Rola Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej to przedmiot dyskusji, którą wywołał wywiad Agnieszki Odorowicz dla "Gazety". Dyrektor Instytutu uważa, że największą słabością naszego kina jest brak kontaktu z widzem. Jak go przywrócić? Czy oznacza to wspieranie "komercji" kosztem filmów "trudnych"? Nic podobnego! - tłumaczy Odorowicz. Wspierają ją reżyserzy tak różni, jak Wojciech Marczewski i Juliusz Machulski - pisze dzisiejsza "Gazeta Wyborcza".
Jak mam zrobić swój pierwszy film? - zapytuje młoda reżyserka przed debiutem na łamach "Gazety", po czym zajmuje się wyłącznie tym, co jej pozornie i oczywiście "obiektywnie" to uniemożliwia. Szkoda, że nie próbuje się zmierzyć z prawdą, że jedyna drogą, aby uzyskać dofinansowanie zarówno w Polsce, jak i za granicą, to przygotowanie dobrego projektu filmowego opartego o świetny scenariusz, z udziałem rzetelnego producenta. O tym, że jest to możliwe, świadczy wciąż rosnąca, choć jeszcze niesatysfakcjonująca liczba debiutów współfinansowanych ze środków publicznych: w 2002 r. - 2, 2003 r. - dwa, 2003 - dwa, 2004 - cztery , a 2005 - pięć (a trzy są w trakcie produkcji). Nigdy wcześniej w historii polskie kinematografii dwa razy z rzędu na festiwalu w Gdyni debiuty nie sięgały po Złote Lwy, tak jak w przypadku
"Warszawy" Dariusza Gajewskiego i
"Pręg" Magdy Piekorz. A wszystko to działo się w warunkach daleko trudniejszych niż te, które stwarza Polski Instytut Sztuki Filmowej.
Jest szczególnym zobowiązaniem, ale też i niezwykłym przywilejem fakt, iż młody filmowiec otrzymuje do swojej dyspozycji fundusze publiczne o milionowej wysokości. W żadnej innej dziedzinie młody człowiek nie jest wyposażany w tak znaczące wsparcie.
W kinematografii idei artystycznej towarzyszy machina technologiczna wymagająca profesjonalnej sprawności i dużych pieniędzy. Ten zespołowy wysiłek i budżet filmu wyznaczają specjalny rodzaj odpowiedzialności. Głęboko wierzę w talenty młodych polskich reżyserów, ale oczekuję powagi w traktowaniu obowiązku i przywileju, jakim jest dialog z widzem. I wtedy żadna "zmowa" starych mistrzów, ani tym bardziej cenzura, ani żadne inne złe moce nie staną na przeszkodzie dobrego otwarcia kariery filmowca. A to jest jednym z głównych zadań PISF.
Mądre, odważne, poszukujące, krytycznie komentujące rzeczywistość filmy wcale nie muszą być "trudne" w rozumieniu ustawy. Tak określono filmy, które z racji swojej specyfiki napotykają na bariery w produkcji i dystrybucji, nie dają szansy na prywatne współfinansowanie, a nie filmy trudne intelektualnie dla odbiorców. W myśl ustawy filmy "trudne" to takie, które właściwie w całości mogą być finansowane z publicznych pieniędzy. Dobrze, że taka możliwość istnieje. Ale taki rodzaj finansowania nie może być zasadą. Projekt filmowy musi być przygotowywany z myślą o widzu, ma go wciągać do dyskusji, zmieniać, prowokować, zachwycać czy chociaż bawić. Powinien poruszać ważne tematy, wiarygodnie i ciekawie pokazywać polską historię i tradycję, wzbudzając dumę z przynależności do społeczeństwa polskiego. Powinien edukować i utrwalać społecznie pożądane wzorce etyczne. To jest ta realna więź, która jest podstawą rozwoju społeczeństw i powodem uczestnictwa w kulturze.
Projekt filmowy także powinien zostać skonfrontowany z rynkiem - co wcale nie znaczy, że będzie komercyjny! Powinien interesować dystrybutorów, telewizje, kina - inaczej prawdopodobieństwo, że publiczne pieniądze wydamy na film, którego nie zobaczy prawie nikt, jest zbyt duże. Bywa, że filmy ambitne artystycznie, debiuty, zdobywały dużą widownię, a filmy "lżejsze" ponosiły klęskę. Kino ambitne może więc odnieść sukces i artystyczny, i finansowy. A jeśli tak się stanie, ustawodawca nakazał zwrot przyznanej dotacji - nie ma więc żadnej obawy "komercjalizacji" kina kosztem filmów "trudnych".
Ważniejsze od tej akademickiej dysputy, co jest kinem artystycznym, a co tylko rozrywkowym, wydaje mi się nawiązanie więzi z widzem, przekonanie go, że warto iść do kina, i że warto wybrać polski film. Kino jest miejscem, które odpowiada na naturalną potrzebę wspólnego przeżywania emocji, czego nie doświadczymy w domu, oglądając DVD. W pracy na rzecz odbudowywania naszej kultury filmowej główną rolę odegra nie tyle PISF, ile dyskusyjne kluby filmowe, kina studyjne, szkoły, krytyka filmowa, media. Dyrektor Instytutu takie działania będzie inicjował i wspierał finansowo, integrując wokół mądrego i ambitnego kina wszystkich tych, których to interesuje. Z tego powodu uchwalone prawo filmowe stwarza szanse i dla artystów, i dla rozwoju kultury narodowej.
Znakomity francuski krytyk i teoretyk filmu André Bazin powiedział, że dobry film ma wartość wielkich wakacji. Naszym wspólnym zadaniem - i Instytutu, i całego środowiska filmowego - jest, aby polskie filmy nie oznaczały wakacji od wielkich wartości.
Komentarz Tadeusza Sobolewskiego: Nie dać się zastraszyć Marczewski: prawda prosto w oczy Machulski: kino niepełnosprawne