Władze Francji wycofują się ze wsparcia deklarowanego
Romanowi Polańskiemu po jego aresztowaniu w Zurychu. Jeszcze w poniedziałek minister spraw zagranicznych głośno domagał się uwolnienia reżysera. Dziś władze są zdecydowanie bardziej powściągliwe.
Trwa proces prawny związany z niezwykle poważnym przestępstwem, jakim jest gwałt na nieletniej, a szwajcarski i amerykański system sprawiedliwości robi to, co do niego należy – powiedział wczoraj rzecznik francuskiego rządu. –
Polański nie może stać ponad prawem.
Podobnie ma się sytuacja i w Polsce, gdzie Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych, zapowiadał interwencję u Hilary Clinton. Donald Tusk zgasił go jednak mówiąc, że minister powinien wykazać się większą powściągliwością w obronie reżysera.
Brytyjski parlamentarzysta i członek Rady Europy Denis MacShane nawołuje wręcz władze europejskie do wsparcia działań Amerykanów związanych z ekstradycją
Polańskiego. Twierdzi on, że filmowiec powinien odpowiedzieć za swoje czyny.
Tymczasem David Wells, emerytowany prokurator, przyznał, że w dokumencie
"Roman Polański. Ścigany i pożądany" skłamał opowiadając o okolicznościach procesu karnego. Jego wypowiedzi wykorzystywali obrońcy polskiego reżysera. W filmie Wells, który nie był przydzielony do sprawy, opowiada, jak to spotkał się z sędzią i przekonywał go, że
Polański powinien spędzić więcej czasu w więzieniu. Miał mu też pokazać gazetę ze zdjęciami reżysera na Oktoberfest w czasie, kiedy powinien być w Stanach i czekać na ostateczny wyrok.
Teraz Wells wycofuje się z tych wypowiedzi. Twierdził, że ubarwił historię będąc przekonanym, że film nie zostanie pokazany w Stanach. Przekonuje także, że nie rozmawiał z sędzią prowadzącym sprawę, a gazetę zostawił w sekretariacie sądu i nie wie, co się z nią dalej stało.