KINO: Nadążyć za czasem wielkiej przemiany

www.kino.org.pl /
https://www.filmweb.pl/news/KINO%3A+Nad%C4%85%C5%BCy%C4%87+za+czasem+wielkiej+przemiany-41071
Nadążyć za czasem wielkiej przemiany.
Z Jia Zhang Ke, reżyserem nagrodzonego Złotym Lwem weneckim w 2006 roku filmu "Martwa natura", rozmawia PIOTR KOBUS


- Gdzie jest pański dom? Czy to Fenyang w Shanxi, a może Pekin? Chiny, świat?
Tak naprawdę nie wiem, gdzie jest mój dom. Ale w Chinach uważamy, że jeśli nawet w życiu człowiek dryfuje pomiędzy różnymi miejscami, zawsze w jednym z nich tkwią jego korzenie. To miejsce, z którym odczuwa się wyjątkową wspólnotę, duchową jedność. Dla mnie to Fenyang w prowincji Shanxi, gdzie się wychowałem i mieszkałem do 23 roku życia. Żyłem pośród prostych ludzi i o nich zacząłem opowiadać w moich pierwszych filmach. Tam są moje korzenie, chociaż dzisiaj to nie jest już mój dom.

- Pochodzi pan z kosmopolitycznej rodziny, która została zesłana z Pekinu do Shanxi podczas Rewolucji Kulturalnej. Jak pan ocenia wpływ tych wydarzeń na swoje życie dzisiaj, po powrocie Pekinu?
Nie wychowywałem się z poczuciem krzywdy czy straty, ponieważ nigdy nie zaznałem życia w wielkim mieście. Moim światem w młodości było Shanxi. Inaczej wygląda to w pokoleniu mojego ojca. Nasza rodzina była zamożna, mieliśmy szpital i aptekę i dlatego w latach Rewolucji Kulturalnej byliśmy prześladowani. Przez 10 lat moja rodzina była obiektem ataków i różnych form dyskryminacji. Natomiast dla mnie wychowanie w Shanxi stało się szansą lepszego zrozumienia kraju. Mieszkając teraz w Pekinie jestem w stanie lepiej zrozumieć różnicę pomiędzy życiem na prowincji i w wielkich miastach.

- W młodości studiował pan malarstwo, jest pan autorem powieści, by w końcu poświęcić się kinu. Lenin powiedział, że ze wszystkich sztuk najważniejszy jest film. Jemu chodziło oczywiście o politykę i propagandową siłę kina. A dlaczego kino jest najważniejsze dla pana?
Kiedy dorastałem, kino było jedyną formą sztuki odgrywającą istotną rolę w moim świecie. Malarstwo rozwijało się jedynie w Pekinie czy Szanghaju. To była sztuka dla nielicznych. Olbrzymia większość ludzi w Chinach była analfabetami, nie miała więc dostępu do literatury. Za to kino docierało wszędzie, każdy mógł obejrzeć i próbować zrozumieć film - najbardziej bezpośrednią i demokratyczną z form sztuki. Kino jest doskonałym medium dla wyrażania uczuć, dlatego zdecydowałem się zostać filmowcem.

- Chińskie poczucie czasu różni się bardzo od europejskiego. Często posługujecie się miarą pokolenia dla odmierzania czasu, datowania zjawisk. Jest pan wymieniany jako jeden z twórców VI Pokolenia chińskich filmowców - pierwszego pokolenia twórców niezależnych. Czy identyfikuje się pan z tym pokoleniem? W jakim stopniu czuje się pan niezależny?
- Nie lubię tego rodzaju klasyfikacji. Nie identyfikuję się z VI Pokoleniem. Prawdą jest jednak, że począwszy od lat 90. w Chinach zaistniało kino niezależne. Do tego czasu szesnaście państwowych wytwórni filmowych miało monopol na produkcję. Nam udało się ten monopol złamać, a także wystąpić przeciw cenzurze, która do dzisiaj jest w Chinach bardzo silna. Oficjalnie można robić tylko dwa rodzaje filmów: takie, które pokazują Chiny zgodnie z oficjalną propagandą oraz filmy rozrywkowe, które nie mają pretensji pokazywania świata realistycznie. Wszystko inne, a w szczególności filmy pokazujące prawdziwie życie w dzisiejszych Chinach, jest zabronione. Dotyczy to także zgubnego wpływu konsumeryzmu. Cenzura i dziki kapitalizm idą ramię w ramię, co dodatkowo utrudnia kręcenie filmów niezależnych.
- Pomaga pan młodym reżyserom w drodze do debiutu. W latach 60. w Ameryce Łacińskiej młodzi filmowcy, twórcy ruchu cinema novo, wierzyli, że dzięki takiemu medium jak kino są w stanie zmienić świat. Chcieli dokonać rewolucji z kamerą w ręku zamiast pistoletów. Czy uważa pan, że filmy, których jest pan twórcą, mogą wpływać na rzeczywistość?
- Oczywiście, wysiłki jednostki czy nawet grupy ludzi mają bardzo ograniczony wpływ na kraj tak wielki jak Chiny. Wierzę jednak, że kultura ma ogromne znaczenie. Chińska polityka bezustannie ewoluuje, ludzie mają coraz więcej swobód. Kultura może wpływać na kierunek, w którym zmierzają te procesy. Tworząc filmy, przede wszystkim poszukuję własnego języka, estetyki, próbuję przekazać pewne emocje, ale także poszerzać obszar wolności i dążyć do wyrównywania szans. Pomagam młodym, ponieważ wierzę, że Chiny potrzebują niezależnej kultury. Musimy o nią walczyć.
- W 2004 roku byłem przez 6 tygodni w Chinach. Po powrocie do Europy zobaczyłem w Wenecji pański "Świat", którego akcja rozgrywa się współcześnie w Pekinie. Miałem wrażenie, jakbym znalazł się z powrotem w Chinach. Z jednej strony film jest bardzo realistyczny i wiarygodny, niesie olbrzymi ładunek emocjonalny. Z drugiej - wystylizowany, oryginalny formalnie. Jak udaje się łączyć ostry realizm z poszukiwaniami formalnymi?
Kieruję się przede wszystkim pasją. Dążę do intymnego kontaktu z rzeczywistością, którą opisuję. We wszystkich filmach istotne są dla mnie emocje, które pragnę przekazać.

- Oryginalny tytuł pańskiego najnowszego filmu brzmi w tłumaczeniu "Dobrzy ludzie z Trzech Przełomów", jednak rozpowszechniany jest jako "Martwa natura". Skąd dwa różne tytuły?
Początkowo film funkcjonował tylko pod tytułem oryginalnym, który podkreśla, że najważniejsi w tej opowieści są nasi bohaterowie. "Haoren" - dobrzy ludzie - to bardzo znaczący termin w języku chińskim. Pierwotnie oznaczał ludzi czystych moralnie, szlachetnych. Obecnie zyskał też nowe znaczenie: określa się nim ludzi bezbronnych, pozbawionych znaczenia, ale tylko takich, którzy niczego nie niszczą, pozostają dobrzy. W trakcie pracy nad filmem zacząłem jednak odkrywać na nowo materialną stronę tej opowieści. W Pekinie byliśmy zewsząd otoczeni nadmiarem, nowym chińskim dobrobytem. Wielkimi sklepami z niekończącymi się półkami, hostessami zachęcającymi do próbowania coraz to nowych produktów. Na planie nad Trzema Przełomami znajdowaliśmy się w rzeczywistości powszechnego niedoboru. Ludzie nie mieli rzeczy niezbędnych do życia, na dodatek niszczone było to, co im pozostało. Całe miasta były wyburzane. To dlatego nadaliśmy filmowi nowy tytuł, "Martwa natura"
.
- Zachód boleje nad niszczonym starym drewnianym Pekinem czy właśnie Trzema Przełomami, ale na tych gruzach rodzi się nowa kultura. Wspomina pan o życiu, pięknie, które rozkwita pośród zniszczenia i ruin. Jakie są zatem negatywne, a jakie pozytywne aspekty wielkich zmian, przez które przechodzą Chiny?
Kiedy stanąłem pośród ruin nad Jangcy, targały mną sprzeczne uczucia. Zastanawiałem się czy jest to tragiczny koniec czy może początek nowego świata? Z jednej strony tracimy zbyt wiele. Zatapiane są całe miasta o wspaniałej historii, a wraz a nimi nasza przeszłość i wspomnienia. Z drugiej strony pośród tej destrukcji rodzą się nowe wartości, przede wszystkim indywidualizm i nowoczesność. Pojęcia takie, jak demokracja i wolność jednostki tak naprawdę nigdy tutaj nie funkcjonowały. Teraz jest inaczej i dlatego ludzie nie boleją nad utraconą przeszłością. W ten sposób manifestuje się postęp. Niestety, jego cena jest ogromna.

- Poprzedni film, "Świat", był bardzo atrakcyjny formalnie. Pojawiły się nawet głosy, że Jia Zhang-ke się komercjalizuje. Tymczasem "Martwa natura" jest bardzo surowa w formie. Skąd ta radykalna zmiana?
Natura tych dwóch filmów jest bardzo różna. Kiedy przyjechałem na plan "Martwej natury" byłem tak zszokowany tym, co zobaczyłem, że zupełnie przestałem kalkulować, rozważać wcześniejsze zamiary. Po prostu, filmowałem coś, co przerastało moje dotychczasowe wyobrażenie o procesach, które zachodzą w Chinach. Mówimy ciągle, że Chiny się zmieniają, ale nad Jangcy zdałem sobie sprawę, że zmiany już się dokonały. Starego świata nie ma, a porządek nowego został już ustalony, wszystko rozparcelowano. "Świat" był bardzo odmienny formalnie, ponieważ chodziło mi o ukazanie jałowości wielkomiejskiego życia, jakie prowadzą bohaterowie, jego emocjonalnej pustki. W "Martwej naturze" skupiłem się na życiu codziennym. Nie duchowym czy emocjonalnym, ale na materialnym aspekcie życia.

- W kulturze chińskiej wielkie znaczenie mają papierosy i rytuały z nimi związane. "Martwa natura" podzielona jest na rozdziały: papierosy, herbata, alkohol, cukierki... Jak to rozumieć?
Budowa wielkiej tamy jest przedsięwzięciem narodowym. Rząd zapewnia budowniczym wszystko, co potrzebne do życia. Dobra, które użyczyły nazw rozdziałom filmu, są dobrami luksusowymi, rozdzielanymi pracownikom przez władzę. Jako nieodłączna część codziennego życia, mają olbrzymie znaczenie w kontaktach międzyludzkich, regulują życie społeczne. Zorganizowałem w ten sposób film, by oddawał porządek tego świata.

- Inna tajemnica "Martwej natury" to elementy fantastyczne wplecione w tkankę paradokumentalną. Na przykład wielki budynek unoszący się w górę niczym statek kosmiczny. Jedyne skojarzenie, jakie przychodzi mi do głowy, to chiński program kosmiczny, skok z przeszłości prosto w kosmos...
Chodzi o magię. Zmiany zachodzą w Chinach w takim tempie, że wydają się ponadnaturalne. Weźmy na przykład miasta o historii obejmującej 2000 lat. Znikają z dnia na dzień, jak w bajce. Miliony ludzi od pokoleń żyły w tym samym miejscu, stanowiły nieodłączną jego część i nagle ich nie ma. To, co wydaje się niemożliwe, magiczne, staje się częścią życia codziennego w Chinach.

- W "Martwej naturze" jest dwoje bohaterów - prosty górnik i dobrze sytuowana pielęgniarka. Skąd taki dobór postaci?
Moim zamiarem było ukazanie złożoności życia Chińczyków. Jedna postać nie dałaby mi tej możliwości. Górnik reprezentuje najniższe warstwy społeczeństwa, które codziennie toczą walkę o przetrwanie. Na nic innego nie mogą sobie pozwolić. Pielęgniarka nie musi troszczyć się o podstawowe dobra, ma komfort, dzięki któremu może angażować się życie publiczne, zabierać głos. Starałem się by "Martwa natura" wyglądała jak klasyczny chiński obraz. Widzimy rzekę, górę, u jej stóp po przeciwnych stronach kobietę i mężczyznę w równowadze, niczym Jin i Jang. Chciałem osiągnąć ten efekt, ponieważ to miejsce, Trzy Przełomy, ma olbrzymie znaczenie w historii Chin i od dawna inspirowało artystów.

- Film był już pokazywany w Chinach. Czy odniósł sukces porównywalny do tego, jaki stał się jego udziałem w świecie?
Najważniejszym efektem premiery w Chinach jest debata, którą zapoczątkowaliśmy. Miała wręcz lawinowy efekt. To, że jeden film był w stanie zapoczątkować takie poruszenie, jest dla mnie wielkim powodem do szczęścia.

- Jakie są pana plany artystyczne?
- Akcja mojego następnego filmu rozgrywać się będzie w południowych Chinach w roku 1975, na rok przed końcem Rewolucji Kulturalnej. Jego bohaterami są dwaj chłopcy, wciągnięci w rywalizację gangów, ale główny temat to walka o władzę.