a pokaz zaszczyciła córka wielkiego reżysera. Dziś trzeci i ostatni dzień Festiwalu, a nam stale rosną apetyty na nieme kino i doskonałą muzykę.

Program festiwalu znajdziecie TUTAJ.

(G.C, K.M, M.B)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones