Jestem człowiekiem niezwykle szczęśliwym - rozmowa z Wojciechem Wójcikiem

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Jestem+cz%C5%82owiekiem+niezwykle+szcz%C4%99%C5%9Bliwym+-+rozmowa+z+Wojciechem+W%C3%B3jcikiem-15500
FilmWeb: "Tam i z powrotem" jest filmem, który trudno zakwalifikować do jakiegoś konkretnego gatunku. Z jednej strony jest to opowieść sensacyjna, z drugiej dramat, a przede wszystkim jest to obraz bardzo prawdziwy. Skąd w ogóle wziął się pomysł na jego realizację?
Wojciech Wójcik: Najpierw przeczytałem powieść Jamesa Barlowa "Patrioci" opowiadającą o dwóch brytyjskich weteranach, którzy powracają po wojnie do Wielkiej Brytanii i okazuje się, że tam nie są już nikomu potrzebni. Chcąc zdobyć środki do życia zrobili coś potwornego, haniebnego, co nie skończyło się dla nich dobrze. Nie pamiętam dokładnie już treści tego utworu, ale pamiętam, że jeden z bohaterów był artystą malarzem, podobnie Piotr odtwarzany w "Tam i z powrotem" przez Jana Frycza.
Był również taki film "Niepotrzebni muszą odejść" opowiadający o cały czas aktualnej sytuacji, jaka panuje w Irlandii, a dokładniej w Belfaście. Obraz ten wywarł na mnie ogromne wrażenie i pamiętam go do dziś.
Zarówno powieść "Patrioci" jak i film "Niepotrzebni muszą odejść" były bardzo ważnymi pozycjami dla mojego pokolenia, można nawet powiedzieć, iż były w owym czasie kultowe, mówiły bowiem o rzeczach bardzo nam bliskich.
Trzecim źródłem inspiracji był napad na warszawski bank mieszczący się na ulicy Jasnej. Zrabowano wtedy ogromną, na owe czasy, sumę pieniędzy a sprawców rabunku nigdy nie złapano.
Wiele lat później te trzy źródła zostały ze sobą skojarzone i tak się narodził pomysł na "Tam i z powrotem". Było to jeszcze w latach 70., ale o projekcie mogliśmy zacząć poważnie myśleć dopiero po roku 1989, po upadku cenzury.

FilmWeb: Wspomniał Pan o trzech źródłach inspiracji, ja jednak chciałbym się dowiedzieć, czy opisane w filmie wydarzenia, bohaterowie mają swoje pierwowzory w rzeczywistości?
Wojciech WojcikWojciech Wójcik: Poniekąd. Po napadzie na Jasną milicjanci wysunęli taką hipotezę, iż rabunek został dokonany przez weteranów, najprawdopodobniej "cichociemnych", którzy w czasie wojny działali w Polsce. Żołnierze Ci mieli zawsze doskonale podrobione dokumenty, fałszywe życiorysy i jak nikt umieli "zniknąć w tłumie", zatem zdaniem milicjantów byli doskonałymi kandydatami na rabusiów. Jednak jest to zaledwie hipoteza, nawet nie teoria, która z braku dowodów nie została nigdy potwierdzona.
Musi sobie Pan jednak zdawać sprawę, iż ta hipoteza nie była pozbawiona podstaw. Po wojnie nie dość, że panował w kraju bałagan, to jeszcze wiele osób zostało oddzielonych od swoich rodzin, które np. znalazły się w obozach na zachodzie i nie miało szansy na ich odwiedzenie, ze względu na nasz system polityczny. Wyjazd poza granice Polski był dla znacznej części z nich po prostu niemożliwy.
Dlatego też tak pokierowałem losami swoich bohaterów aby przede wszystkim pokazać sytuację w jakiej część ludzi znalazła się po wojnie, a co więcej, żeby zmusić widzów, szczególnie młodych, do zastanowienia się nad tym, czym jest wolność i co ona oznacza dla człowieka.

FilmWeb: A czy nie sądzi Pan, że historia opowiedziana w "Tam i z powrotem" jest na tyle uniwersalna, że mogłaby mieć miejsce praktycznie w każdym czasie?
Wojciech Wójcik: Nie, moim zdaniem akcja filmu nie mogłaby być umieszczona w dowolnym czasie. Jeżeli zdecydowałbym się na czasy po roku 1989 to fabuła musiałaby być zupełnie inna, powstałby zupełnie inny film. Napad by się wydarzył, ale ludzie wykonaliby go nie po to, żeby zdobyć pieniądze na paszport, ale na bilet bowiem otrzymanie paszportu w dniu dzisiejszym nie stanowi już żadnego problemu. W czasach PRL-u ten granatowy dokument był rzeczą, dla której człowiek był gotów zrobić bardzo wiele. Proszę pamiętać, że nawet jeśli udało się go otrzymać, to obywatele nie mieli prawa, żeby trzymać paszport w domu. Po powrocie z zagranicy należało do oddać do urzędu. Kiedy się więc chciało wyjechać ponownie należało całą procedurę przejść od nowa.

FilmWeb: Kilkakrotnie wspominał Pan, iż swoim filmem chciał wpłynąć na widzów młodych, zmusić ich do zastanowienia się nad przeszłością. Czy nie obawia się Pan jednak, że opisana przez Pana rzeczywistość, decyzje podejmowane przez bohaterów mogą wzbudzić ich śmiech? Chodzi mi w tym miejscu dokładnie o scenę, w której Andrzej niszczy paszport.
Wojciech Wójcik: Myślę, że młodzi widzowie będą uważali ten gest bohatera za śmieszny, ale też wierzę, że po pierwszej wesołości zaczną się zastanawiać nad tym dlaczego Andrzej postąpił tak, a nie inaczej. Dzięki takim ludziom jak on znajdujemy się teraz na mapie świata. Dzięki nim odzyskaliśmy wolność i nigdy nie możemy o tym zapomnieć.
Pracując nad "Tam i z powrotem" nie myślałem o tym, żeby zrobić film modny, łatwy. Chciałem zwrócić uwagę widzów na pewne fakty i myślę, że mi się to udało.
Wierzę, że ten film nie tylko sprawi widzom przyjemność, ale również spowoduje, że wiele młodych ludzi zacznie interesować się opisywanymi przez mnie czasami, że zada swoim rodzinom, czy dziadkom kilka kłopotliwych pytań.
Polacy mają krótką pamięć, bardzo szybko zapominają o przeszłości i wszystkich złych rzeczach z nią związanych. Od roku 1989 minęła już ponad dekada, a część społeczeństwa sprawia wrażenie, jakby w ogóle nie zdawała sobie sprawy z tego co działo się w tym kraju w latach 1945-89. Musimy im o tym przypominać. Wtedy dopiero słowo wolność, którym tak chętnie posługują się obecnie politycy nabierze właściwego znaczenia i mocy.

FilmWeb: Autorami scenariusza do filmu są Anna i Maciej Świerkoccy. Jednak do wielu swoich wcześniejszych obrazów sam Pan pisał scenariusze. Dlaczego nie tym razem?
Wojciech Wójcik: To jest nie do końca prawda. To tak pokutuje, jak przekonanie wielu osób, że w "Ekstradycji" Halski lata we wszystkich odcinkach z pistoletem i strzela do przestępców. W całym serialu, mówię to z całą odpowiedzialnością, komisarz Halski strzela zaledwie dwa razy. Podobnie jest ze scenariuszami. Nigdy nie pisałem ich sam. W ostatecznej wersji, czując się odpowiedzialnym za to co robię, redagowałem je, nadawałem im ostateczny kształt. Niejednokrotnie doprowadzało do kłótni bowiem na moje propozycje często nie zgadzał się autor tekstu.
W przypadku "Tam i z powrotem" miałem pomysł na film. Szczęściem trafiłem na zdolnych ludzi w osobach Anny i Macieja Świerkockich, którzy podjęli się napisać na jego podstawie scenariusz. Wcześniej Pan Świerkocki napisał co prawda inną wersję owego scenariusza, ale ona nie nadawała się do realizacji. Dopiero na podstawie drugiej, napisanej już wspólnie z Panią Anną powstał film.

FilmWeb: Chciałbym się teraz cofnąć do czasów, kiedy pojawiły się pierwsze informacje o tym, że film będzie kręcony. Z informacji jakie wówczas były dostępne wynikało, że "Tam i z powrotem" będzie sensacyjną opowieścią o dwóch mężczyznach planujących napad na bank. Film, który teraz trafia na ekrany nie do końca odpowiada temu opisowi. Czy oznacza to, że projekt ten ewoluował jeszcze podczas prac na planie?
Wojciech Wójcik: Nie, absolutnie nie. Od początku miał powstać film, w którym sensacyjna intryga zepchnięta zostanie na plan dalszy, traktujący o ludzkich dramatach i konieczności dokonywania wyborów. Niestety, ludziom w naszym kraju cały czas przyczepia się etykietki. W świadomości przeciętnego człowieka Wojciech Wójcik funkcjonuje jako twórca filmów sensacyjnych, kryminałów, reżyser "Ekstradycji". Zatem jeśli w informacjach pojawia się wzmianka na temat napadu to większość ludzi uważa, że będzie to obraz akcji, opowiadający o zmaganiach policjantów z bankowymi rabusiami.

FilmWeb: Ciekaw jestem ile czasu zajęło Panu znalezienie plenerów, w których realizowane były zdjęcia. Akcja filmu rozgrywa się w latach 60, a dziś już w Warszawie nie ma zbyt wiele miejsc, które zachowały się niezmienione od tamtych czasów.
Wojciech Wójcik: To nieprawda. Dużą część zdjęć zrealizowaliśmy w Łodzi, w której cały czas są takie 'zapomniane przez Boga i ludzi' miejsca, gdzie po wojnie wszystko wyglądało lepiej niż w tej chwili. Są całe ulice i kamienice, których od dziesiątek lat nie tknęła ręka rzemieślnika. Jestem absolwentem łódzkiej filmówki, przemieszkałem w tym mieście wiele lat i myślę, że znam je lepiej niż nawet przeciętny łodzianin. Zatem miejsca, w których kręciliśmy zdjęcia były mi dobrze znane. W samej Warszawie natomiast nakręciliśmy większość ujęć rozgrywających się we wnętrzach. W stolicy również, mimo zmian jakie nastąpiły po roku 1989, jest jeszcze wiele takich podejrzanych zaułków, uliczek i bram.

FilmWeb: "Tam i z powrotem" ma imponującą obsadę. Czym kierował się Pan decydując się na współpracę z Janem Fryczem i Januszem Gajosem.
Wojciech Wójcik: Janusza Gajosa znam od lat. Razem studiowaliśmy w Łodzi i nasze drogi dość często się przecinały. Janusza znam, dobrze się nim dogaduję, a co więcej jest on obecnie jednym z najlepszych polskich aktorów, który, jak głosi plotka, jest w stanie zagrać małpę, pół litra oraz krzesło, i dlatego właśnie zdecydowałem się na powierzenie mu roli Andrzeja.
Problem miałem natomiast ze znalezieniem odtwórcy roli Piotra. Miałem całą masę rozmaitych pomysłów, ale w momencie kiedy ktoś zaproponował Jana Frycza wiedziałem już, że znaleźliśmy odpowiednią osobę.

FilmWeb: "Tam i z powrotem" trafił już na ekrany, ale wiem, że pracuje Pan obecnie nad nowym serialem telewizyjnym. Czy mógłby Pan powiedzieć coś na temat tego projektu?
Wojciech Wójcik: Tak, to prawda pracuję nad serialem telewizyjnym zatytułowanym "Sfora". Właśnie dziś, po raz pierwszy, musiałem o czasie skończyć zdjęcia, żeby zdążyć na premierę "Tam i z powrotem".
Musze Panu wyznać, że jestem człowiekiem niezwykle szczęśliwym. Po 1989 roku bałem się, że nie odnajdę się w nowej rzeczywistości nie mam bowiem wpływowych przyjaciół, jestem dość krnąbrny i nie umiem załatwiać spraw w oparciu, jak to się mówi, o bufet. A jednak udało mi się i jestem z tego powodu niezwykle szczęśliwy. Co do "Sfory" to nie chciałbym teraz zdradzać zbyt wielu szczegółów, żeby nie psuć widzom przyjemności oglądania serialu. powiem jedynie, że bohaterami cyklu będą policjanci walczący z rodzimymi przestępcami.

FilmWeb: Dziękuję bardzo za rozmowę.