Dzisiejsza
"Rzeczpospolita" poinformowała, iż w środowisku filmowym coraz częściej mówi się o tym, iż obecny minister kultury Andrzej Celiński nosi się z zamiarem zlikwidowania Komitetu Kinematografii. Dziennikarzom nie udało się niestety potwierdzić tej informacji bowiem Ministerstwo Kultury nie ma jeszcze swojego rzecznika, a sekretarz stanu Aleksandra Jakubowska była nieosiągalna.
Informacji tej nie potwierdził także obecny przewodniczący Komitetu Kinematografii Tadeusz Ścibor-Rylski. "Nie mogę bronić Komitetu, bo to tak, jakbym bronił stanowiska" - powiedział
"Rzeczpospolitej".
O zdanie na temat ewentualnej decyzji ministra Barbara Hollender zapytała przedstawicieli polskiego środowiska filmowego.
Jacek Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich:
Nasze kino przetrwało w latach 90., bo zajmował się nim samorząd. SLD przed wyborami obiecywało, że otoczy kinematografię opieką i stosownie do zaleceń dyrektywy europejskiej o kinematografii - która jest w stadium prac końcowych - przeprowadzi przez Sejm ustawę. Od kina odwróciła się telewizja publiczna, telewizje prywatne nie mają w stosunku do niego żadnych obowiązków, a teraz rząd zadaje mu kolejny cios. Czy to znaczy, że ma być odtąd ręcznie sterowane przez ministerialnych urzędników?
Krzysztof Zanussi:
Razem z
Andrzejem Wajdą,
Jackiem Bromskim i
Juliuszem Machulskim byliśmy u pana przewodniczącego Leszka Millera w lecie, w czasie kampanii wyborczej, gdy pojawił się pomysł likwidacji Komitetu Kinematografii. Uzyskaliśmy obietnicę, że nie nastąpi to, zanim nie zostanie uchwalone nowe prawo filmowe, które tę - przestarzałą skądinąd - instytucję unowocześni. Nie wierzę, żeby pan premier złamał słowo, więc do pogłosek o likwidacji odnoszę się z niedowierzaniem. Taki akt oznaczałby zresztą degradację kinematografii, wycofanie się państwa z dużej części opieki nad rodzimą twórczością audiowizualną. Na to nie pozwalają sobie nawet kraje zachodnie.
Zredukowanie źródła wspierania kinematografii do rangi departamentu jest powrotem do koncepcji z czasów socjalizmu - do ręcznego sterowania, arbitralnego wydzielania pieniędzy przez ministerstwo.
Naszej kinematografii potrzebne jest przede wszystkim nowe prawo, a wówczas Komitet powinien przekształcić się w ciało podobne do francuskiego Centre National de Cinematographie, które podlegając ministerstwu kultury jest jednak organem autonomicznym.
Kazimierz Kutz:
Pomysł zlikwidowania Komitetu Kinematografii mnie nie przeraża. Wielokrotnie mówiłem, że urząd ten jest szaletem po organizacji socjalistycznej. Wówczas Komitet Kinematografii był bazą, przez którą przechodziła cała, niemała przecież, produkcja. Patronował też temu polskiemu wynalazkowi, jakim były zespoły filmowe i koordynował pracę kin. Dzisiaj, kiedy kina zostały sprzedane, zespołów filmowych prawie nie ma, urząd przestał być producentem. Dlatego przydatność Komitetu jest wątpliwa. Pytanie jest tylko jedno: co w zamian? W tej sprawie nowy minister jeszcze nie wyłożył kart na stół.
Dariusz Jabłoński, prezes Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych:
Od dawna zwracaliśmy uwagę, że dla naszej kinematografii najważniejsze jest uchwalenie przez Sejm nowej ustawy o popieraniu twórczości filmowej przez państwo. Przypomnę, że 12 milionów złotych rocznie, którymi dysponował Komitet, to zaledwie połowa budżetu jednego dużego filmu. Nie chodzi tylko o zarządzanie coraz mniejszą dotacją państwową. Chodzi o pozyskiwanie nowych źródeł finansowania, nieobciążających budżetu, o tworzenie prawnych regulacji sprzyjających powstawaniu takich źródeł, o zajęcie się upadającą Filmoteką. W tym celu kinematografia musi mieć własny, odrębny ośrodek. Izba wypracowała razem ze środowiskiem takie rozwiązanie i chce na ten temat rozmawiać z rządem. Projekt likwidacji Komitetu też powinien być poprzedzony taką rozmową. W przeciwnym razie może to oznaczać koniec polskiego kina.
Janusz Kijowski:
Formuła Komitetu Kinematografii zużyła się, nie pasuje do dzisiejszej rzeczywistości. Zarządzanie kinematografią powinno przejść w ręce ciała podobnego do francuskiego CNC. A im mniej będzie urzędników, tym lepiej. Po co mnożyć funkcje urzędnicze i zużywać szczupłe fundusze kinematografii zamiast na produkcję filmów na dwie podobne struktury - Komitet Kinematografii i Agencję Produkcji Filmowej? Sądzę, że środowisko stać na to, by powołać strukturę, która będzie w stanie dystrybuować fundusz filmowy. Pod warunkiem oczywiście, że on powstanie, że będą odpisy od biletów kinowych, od reklam telewizyjnych i czystych nośników. Wówczas nasze kino będzie w stanie się utrzymać. Nie wiem, od czego trzeba tę reformę zacząć - likwidacji Komitetu czy uchwalenia nowej ustawy. Ale dziwię się kolegom, którzy chcą podtrzymywać ten dziwny twór, jakim jest Komitet Kinematografii. Nawet jeśli zrodzi się pewna pustka urzędnicza - to ona i tak jest lepsza od tego, co istnieje dotychczas.