W dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" Andrzej wajda opublikował list otwarty, w którym zaprotestował przeciwko organizowanemu w warszawskim Kino.Lab przeglądowi najgorszych polskich filmów.
"Z wielkim niepokojem obserwuję akcję zatytułowaną "Filmy najgorsze" w Zamku Ujazdowskim w Warszawie, której patronuje 'Gazeta'" - pisze Wajda. Moje obawy dotyczą nie samych filmów, one zawsze mogą powrócić raz jeszcze do nas, jak było z filmami Barei, które też przecież uznano w swoim czasie za najgorsze. Mój niepokój budzi sam pomysł, który pod hasłem "filmy najgorsze" odbiera widzom prawo do oceny i oddaje je organizatorowi tej zabawy. Oznacza to, że pomysłodawcy traktują zebraną na sali publiczność jak stado baranów, które ryczą z każdej sceny, śmieją się z każdego dialogu, gdyż zostały poinformowane przez swego komisarza, że oglądają "filmy najgorsze".
Wielu wspaniałych krytyków wzywa widzów do oglądania filmów, które wymagają wysiłku, wspierając na własną odpowiedzialność filmy oryginalne i trudne. Z ich ust słyszymy też słowa nagany i potępienia dla filmów według nich słabych, ale nie zwalnia to nas od własnego zdania, które tak spontanicznie wyraża sala kinowa, jak również kasa kina. Ta wolność niech zostanie zachowana, a komisarze z Zamku Ujazdowskiego niech nie biorą na siebie zbyt wielkiej odpowiedzialności.
Jestem pewien, że mając odpowiednie zaplecze medialne i pomysłowego kuratora, łatwo jest ośmieszyć nawet zbiory sztuki współczesnej, z których tak dumny jest Zamek Ujazdowski.
Piszę to z przykrością, gdyż zorganizowany w tym samym miejscu przegląd dokumentu z lat 50. był udany. Śmialiśmy się szczerze i do łez na filmie "Star 20-cia..." nie będąc poinformowani, że jest to najgorszy film. Naszą reakcję wywołała rzeczywistość, jaką ten film ukazywał, demonstrując w ciągu 25 minut wszystkie czynności, które kolejno musi wykonać kierowca Stara, aby przekręcić w końcu kluczyk w stacyjce, zapalić silnik i wyjechać triumfalnie z garażu.
Jak na razie zabawa w filmy najgorsze rozwija się znakomicie i obrała sobie za cel Krzysztofa Zanussiego. Dlaczego? Nie tak trudno zgadnąć, jest to przecież jedyne znane widzom nazwisko wśród wybranych filmowców.
Ale bawiąc się dalej w najgorsze filmy, bardzo łatwo dojedzie się do "Popiołu i diamentu" - trzeba tylko więcej odwagi, a to nie jest przecież takie trudne.
Nie mogę też nie wspomnieć o patronacie medialnym tej zabawy. Myślę, że "Gazeta Wyborcza" w tak trudnym dla polskiego kina momencie nie powinna nawet w stylu "plażowym" firmować tej zabawy, gdyż zostanie po niej tylko jedno stwierdzenie - że synonim złego filmu to jest film polski.