Miałam dużo szczęścia - wywiad z Magdaleną Piekorz

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Mia%C5%82am+du%C5%BCo+szcz%C4%99%C5%9Bcia+-+wywiad+z+Magdalen%C4%85+Piekorz-18550
Miałam dużo szczęścia i wiele szans - powiedziała nam Magdalena Piekorz w rozmowie przeprowadzonej jeszcze przed festiwalem w Gdyni. Jej debiutancki film "Pręgi" otrzymał tam Złote Lwy i Nagrodę Publiczności, a niedawno został polskim kandydatem do Oscara w kategorii "najlepszy film obcojęzyczny".


Filmweb: Czy w Polsce trudno być debiutantem?
Magdalena Piekorz: To jest bardzo niewdzięczna rola, bo musi się złożyć mnóstwo czynników, żeby jakieś przedsięwzięcie doszło do skutku. Trudno jest zainteresować kogokolwiek swoim projektem, znaleźć osobę, która uwierzy, że warto to zrobić i wyłoży odpowiednie pieniądze. Miałam to szczęście, że na studiach trafiłam do Andrzeja Fidyka, który dał mi szansę zrobienia Dziewczyn z Szymanowa", więc pierwsze filmy dokumentalne realizowałam już jako studentka reżyserii. Na pewno trzeba mieć odrobinę szczęścia, trafić na odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie. U mnie to wszystko się poskładało, bo moim profesorem w szkole był Krzysztof Zanussi, który znał moje filmy i to on zaproponował, żebym po skończeniu szkoły pojawiła się w studiu filmowym Tor. Potem skontaktował mnie z Wojtkiem Kuczokiem.

Filmweb: Z którym podobno poznawałaś się 5 razy...
Magdalena Piekorz: Pierwszy raz w pociągu 10 lat wcześniej. Jechaliśmy do szkoły teatralnej, bo chcieliśmy być aktorami. Niestety, obojgu nam to nie wyszło.
Dwa lata później dostałam się na reżyserię do Katowic, a Wojtek chodził tam na zajęcia z pisania scenariuszy. Byliśmy w tej samej grupie, ale nigdy nie rozmawialiśmy o filmach. Czytałam jego recenzje w „Tygodniku Powszechnym" i myślałam sobie: jakiś facet ze Śląska, jak on świetnie pisze... Nie kojarzyłam jego nazwiska.

Filmweb: Czy podoba ci się jego proza?
Magdalena Piekorz: Moim marzeniem byłoby zrobić wszystkie opowiadania ze zbiorku "Opowieści słychane". Punktem wyjścia dla "Pręg" było opowiadanie "Dioboł" z tego zbioru, potem z Wojtkiem stwierdziliśmy, że ciekawie byłoby pokazać, jak ten bohater funkcjonuje w dorosłym świecie. Początkowo mieliśmy zrobić film o relacji ojca i syna, ale to opowiadanie tragicznie się kończyło, a ja nie chciałam zostawić widzów bez nadziei. Wtedy poprosiłam Wojtka, żeby wymyślił otwarte zakończenie.
Każde z jego opowiadań jest bardzo filmowe. Wojtek pisze krótkimi zdaniami, to jest bardzo plastyczne, czytasz i od razu widzisz. Z niecierpliwością czekam na jego zbiór "Widmokrąg", który ukaże się niebawem. Tam znajdzie się tekst "Doktor Haust", który wspólnie z Michałem Żebrowskim przygotowujemy w Teatrze Studio, premiera odbędzie się 8 stycznia.

Filmweb: Nie chciałaś zaczynać od filmów offowych?
Magdalena Piekorz: Wydaje mi się, że warto czekać, żeby zrobić film w normalnych warunkach. Jeśli ma powstać coś naprawdę dobrego, musi być to dopracowane w szczegółach. Przy filmie offowym bałabym się, że wszystko wyjdzie zbyt amatorsko, ale rozumiem taką drogę. Mnie udało się zadebiutować pełnometrażowym filmem, wielu moich kolegów tej szansy nie miało, a mają coś do powiedzenia.

Filmweb: Jak długo czekałaś, aż ktoś zdecyduje się wyprodukować Pręgi"?
Magdalena Piekorz: Scenariusz był złożony 2 lata temu w zespole filmowym TOR, który od początku był głównym producentem filmu, potem pojawił się pan Włodzimierz Otulak, który początkowo miał być tylko dystrybutorem, a stał się producentem. Zdjęcia do Pręg" zaczęłam w zeszłe wakacje.

Filmweb: Wcześniej kręciłaś filmy dokumentalne...
Magdalena Piekorz: Zrobiłam 8 dokumentów, a potem serial "Chicago" dla tvn.

Filmweb: Czy doświadczenia, które zdobywałaś przy kręceniu filmów dokumentalnych pomogły ci przy realizacji fabuły? Podobno jako reżyser jesteś bardzo wnikliwa.
Magdalena Piekorz: Dzięki dokumentom nauczyłam się warsztatu. Przychylam się do koncepcji Andrzeja Fidyka, że mówiąc o filmie dokumentalnym powinniśmy przykładać taką samą wagę do słowa „film", jak do słowa „dokumentalny". Realizując dokumenty, używamy całej gamy środków filmowych, dzięki czemu można się nauczyć konstrukcji, budowania napięć, dramaturgii, tego wszystkiego, co potem wykorzystuje się w filmie fabularnym. Dokument jest metaforą, pretekstem do powiedzenia czegoś więcej. Daje możliwość obserwacji człowieka, jego zachowań i reakcji. Podczas kręcenia miałam okazję poznać różne środowiska: awangardowych artystów, którzy przenieśli się na wieś i tam uprawiają swą „sztukę", dziewczyny ze szkoły w Szymanowie, którym dzwonek wytycza kolejne punkty dnia. Teraz jestem w trakcie realizacji dokumentu o arystokracji rosyjskiej.

Filmweb: Czy kręcąc dokumenty czekałaś na szansę zrobienia filmu fabularnego?
Magdalena Piekorz: Początkowo o tym nie myślałam. Przez wiele lat chciałam być aktorką, ale nie udało się. Zdając do szkoły filmowej, nie myślałam o dokumencie, ale od początku fascynował mnie ten gatunek. Zrozumiałam, że dzięki temu mogę poznawać ludzi i ich tajemnice, przekazywać je światu. To był rodzaj misji. W którymś momencie to jednak przestało mi wystarczać. Kusiło mnie, żeby pójść krok dalej, żeby powiedzieć coś więcej o człowieku, żeby bardziej wniknąć w jego duszę. Chciałam stworzyć bohatera, skonstruować go.

Filmweb: Czym była dla ciebie praca z profesjonalnym aktorem?
Magdalena Piekorz: Przede wszystkim odkryciem. Pamiętam ten moment, kiedy zaczęłam „rozkładać" tekst filmowy na czynniki pierwsze i czułam, że to co najważniejsze kryje się między dialogami. Chodzi o to, żeby nie mówić pewnych rzeczy wprost, ale budować znaczenia na styku. Trzymać w ręku gotowy scenariusz to doświadczenie niemal mistyczne. Na początku ma się tylko wyobrażenie, jak to się będzie kształtowało. W momencie kiedy zaczęłam dobierać aktorów, przed moimi oczami zaczęły pojawiać się konkretne postacie, miejsca, obiekty.
Pamiętam też jak szukaliśmy domu, w którym miała rozgrywać się akcja. Nagle wchodzisz i zaczynasz widzieć, że to co opisane znajduje się w rzeczywistości, że to po prostu jest. Kiedy czytałam scenariusz następny raz, słyszałam już konkretne głosy, widziałam miejsca, kolory. Fabuła zaczyna się składać w jedną całość i czujesz, że jest jakaś materia, w którą tchnęłaś ducha.

Filmweb: Jak dobierałaś aktorów, czy już na etapie scenariusza wiedziałaś kto zagra?
Magdalena Piekorz: O Janie Fryczu i Michale Żebrowskim myśleliśmy od samego początku. Chłopca wyłoniłam z castingu po kilku miesiącach poszukiwań. Zupełnie niesamowita sytuacja przydarzyła się nam z Janem Peszkiem. Byliśmy z Wojtkiem Kuczokiem i Marcinem Koszałką na dokumentacji w jaskiniach. Szliśmy ubrudzeni i zastanawialiśmy się wspólnie, kto mógłby zagrać rolę redaktora gazety. Pomyśleliśmy o Janie Peszku. Wchodzimy do schroniska, a tam wspomniany aktor siedzi z żoną przy herbacie. Natychmiast wyjęłam scenariusz z torby i dałam mu do przeczytania. Tego samego dnia oddzwonił, że się zgadza.

Filmweb: Z tego co już słyszałam twoja ekipa dzielnie cię wspierała, czy to prawda?
Magdalena Piekorz: To też debiutanci. Marcin Koszałka, którego uważam za wybitnego operatora, kompozytor Adrian Konarski, Wojtek Kuczok to była grupa osób, które razem ze mną tworzyły ten film. Pręgi" to nasze wspólne dziecko. Krzysztof Zanussi miał obawy, że jeśli będzie tylu debiutantów, to mogą się sumować błędy. Moi współpracownicy uczestniczyli w powstawaniu Pręg" na wszystkich etapach. Wszyscy udzielali mi rad. Czułam się, jakbym była otoczona muszkieterami, którzy chronią mnie swoją piersią.

Filmweb: Rad? A Michał Żebrowski mówił, że na planie filmowym nikogo nie słuchałaś...
Magdalena Piekorz: Tak powiedział? (śmiech). Nie do końca tak było. Wiedziałam dobrze do jakiego punktu zmierzam, ale bardzo wnikliwie słuchałam rad, wszystko po sto razy sprawdzałam i analizowałam.
Rola debiutanta tym bardziej była dla mnie niewdzięczna, że jestem osobą, która uznaje autorytety, ale też chciałam, żeby ten film był naprawdę mój. Dlatego korzystałbym z tych sugestii i uwag, które były bliskie memu sercu i nie przeczyły wypracowanej przeze mnie wizji filmu. Niczego nie zrobiłam wbrew sobie.

Filmweb: Czy miałaś taki moment, kiedy zaczęłaś się zastanawiać, czy twój upór i konsekwencja są słuszne?
Magdalena Piekorz: Każde takie przedsięwzięcie wiąże się z ogromną odpowiedzialnością i to jest dosyć skomplikowane dla debiutanta, ale wzięłam na siebie tę odpowiedzialność z całą świadomością.

Filmweb: Masz już pomysł na następny film fabularny?
Magdalena Piekorz: Wspólnie z Wojtkiem Kuczokiem myślimy już o kolejnym projekcie. Może to będzie kino społeczne, a może thriller psychologiczny. Szykujemy treatmenty, a co z tego wyjdzie, czas pokaże.

Filmweb: Znowu ta sama ekipa?
Magdalena Piekorz: Wszystko na to wskazuje. Założyliśmy nawet firmę, nazywamy się Darklight Film Studio, w skład której wchodzą Wojtek Kuczok, Marcin Koszałka, Michał Żebrowski, Adrian Konarski, świetna aktorka młodego pokolenia, Asia Pierzak, z którą zrobiłyśmy monodram "Dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze?" To ma być grupa twórcza na wzór dawnych zespołów filmowych.

Filmweb: Co myślisz o sukcesie?
Magdalena Piekorz: Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nie zrobiliśmy tego filmu dla sławy, ale dla ludzi i jeżeli okaże się, że film do nich trafi, że ktoś się przejmie losem Wojciecha, że jakaś dziewczyna odnajdzie siebie w Tani, że ludzie docenią język, jakim film jest opowiedziany, to będzie nasz największy sukces. Ci bohaterowie stworzeni są na nasz obraz i podobieństwo. Chcieliśmy, żeby to był głos pokolenia 30-latków.
Pierwsze recenzje były pozytywne, ale mam taką naturę, że dopóki film nie zostanie pokazany szerszej widowni nie umiem się cieszyć, wyjechać, odpocząć.

Filmweb: O czym miał być twój film, o przemocy w rodzinie, o miłości?
Magdalena Piekorz: Chciałam zrobić film o ludziach, którzy kogoś kochają, ale nie potrafią tego okazać i o tych, którzy niekochani - sami nie potrafią kochać. Zależało mi na tym, żeby postać grana przez Jana Frycza nie była postacią patologiczną, ale tragiczną. Filmowy ojciec trzyma syna żelazną ręką, bo w jego przekonaniu tylko tak może wychować go na człowieka. Wszystko to wynika z miłości. W dorosłym życiu Wojciechowi kontakt z drugą osobą kojarzy się z osaczeniem, z presją psychiczną. Ucieka do jaskiń, bo chce złapać oddech.

Filmweb: Podobno Michał Żebrowski sam sobie wybrał Tanię.
Magdalena Piekorz: Od początku mówił o Agnieszce Grochowskiej. Widziałam ją w teatrze i w filmie w trzech różnych rolach. To poważna, dojrzała aktorka, która ze względu na swą delikatność obsadzana jest w rolach dziewczęcych. Pomyślałam, że ten film będzie dla niej wyzwaniem, bo chociaż jest to opowieść o o mężczyznach, to kobieta pełni tam bardzo ważną rolę. Ona musiała być jednocześnie silna i krucha, wrażliwa i rozumiejąca. Tania wie, że warto zawalczyć o Wojciecha, chociaż on nie jest dla niej zbyt miły. Zależało mi na tym, żeby to była dziewczyna „z klasą" i trochę wbrew tym trendom, które teraz obowiązują, by być na luzie, bez zahamowań. Wojciech i Tania są wrażliwi, czyli niemodni. Trudno jest żyć takim ludziom. Mój film opowiada o tym, do czego każdy z nas tęskni.

Filmweb: W „Pręgach" można zauważyć teatralność niektórych scen, czy to było zamierzone?
Magdalena Piekorz: Taka jest przede wszystkim scena wyznania miłosnego. Wojciech mówi do Tani wierszem, bo chce się ukryć za formą. Są tacy, którym się to bardzo podoba, albo wręcz przeciwnie: bo to teatralne, niezwykłe, bo tak się nie mówi. Chciałam, żeby to nie było zwykłe. Myślę, że każda kobieta chciałaby usłyszec takie słowa z ust ukochanego mężczyzny.

Filmweb: Masz nadzieję, że teraz posypie się worek z propozycjami?
Magdalena Piekorz: Chciałabym zrobić szybko następny film. Nie czekać jak niektórzy moi koledzy 10 lat. Ja naprawdę nie mogę narzekać. Miałam dużo szczęścia i wiele szans.