Gdynia, Dzień 2: Kumple z Boiska, Przyjaciele z Teatru

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/news/Gdynia%2C+Dzie%C5%84+2%3A+Kumple+z+Boiska%2C+Przyjaciele+z+Teatru-46030
Na konferencji prasowej po "Boisku bezdomnych" Kasi Adamik dziennikarka TVN-u stwierdziła, że ekranowi menele wreszcie „godnie pachną”. Intuicyjnie zakładam, że ma rację, chociaż nie wiem dokładnie, czym miałby się różnić zapach „godny” od „niegodnego”. Można albo śmierdzieć, albo pachnieć. Menele-piłkarze na początku śmierdzą sikami, potem pachną fiołkami. Zostawiam to na chwilę, więcej o filmie pisze kilka akapitów niżej Łukasz Muszyński.

Jeszcze nie pora, by umierać

Wyżaliłem się ostatnio na łamach „Tygodnika Powszechnego”, że nie ma w polskim kinie narracji, która pokazałaby starość w sposób niezafałszowany. Czekałem, aż ktoś poważy się na dramat ulokowany w scenografii bez sentymentalnego potencjału, zrezygnuje z bibelotów z międzywojennej Polski. Pokaże horror rozpadu tkanek, utraty szarych komórek, mnożenia się dziur w pamięci. W swoim fabularnym debiucie "Jeszcze nie wieczór" Jacek Bławut zrobił krok w dobrą stronę, dał mi zresztą więcej, niż chciałem. Zamiast, jak Dorota Kędzierzawska, omijać problem i pokazywać starość wyłącznie wyidealizowaną, oprawioną w kiczowatą ramkę, wszedł w dialog z młodością. Scena: Nina Andrycz podchodzi do mikrofonu i między wierszami potwierdza, jak wiele jest prawdy w poetyckim frazeologizmie "jesień życia". Mówi mocno i stanowczo: nie umieramy, choć tracimy słuch, wzrok, pamięć. Młodzi nie muszą dawać wiary tym zapewnieniom, szczególnie jeśli domyślają się najgorszego. Sam w nie wątpię. Lecz widzę na ekranie echo swoich wątpliwości. Ktoś jeszcze się zastanawia, czy starość to gnicie i powolna śmierć. Ponadto, nie dochodzi do żadnego wniosku. Gdyby doszedł, dopiero byłby podejrzany.

Nina Andrycz jako Nina Andrycz odwiedza ośrodek, w którym ostatnie chwile spędzają aktorzy, gwiazdy sceny teatralnej i filmowej. Prym wiedzie Jan Nowicki, uroczo zawiany, dekadencki i wulgarny. A jednak przepełniony dziką witalnością, odgrywający rolę McMurphy’ego z "Lotu nad kukułczym gniazdem", prowodyra myślowej (i ruchowej) rewolucji. Jest też skryta jak potwór w szafie (choć na własne życzenie) Beata Tyszkiewicz, która arystokratycznym i karykaturalnym gestem zaprasza do wyrafinowanej aktorskiej gry zakochanego w niej adoratora. Wszyscy są trochę sobą, a trochę ekranową projekcją swoich emploi. Ich życiowe oraz zawodowe wybory odbijają się w lustrze sztuki. Czekają na nich ostatnie role główne i drugoplanowe w "Fauście" Goethego. Wystawianym rzutem na taśmę, tuż przed ostatnimi akordem życia.

Bławut styka przestrzeń fabularną i dokumentalną, jednak swoich zawodowych doświadczeń dokumentalisty nie przekłada na estetykę, bawi się nimi na poziomie metafilmowym. Oprócz jasnego wydźwięku sentymentalnego, jego film posiada rasowy autotematyzm, to kino o kinie, uwiarygodnione doświadczeniami wielkich i małych aktorów, często uwięzionych przez pewien typ postaci. Proces takiego szufladkowania trwa nadal, co widać, gdy na planie rządzi młodsze pokolenie. Kolejne lata pokażą, czy Sonia Bohosiewicz, znów świetna, ale powtarzająca rolę jurnego dziecięcia nasiąkniętego miejskim folklorem z "Rezerwatu", nie skończy z etykietką na czole. Podobnie Antoni Pawlicki grający powierzchownością "chłopca z tamtych lat", Maćka Chełmickiego, bez pepeszy za to na motorze z kuferkiem. Zespolenie pokoleń odbywa się dzięki sztuce, która przecież nie zawsze jest łatwa, nie wystawia też recept na spokojną starość. Bywa trudna i brudna. Odgrywany w więzieniu "Faust" to spektakl prawie apokaliptyczny. Otoczeni przez kraty i więźniów aktorzy przeciwstawiają swój monolog słownym wymiocinom i obelżywym gestom. Skrucha ze strony więźniów, nawet jeśli trochę naiwna, jest reżyserską nagrodą, którą Bławut swoim bohaterom musiał podarować. Inaczej ich heroiczny wysiłek poszedłby na marne. (MW)

Życie na spalonym

Zanim na "Boisku bezdomnych" zasiano filmową trawę, była tylko króciutka prasowa notatka o tym, że polska drużyna zajęła drugie miejsce na mistrzostwach świata w piłce nożnej. W zespole nie znaleźlibyście jednak Smolarka i Boruca, lecz kilku zdezelowanych życiowo facetów z Dworca Centralnego. Wykształcona w Stanach Zjednoczonych Kasia Adamik uznała, że to świetny pomysł na obraz czerpiący garściami z dobrych hollywoodzkich wzorców. Na ekranie znów widzimy bandę nieudaczników, którzy poprzez sport odzyskują utraconą godność.

Rozgrywającym fabuły jest Jacek Mróz (Dorociński) – obiecujący piłkarz, który po kontuzji nogi musiał porzucić marzenia o grze w reprezentacji Polski na rzecz pracy w szkole podstawowej na ponurym Śląsku. Bohater mógłby zostać trenerem lokalnej drużyny, ale to wymagałoby od niego sprzedania paru meczów. Taki numer nie mieści się jednak w kanonie zachowań wojownika. Co może więc zrobić typowy polski bohater? Urżnąć się w trakcie lekcji, by jeszcze bardziej zaakcentować cierpienie. Kupuję tę scenę tak samo jak moment, w którym pijany Jacek, wyrzucony przez żonę (Seweryn) z domu, zakłada na głowę znalezioną przypadkowo na ulicy czapkę Świętego Mikołaja. Wygląda w niej jak błazen pozbawiony łaski władcy za nieśmieszne dowcipy.

Kryminalne ślady tej historii gubią się dosyć szybko wśród syfu Dworca Centralnego i przeżartych alkoholową korozją twarzy bezdomnych. Adamik, jak na mój spaczony gust, zbytnio idealizuje menelstwo, czym akurat nie wyróżnia się spośród reszty polskich reżyserów zachwyconych życiem człowieka ze społecznego rynsztoka (patrz: "Edi"). Dobrze chociaż, że jej chłopcy w wolnych chwilach nie czytają poezji, by potem rzucić mądre powiedzonko. Co tu jeszcze nie gra? Oprócz grubego bramkarza puszczającego "szmaty", denerwuje mnie nonszalancja, z jaką autorka przedstawia swoich bohaterów. Charakterystyka niektórych z nich jest pobieżna do tego stopnia, że więcej mógłbym dowiedzieć się o graczach drugoligowego mongolskiego zespołu z kolejnej części "Pro Evolution Soccer".

Dalej nie mam jednak zamiaru się czepiać. Adamik kontynuuje w swoim filmie misję krzewienia patriotyzmu zapoczątkowaną w polsatowskiej "Ekipie". Bezdomni odnajdują tutaj dom w szerszym znaczeniu – Polskę. Reprezentując swój kraj na międzynarodowych zawodach z orłem na piersi, mogą na nowo poczuć się pełnowartościowymi obywatelami. Piękno ekranowej murawy jest fałszywe, ale wzrusza dobrą wolą realizatorów.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones