Dziś rozpoczyna się w stolicy 10-dniowe święto kina – 25. Warszawski Festiwal Filmowy. Codziennie na widzów czekać będzie prawdziwa uczta złożona z kilkudziesięciu projekcji. Każdego dnia na stronach Filmwebu przeczytać będziecie mogli nasze relacje, a na specjalnej stronie –
TUTAJ – znajdziecie wszystkie informacje o imprezie.
O 9 polecanych przez nas filmach festiwalowych dowiecie się TUTAJ. Na początek nasza opinia o filmie
"Metropia", który mieliśmy okazję obejrzeć już wczoraj.
Pesymistyczny początek, z nutą nadziei Kino SF już dawno nie było w tak dobrej kondycji jak w tym roku. Powtarzam te słowa do znudzenia, ale nikt z was nie będzie mi się dziwił po seansie
"Metropii", animacji wyreżyserowanej przez
Tarika Saleha.
Niedaleka przyszłość. Europą rządzi potężna korporacja, która połączyła wszystkie kraje Starego Kontynentu siecią superszybkich kolei podziemnych. W 40 minut można dostać się ze Sztokholmu do Paryża. Jednak ten komunikacyjny raj jest tylko iluzją. Świat ogarnęła ekologiczna katastrofa, a koncern transportowy ma – jak każda korporacja – bardzo niecne cele, których ważnym elementem jest popularny szampon do włosów. W takiej rzeczywistości przyszło żyć głównemu bohaterowi – Rogerowi. Jego beznadziejnie bezbarwna egzystencja zakończy się, kiedy zacznie słyszeć obcy głos...
"Metropia" zrealizowana została zgodnie z najlepszymi wzorcami SF. Wszechobecna inwigilacja i zasięg wpływów korporacji uniemożliwiający szaremu człowiekowi zachowanie choćby namiastki prywatności to jeden z przewodnich motywów gatunku wykorzystywany od orwellowskiego
"Roku 1984" po
"Przypowieść o siewcy" Octavii E. Butler. To również temat bliski reżyserowi, o czym przekonali się ci wszyscy, którzy obejrzeli jego dokument
"GITMO - Nowe prawa wojny". Całość przesycona jest dickową wręcz atmosferą paranoi i podejrzliwości, którą wzmacnia jeszcze dość szczególna technika animacji. Otóż twórcy wykorzystali zwyczajne fotografie ludzi, które następnie poddano mocnej obróbce komputerowej. W jej wyniku powstały postaci dość zdeformowane o nienaturalnie wielkich głowach, cierpiące na permanentny wytrzeszcz oczu. Obraz jest też niemal zupełnie wyprany z żywych barw, co jeszcze pogłębia poczucie przygnębienia i osaczenia.
Saleh nie jest jednak tak okrutny jak niektórzy twórcy austriaccy czy rosyjscy i oferuje na zakończenie niewielki, ale jednak, okruch nadziei.
"Metropia" zdecydowanie nie jest filmem dla każdego. Nawet fani SF mogą wyjść z seansu zmieszani, jeśli nie znudzeni. Dotyczy to jednak tylko tych, którzy kojarzą SF z wielkimi widowiskami, efektami specjalnymi i dynamicznymi scenami akcji. W
"Metropii" nie ma nic z tych rzeczy. Narracja toczy się niespiesznie, nawet pościg jest tak anemiczny, jakby przytłaczająca ponura atmosfera udzieliła się i twórcom, którzy po prostu nie byli w stanie wykrzesać z siebie choć trochę energii. Musicie się więc nastawić na film pozbawiony fajerwerków, wtedy i tylko wtedy macie szansę w pełni docenić dzieło
Saleha.