KINO: W paryskich kinach: sezon motyla i wróbelka

www.kino.org.pl /
https://www.filmweb.pl/news/KINO%3A+W+paryskich+kinach%3A+sezon+motyla+i+wr%C3%B3belka-42808
Sezon motyla i wróbelka
GRAŻYNA ARATA (korespondencja z Paryża)

Styczeń i luty to tradycyjnie miesiące filmowych nagród, afiszowanych demonstracyjnie gratulacji i ukrywanych frustracji, słowem chwile rozmyślań o minionym sezonie. We Francji bal statuetek otworzyły Pantery - nagrody rozdane 13 stycznia przez Akademię Lumieres, gromadzącą dziennikarzy zagranicznych akredytowanych w Paryżu.

Nominacje i nagrody przyznawane przez młodszych kolegów Złotych Globów potraktujmy jako punkt wyjścia do małego spacerku po ubiegłorocznym pejzażu francuskiej kinematografii. Oto "Motyl i skafander" Juliana Schnabla uznano za Film Najlepszy. Laureat nagrody za reżyserię w Cannes w kilka godzin po ceremonii Lumieres był już także laureatem Złotego Globu. Widzowie w Polsce wiedzą, że to film oparty na autobiograficznej książce Jean-Dominique Bauby'ego - błyskotliwego redaktora naczelnego magazynu "Elle", motyla brylującego w świecie mody i paryskich salonów, którego nagły wylew wtłoczył w hermetyczny skafander sparaliżowanego i niemal pozbawionego kontaktu ze światem zewnętrznym ciała poza ruchem jednej powieki. Filmowa adaptacja okazała się trudna w realizacji - odtwórca głównej roli Mathieu Amalric (Pantera dla najlepszego aktora), dzielił swą statuetkę z operatorem, który przez połowę filmu "gra za niego" - nie jest też łatwa w odbiorze, żądając od widza akceptacji życiowego dramatu w całym jego niewytłumaczalnym okrucieństwie. Niewytłumaczalnym, ale nie bezsensownym - sugeruje Juliana Schnabla, odbijając echem przesłanie zmarłego autora. Amerykański reżyser i malarz - realizując film doskonale francuski - zdaje się odmalowywać na ekranie świat widziany okiem zamkniętego w skafandrze bohatera, zawężony i powiększony jednocześnie, o wyostrzonych szczegółach i zaognionych dźwiękach. Film ten jest prawdziwym dziełem sztuki i zarazem dowodem na wielkość ludzkiej duszy. Nic dziwnego, że bratnie Akademie ukoronowały go jednomyślnie.

Nagrody znad dwóch oceanów przemówiły, a raczej zaśpiewały jednym głosem jeszcze raz - celebrując wybitną kreację Marion Cotillard, która nie interpretuje, ale personifikuje "wróbelka" - Edith Piaf. "Niczego nie żałuję - Edith Piaf" to największa francuska produkcja sezonu, w reżyserii i według pomysłu Oliviera Dahana, podbijająca rynki zagraniczne jako najlepsza reklama francuskiej cywilizacji. Sukces obrazu o klasycznej formie i hollywoodzkim rozmachu epickim potwierdził Oscar dla aktorki.

Trzeci film sezonu to "Persepolis", nominowany przez Lumieres w kategorii Najlepszego Filmu, laureat Nagrody Jury w Cannes. Marjane Satrapi, autorka popularnego komiksu o tym samym tytule, opowiada o irańskim dzieciństwie dziewczynki żyjącej w centrum burzy, która zmiotła reżim skorumpowanego szacha zamieniając go na okrucieństwo imamów i ich "oczyszczającej" islamskiej rewolucji. Później przyszedł czas emigracji, samotne dorastanie w Europie, wśród arogancji ludzi odmiennych i obojętnych, powrót do kraju i jego problemów oraz powtórna emigracja - ciąg wydarzeń bolesnych, zneutralizowanych duchem impertynencji i czarnego humoru. Dystans rysunku i humoru nadał albumom a następnie filmowi ton wyjątkowy, opowiadając więcej prawdy o dramacie Iranu niż wszystkie telewizyjne reportaże i naukowe analizy. Marjane Satrapi przekonana, że obraz realny odbierze jej historii wymiar uniwersalny, wybrała animację, kreując wraz z Vincentem Paronnaud świat czarno-biały, wypełniony postaciami w konwencji "stylizowanego realizmu".

Poza tymi trzema filmami, dzielącymi aspiracje do uniwersalności i przeznaczonymi z góry dla publiczności międzynarodowej, reszta filmowej produkcji osiągnęła jak do tej pory sukces przede wszystkim narodowy. Największą świeżość i mądrość spojrzenia na bolączki francuskiej społeczności prezentuje z pewnością nowy film Abdellatifa Kechiche'a "Sekret ziarna" (La Graine et le mulet) - nagroda Lumieres za najlepszą reżyserię. Zainspirowana życiem ojca opowieść o starzejącym się imigrancie, próbującym za wszelką cenę odbić się od miernoty egzystencji i zostawić dzieciom "coś własnego", utrzymana jest w tonie przypowieści, w której humor, poezja i marzenia odbijają się od skostniałej i podszytej rasizmem francuskiej struktury. Wędrówka wśród biurek nadętych urzędników, labirynt wykluczających się wzajemnie zaświadczeń i absurdalnych wymagań mogłyby szybko przybrać formę nudnej i smutnej litanii, Kechiche praktykuje jednak sztukę dygresji, maluje radość życia i bogactwo osobowości tworzących społeczność nazywaną pogardliwie "Arabami" - stara się przy tym nie idealizować swych bohaterów i nie otaczać ich cukierkowym lukrem świętości. Wśród aktorów - przeważnie amatorów - wielkim talentem i temperamentem filmu jest debiutująca Hafsia Herzi, obdarzona nagrodą Lumieres dla największej rewelacji sezonu. Film byłby świeży, jędrny i soczysty jak dojrzały owoc winogrona gdyby nie... jego tasiemcowa długość. Rozwlekłość dopiekająca największym nawet entuzjastom twórczości Kechiche'a może pozbawić ten wrażliwy, mądry, dowcipny i poetycki obraz kariery, na jaką z pewnością zasługuje.

"99 franków" - najbardziej błyskotliwy w formie i treści film sezonu (nagroda Lumieres dla największej rewelacji męskiej, Jocelyna Quivrin) to adaptacja skandalizującej powieści Frédérica Beigbedera, modnego "enfant terrible" kręgów medialno-artystycznych. Książka jest pamfletem na światek twórców reklamy i ich klientów, traktujących konsumentów z dyskretną mieszanką cynizmu, arogancji i bezwzględności. Dowcipny, psychodeliczny i obnażający portret twórców reklamy - z duszą zaprzedaną diabłu, nosem zapchanym kokainą i sercem jak sopelek lodu - "99 franków" przypomina pełnometrażowy film reklamowy, z nadmiarem efektów specjalnych, kulturowych cytatów, gagów i dygresji, poganianych diabelskim rytmem. Bogactwo formy oraz krzyżujące się poziomy lektury - manipulant jest manipulowany, film żywi się reklamą, a reklama żywi się wszystkim - dają widzowi dysponującemu odrobiną inteligencji i kultury kilka chwil dowcipnej i bardzo pouczającej zabawy. "Usiłowałem wskazać manipulacje, posługując się siłą reklamowego języka i metafory" - tłumaczy reżyser Jan Kounen. Sukces zamierzenia potwierdziły stacje telewizyjne, które, przemawiając jednym głosem reklamobiorców, solidarnie się od filmu odwróciły. "Kupa zrobiona przez dwóch narkomanów" - skomentował dzieło "Libération", niegdyś dziennik lewicowy, dzisiaj wiążący koniec z końcem dzięki hojności kapitału.

Następne trzy filmy spotkały się z przyjęciem zdecydowanie bardziej kameralnym, reprezentują jednak ciekawe, odkrywcze, słowem "dobrze się zapowiadające" nurty francuskiego kina. Wyreżyserowany przez Alfreda Lota "Pokój zmarłych" (La Chambre des morts) - nagroda Lumieres za scenariusz - to thriller, w którym realizm przeplata się z poezją, zagrożenie jest sugerowane, a nie okraszane hemoglobiną, nieszablonowe postaci (doskonała rola Mélanie Laurent) - całość filmowana z ręki, lecz daleka od histerii, przy oświetleniu, które ilustruje stan ducha postaci kreując atmosferę niebezpiecznego szaleństwa. Dzieło oryginalne, o zdefiniowanym charakterze - sugerujące, że tego reżysera trzeba mieć na oku.

"Co widziały me oczy" (Ce que mes yeux ont vu) Laurenta de Bartillat (nominacja za najlepszy scenariusz) to przede wszystkim oryginalność pomysłu, opierającego scenariusz na... malarskiej pasji. Połączyć malarstwo, żmudne poszukiwania historyka sztuki, semantyczną analizę obrazu z intrygą (ciekawą) i postaciami z krwi i kości (pięknie filmowana Sylvie Testud) to zadanie niełatwe z każdego punktu widzenia - artystycznego, produkcyjnego i komercyjnego. Laurenta de Bartillat i współscenarzysta Alain Ross zamienili szaloną ideę w obraz nie tylko żywy, ale i pasjonujący.

Trzecie dzieło to uroczy, świeży film Loli Doillon "A ty kim jesteś?" (Et toi t'es sur qui?) - nominowany do nagrody za największą rewelację kobiecą - opowiadający o nastoletnich miłościach tak naturalnie, jakby reżyserka nie przekroczyła jeszcze 16 lat. Miłość nastoletnia to sprawa poważna, nawet jeżeli ukrywają ją prześmiewki, złośliwostki czy niezręczny seks. Film, który każdy rodzic nastolatka powinien zobaczyć!
A gwardia reżyserów znanych i lubianych, którzy od lat stanowią gwarancję "francuskiej jakości?"

W tym roku dwa ciekawe filmy zaprezentowali André Téchiné - "Świadkowie" (Les Témoins) - oraz niezniszczalny Claude Chabrol - "Dziewczyna podzielona na pół" (La Fille coupée en deux). "Świadkowie" to mądra, smutna opowieść o początkach epidemii AIDS, o losach jak zwykle zdominowanych przez miłość, frustracje, chorobę, przeznaczenie. Akceptacja, rezygnacja i poszukiwanie szczęścia pomimo wszystko - to powtarzana od lat gorzka prawda Téchiné.

 Claude Chabrol powraca do swej ukochanej burżuazji, opowiadając o dziewczynie poddanej jednocześnie trującym wdziękom posiwiałego autora bestsellerów i szaleńczej miłości młodego złotego chłopca, czarującego, niezrównoważonego i niebezpiecznego.
A poza tym? Jak zwykle, romantyczne komedie...

GRAŻYNA ARATA