Nigdy nie zapomnij piątego dnia festiwalu w Warszawie

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/news/Nigdy+nie+zapomnij+pi%C4%85tego+dnia+festiwalu+w+Warszawie-38120
Piąty dzień festiwalu przebiegł pod znakiem obrazów odkrywających i przypominających zdarzenia z przeszłości, zarówno tej osobistej jak i masowej. Każdy z nich to wołanie do widzów, by nigdy nie zapominali o przeszłości.

Do filmów z tego nurtu należy z całą pewnością "Screamers", film ważny z przynajmniej dwóch względów. Po pierwsze, dlatego, że porusza temat ludobójstwa Ormian dokonanego przez Turków w 1915 roku, podczas którego zamordowano ponad półtora miliona ludzi. Po drugie, w ciekawy sposób miesza ze sobą dokument zaangażowany politycznie z dokumentem muzyczny. Wynika to faktu, że narratorami filmu są muzycy "System Of A Down". Kamera towarzyszy zespołowi w jego trasie po Stanach Zjednoczonych i Europie, a widzowie mogą wysłuchać kilku zarejestrowanych na żywo utworów. Wszystko to jest pretekstem dla zobrazowania hipokryzji i zmowy milczenia, jaka zapanowała wokół ludobójstwa Ormian. Film jest niezwykle osobisty, bowiem całą historię opowiadają nam mający korzenie ormiańskie muzycy. Tak więc prywatne historie rodzin artystów stają się są pryzmatem przez, który możemy zobaczyć tragedie całego narodu.

"Screamers" ma ambicje bycia ważnym głosem w dyskusji. Jego teza głosi, że jeżeli wszyscy mówiliby otwarcie o tym, co uczynili w swoim czasie Turcy, być może nie doszłoby do holocaustu, rzezi etnicznych w Ruandzie i Sudanie. Wydaje się to troszkę naiwne. Jest to jednak naiwność, która nie razi, czuć - że jest szlachetna i szczera. W warstwie głębszej "Screamers" można potraktować jako dokument o relacji miedzy społeczeństwem a polityką. A także o sile, jaką może wywierać kultura masowa, a w szczególności muzyka rockowa na politykę. Mocny i ciekawy obraz, trudno jednak przyznać, żeby przedstawiona analiza polityczna, czy kulturowa była zbyt głęboka. Film ma jednak w sobie siłę i rodzi naturalne pragnienie sprzeciwu, a to w tego rodzaju kinie jest najważniejsze. (km)

Z historią Holocaustu można się natomiast zmierzyć oglądając niemiecki "A na koniec przyszli turyści". Film Roberta Thalheima powinien jak najszybciej trafić do szerokiej dystrybucji w Polsce, gdyż prezentuje zdrowe podejście do historii. Nigdy nie możemy zapomnieć o krzywdach wyrządzonych nam przez naród niemiecki, ale musimy iść do przodu budując porozumienie. By uniknąć przygody z wojskiem Sven decyduje się na zastępczą służbę cywilną. Bohater liczy, że trafi do Amsterdamu (tam to by zaszalał...), ale ostatecznie zostaje wysłany do Oświęcimia. Ma się tu opiekować byłym więźniem obozu zagłady, 80-letnim panem Krzemińskim (przekonujący Ryszard Ronczewski). Svenowi przyjdzie się zmierzyć z wrogością miejscowych, a przy okazji będzie musiał ustalić własny stosunek do zbrodni popełnionej przez jego naród w czasie II Wojny Światowej.

Film pokazuje, że Holokaust stał się dla współczesnych Niemców pojęciem cokolwiek abstrakcyjnym. Gdy Krzemiński w jednej ze scen prezentuje słuchaczom zza Odry wytatuowany numer z obozu, ci stwierdzają z zawodem, że prawie nic nie widać... Na pierwszy plan przebija się ironia: Polska jest co prawda wolna, ale fabryka zatrudniająca dużą część mieszkańców Oświęcimia należy do Niemców. Czynnik militarny został zastąpiony przez ekonomię.

Thalheim to uczciwy reżyser: zna nieźle oba narody i przekonująco pokazuje na ekranie ich racje. Można mu zaufać i wybrać się na jego bardzo dobry film. (łm)

"Meduzy" Shira Geffena, Etgara Kereta, to film, z którym wiązałem wiele oczekiwań. Keret jest w końcu jednym z najciekawszych współczesnych pisarzy. Jego twórczość składa się głównie z krótkich forma literackich - opowiadań, których jednym z motywów jest zderzenie różnych możliwości mogących przytrafić się w życiu bohaterów. Filmowy debiut pisarza wypadł intrygująco.

"Meduzy" to wielowątkowa opowieść: śledzimy losy Filipinki Joy, która opiekuje się starymi ludźmi, pary nowożeńców, którzy zmuszeni są spędzać podróż poślubną w hotelu w Tel Awiwie, młodej kobiety, która spotyka na swojej drodze dziwaczną dziewczynkę. Wszystkie te postacie wydają się na swój sposób zagubione i spragnione uczuć. Cały film przepojony jest atmosferą melancholii i momentami także bajkowości. Nie jest to jednak w żaden sposób tzw. realizm magiczny, ale raczej niepokojący, podszyty emocjonalnym chłodem obraz. W kinie znamy wiele historii, które pokazują losy bohaterów szukających bliskości w wielkomiejskich pejzażach. Wystarczy wspomnieć Altamana i jego panoramy ludzkich losów utkane z drobnych obrazków. Shir Geffen i Etgar Keret wypracowali jednak swój autonomiczny styl. Jest w nim tyle samo poezji, co realizmu i dystansu.

Co ciekawe scenarzystą "Meduz" jest Geffen a nie Keret. A jednak trudno jest, oglądając ich wspólne dzieło, nie zwrócić uwagi na wpływ, jaki wywarła na nie proza Kereta. Należy jeszcze podkreślić, że klasą samą dla siebie są świetnie napisane dialogi, w których czuć rękę mistrza. (km)

"Przydatne umiejętności" Monty Mirandy to bezpretensjonalne, pogodne kino niezależne. W tym wypadku jednak, kino niezależne w żadnym razie nie znaczy amatorskie.

Fabuła tej amerykańskiej produkcji jest przyjemnie zakręcona. Max ma ambicje zostać dramaturgiem. Jego ostatnia sztuka "Obieranie cebuli" jest jednak tak zła, że nawet jego rodzina nie jest w stanie ścierpieć jej do końca bez uszczerbku dla zdrowia. Bohater przypadkiem odkrywa w sobie nietypowy talent, otóż jest urodzonym złodziejem. Potrafi napadać na banki i rabować sklepy. Nie dość, że przychodzi mu to bez specjalnego trudu, to jeszcze uchodzi mu to bezkarnie. Podczas napadu na bank, Max zakochuje się w uroczej kasjerce, z którą zaczyna się umawiać na randki. Wcześniej czy później na każdego jednak przychodzi pora, żeby dorosnąć.

"Przydatne umiejętności" nie są filmem aspirującym do metafizycznej głębi, czy drobiazgowej introspekcji duszy ludzkiej. Z całą jednak pewnością jest to jednak obraz inteligentny, dobrze zagrany, fajnie napisany i ładnie zilustrowany muzycznie. Reżyserowi udało się stworzyć ciepły, lekko dziwaczny klimat, w którym widz świetnie się odnajduje. Portrety bohaterów są proste, ale wyraziste i w naturalny sposób budzą sympatie.

"Przydatne umiejętności" nie są filmem w żaden sposób wyjątkowym. Powiedzmy sobie szczerze, że na WMFF bywało wiele tego rodzaju obrazów. Nie ma w tym jednak nic złego, a co więcej film Mirandy cechuje pewnego rodzaju świeżość. Na tle pozostałych filmów wyświetlanych na festiwalu jest on przyjemnym relaksem, jakiego każdy widz festiwalowy od czasu do czasu potrzebuje. (km)

Jakże łatwo jest stać się wariatem, pedofilem, gwałcicielem czy mordercą. Wystarczy tylko żyć w odpowiedniej rodzinie, jak choćby tej, którą możemy zobaczyć w "Sztuce płakania". Na pozór dom jakich wiele, ale pozory mogą mylić. Ojciec rodziny dzień po dniu grozi, że się zabije. Cień samobójstwa ciąży nad całym domostwem oplatając swymi mrocznymi mackami wszystkich mieszkańców. Matka, nie mogąc tego znieść, popada w uzależnienia, zaczynając od środków nasennych, a na alkoholu kończąc. Córka, aby udobruchać 'kochanego ojczulka' oddaje mu się z coraz większym wstrętem. Zaś duma rodziny, najmłodsze z dzieci już w wieku przedszkolnym nauczyło się sztuki wyrafinowanej manipulacji, idąc w ślady swego rodzica.

Nikt w tym filmie nie jest bez winy. Wszyscy popełniają straszliwe czyny, lecz za razem nie sposób nazwać ich potworami. Choć przecież Allan próbuje wszelkimi metodami zabić swoją ciotkę, a matka udaje, że nie wie do czego jej mężowi potrzebne są dzieci. Wszyscy oni są bowiem częścią chorego systemu, wszyscy oni są ofiarami. Nawet ojciec pedofil okazuje się być osobą na pedofila wychowaną. "Sztuka płakania" to wstrząsający obraz tego, do czego może doprowadzić nieodpowiedzialne rodzicielstwo. Nie sposób nie zastanawiać się, ile 'potworów' stało się nimi dzięki troskliwej opiece rodziców.

Wielkim walorem debiutu Petera Schonau Foga jest pokazanie wszystkich tych traumatycznych, toksycznych, chorobliwych zjawisk z punktu widzenia małego chłopca. Dla nas, widzów dorosłych rzeczy, jakie wyczyniane są w tym domu przerastają ludzkie pojęcie, zaś dla niego są to rzeczy normalne i naturalne. Nie rozumie, że grając rolę alfonsa własnej siostry czyni jej straszliwą krzywdę. Cudza śmierć jest dla niego błogosławieństwem, bo czyni ojca szczęśliwym. To fascynujące i niepokojące oglądać prawdę oczywistą, przed którą wszyscy się jednak wzbraniamy: nie ma jednego systemu wartości 'dobra' i 'zła', jest on nam wdrukowywany przez środowisko.

W "Sztuce płakania" postaci chcą uciec przed nieszczęściem, smutkiem, depresją. Uciekają również bohaterowie irańskiego obrazu "Takich trzech". Są żołnierzami poborowymi i właśnie rozpoczęli dwuletnią służbę zasadniczą. Po zaledwie dwóch miesiącach w mroźnych regionach północnego Iranu, mają jej już serdecznie dosyć. W śnieżnej zawierusze łatwo jest się odłączyć od oddziału, zdecydowanie gorzej jest jednak przetrwać.

"Takich trzech" to proste kino, z prostą historią i równie prostymi bohaterami. W zasadzie nie ma tutaj nic poza szczątkową fabułą, a przez większą część filmu na ekranie dominuje pustka jaskrawej bieli. A jednak ten zalążek filmu wcale nie nudzi. Jest w nim coś hipnotycznego, co sprawia, że nie sposób go ot tak odrzucić. Może to ta biel, a może to postać Yousefa, kiedy wykręca numer, lecz milczy słysząc w słuchawce głos kobiety. Tak czy siak film robi miłe wrażenie, nawet jeśli technicznie pozostaje niedopracowanym miszmaszem.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones