Sophie Marceau o pracy na planie "Wszystko poszło dobrze" François Ozona

Informacja nadesłana
https://www.filmweb.pl/news/Sophie+Marceau+o+pracy+na+planie+%22Wszystko+posz%C5%82o+dobrze%22+Fran%C3%A7ois+Ozona-145291
Sophie Marceau o pracy na planie "Wszystko poszło dobrze" François Ozona
Sophie Marceau zadebiutowała w wieku 13 lat w filmie "Prywatka", który odniósł ogromny sukces nie tylko we Francji, a młoda Sophie stała się znana w całej Europie. W 1984 roku poznała Andrzeja Żuławskiego, z którym związała się nie tylko zawodowo, ale również prywatnie. Wspólnie nakręcili kilka filmów m.in. "Narwana miłość", "Moje noce są piękniejsze niż wasze dni" czy "Błękitna nuta". W 1995 roku Sophie zagrała w swoim pierwszym filmie anglojęzycznym "Braveheart – Waleczne serce", debiucie reżyserskim Mela Gibsona. Rola ta przyniosła jej rozpoznawalność już nie tylko w Europie, ale na całym świecie i otworzyła drzwi do wielkich produkcji. 

Po kilku latach aktorskiego urlopu Marceau wraca na duży ekran w najnowszym filmie François Ozona "Wszystko poszło dobrze". A czytelnikom Filmwebu opowiada o pracy przy filmie. 

"Wszystko poszło dobrze" w kinach od 28 stycznia. 

***


François Ozon od dawna chciał z Panią pracować.


Kiedy François myślał o mnie przy poprzednich projektach, nie był to jeszcze właściwy czas, ani właściwa rola, jednak chęć współpracy była obustronna! Od dawna uwielbiam jego filmy. To reżyser eklektyczny, energiczny, ciekawy świata, mający oko do obserwacji społeczeństwa i jego dziwactw. Szczególnie uderzył mnie "Spójrz na morze". To film niezwykły. Później "Pod piaskiem", "Basen". Zachwycił mnie też "Angel", w którym uwiodła mnie bohaterka, bardzo romantyczna, choć niekoniecznie miła, ale to nie szkodzi. Haha. Wolno nam przecież robić filmy o egoistach. Co udowadnia także postać ojca we "Wszystko poszło dobrze"! W filmie, w którym w końcu połączyliśmy siły z François! Jeszcze zanim przeczytałam "Wszystko poszło dobrze", byłam gotowa dołączyć do projektu. Nie mogłam przecież po raz kolejny odesłać François z kwitkiem! Ostatecznie przekonała mnie historia, która stała za tym projektem. Prawdziwa historia, opowiedziana w książce przez przyjaciółkę François, a którą on postanowił sfilmować. I tym samym złożyć Emmanuèle pośmiertny hołd. 

Znała Pani Emmanuèle Bernheim?


Znałam Emmanuèle z jej pracy jako scenarzystki u różnych reżyserów. Ale nie znałam jej książek. Kiedy François dał mi do przeczytania jej autobiograficzną książkę "Wszystko poszło dobrze", odkryłam pisarkę, która przy użyciu zaledwie kilku szczegółów zagłębia nas w psychologię i patos śmierci. Jej opowieść jest radykalna, ale nie brutalna czy gwałtowna. Po prostu brzmi prawdziwie. Uderzyły mnie podobieństwa w procesie twórczym François i Emmanuèle. Mają ten sam talent do opowiadania faktów, utrzymywania dobrego tempa, doskonałej mechaniki. Ich bohaterowie mogliby być bardziej analityczni, ale zamiast tego podchodzą do życia z humorem i spontanicznie: chodzą z jednej wystawy sztuki na drugą, z jednego lunchu na drugi... To pragmatyczni esteci. Nie tracą czasu na gadanie o niczym czy narzekanie. "Żadnego mazgajenia się!" – jak mówi na koniec ojciec. Emmanuèle i François łączy również sztuka wyrażania życia poprzez konkretne szczegóły – używają ich jako soczewki, przez którą przyglądają się wielkim wstrząsom w naszych małych istnieniach i temu, jak sobie z nimi radzimy. Zostali stworzeni, by pracować razem! I na szczęście im się to udało!


Postacią centralną filmu jest ojciec, który chce "z tym skończyć".


Kiedy pracowaliśmy nad filmem, wyobrażałam sobie starego Indianina, który idzie umrzeć na swojej górze. To wszystko jest częścią rytuału i ktoś mu w nim towarzyszy... Myślę, że eutanazja powinna być indywidualnym wyborem. Powinniśmy poważniej traktować takie pragnienie śmierci. To część naszego paktu z życiem. Nie wolno nam porzucać ludzi tuż przed śmiercią. Ta historia pokazała mi, jak można umrzeć z godnością w kraju, gdzie jest to wciąż nielegalne. Podoba mi się ten element "kryminału", dodaje suspensu. Emmanuèle i jej siostra Pascale stają się banitkami, które muszą zakopać przysłowiowe ciało, które w tym przypadku jeszcze nawet nie umarło! A gdy ukrywają André w domu Emmanuèle i jej męża Serge'a, sytuacja staje się wręcz wodewilowa.


Film, mimo poważnej tematyki, jest rzeczywiście pełen humoru.


Ekstremalne sytuacje są jak jazda na rollercoasterze, rodzą komiczne zachowania, prowadzą do nerwowych lub niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Żałoba jest czymś, z czym wszyscy musimy się zmierzyć w którymś momencie naszego życia, więc równie dobrze możemy podejść do tego z lekkością. André nam w tym pomaga. Jest taki bezczelny i rozbrajający w tym swoim egoizmie i napadach złości. Emmanuèle jego śmierć została narzucona, podczas gdy on sam ją wybrał – to nie jest ta sama energia. To dodaje filmowi złożoności i sprawia, że nie jest bezsensownym wyciskaczem łez. Decyzja ojca jest dla Emmanuèle kompletnym szokiem, a jej bezpośredniość wprowadza do opowieści powagę. Nie ma czasu na roztkliwianie się. Musi wkroczyć do akcji i poradzić sobie z bardzo nietypową sytuacją, tym bardziej brutalną, że André właśnie dochodzi do siebie po bliskim spotkaniu ze śmiercią. Jego decyzja, by naprawdę zakończyć życie, jest jak druga śmierć, właśnie wtedy, gdy moja bohaterka zaczyna mieć nadzieję, że jej ojciec zmieni jednak zdanie. 


Jego wybór jest tak brutalny również dlatego, że prosi ją o pomoc w organizacji swojej śmierci.


Może właśnie po to są dzieci... a w szczególności dziewczynki! To nie przypadek, że poprosił Emmanuèle o pomoc w zakończeniu życia. Ich relacje zawsze były szorstkie, ale ojciec wiedział, że córka, pomimo wszystko ma wobec niego dużo ciepła i miłości. Bez wątpienia wynikało to po części z tego, że żyła w strachu przed utratą nieosiągalnego ojca, który żył egoistycznie, jak to często bywa w przypadku ojców, zwłaszcza z tego pokolenia.


Śmierć zawsze czaiła się wokół nich i była centralnym elementem ich więzi. On miał skłonności samobójcze, a ona w dzieciństwie fantazjowała o zabiciu go.


Dzieci boją się śmierci swoich rodziców, ponieważ podkreśla ona ich bezbronność. Młoda Emmanuèle obawiała się również, że jej ojciec może strzelić sobie w głowę. Kiedy więc ten prosi ją, by pomogła mu umrzeć, wywołuje to wspomnienia o wszechobecności śmierci między nimi przez te wszystkie lata. Wracają w stare koleiny: ona musi ponownie podporządkować się ojcu, postawić na pierwszym miejscu to, czego chce on. I po raz kolejny wszystkie towarzyszące temu frustracje pozostaną niewyrażone. Bardzo spodobało mi się zamiłowanie Emmanuèle do horrorów. Bez wątpienia stanowiło ujście dla jej skumulowanego gniewu. 




Emmanuèle ma bardzo bliską relację z siostrą.


Ja sama mam tylko brata, więc byłam zachwycona, mogąc zagrać swoją fantazję o bliskiej relacji siostrzanej! Szczególnie z Géraldine Pailhas. Uwielbiam ją jako aktorkę, obie też jesteśmy trochę chłopczycami, nie jesteśmy dziewczęcymi dziewczynkami! Być może trochę wyidealizowałyśmy ich relację. Nie wiem, jak zachowywały się względem siebie naprawdę. Ale ten kryzys, choć przypomniał pewnie stare urazy, tak naprawdę wydobył na powierzchnię ich bliskość. Dowiadujemy się, że Pascale była mniej kochana niż jej siostra, że czuła się gorsza. Ale w obliczu decyzji, którą muszą podjąć, ta ich zażyłość sprawia, że czują się mniej samotne, dźwigając wspólnie ten ciężar. Ich wzajemna fascynacja i podziw dla ojca również zbliżają je do siebie. Mogą się śmiać, droczyć i uwalniać napięcie. 

Jak wcielić się w postać, która istniała naprawdę?


Kiedy gram, nie ma dla mnie różnicy, czy to postać fikcyjna, czy taka, która istniała naprawdę. Stanie się kalką Emmanuèle Bernheim nie było możliwe. Nie jesteśmy wcale podobne fizycznie, ale to nieistotne, bo ta historia ma silny uniwersalny wydźwięk. Jednak udało nam się dopasować do jej gustu w kwestii kolorów i ubrań. Sposób ubierania się naprawdę pomaga w kreowaniu postaci. Emmanuèle lubiła stonowane kolory, błękity, szarości i czernie, a także praktyczne, wygodne ubrania. I często nosiła buty sportowe. To wszystko wiele mówi o niej, o tym, jak bardzo była praktyczna, o jej filozofii życia.

Czy czułaś potrzebę spotkania z bliskimi jej osobami?


Serge'a Toubiana, męża Bernheim poznałam już wcześniej i widziałam się z nim raz przed zdjęciami, ale nie po to, by rozmawiać o filmie. Przeczytałam jednak jego piękną książkę o Emmanuèle, "Les Bouées Jaunes". Pomogła mi ona spojrzeć na Emmanuèle oczami człowieka, który ją kochał. Wydobył ją na światło dzienne i ujawnił kilka małych, prywatnych szczegółów, które pomogły mi ją lepiej poznać. Emmanuèle była bardzo zakochana w swoim partnerze, wniósł on równowagę do jej życia. Przy nim była bardziej zrelaksowana, stała się bardziej jak dziecko, mniej odpowiedzialna, nie była już tą twardą Emmanuèle, która nigdy się nie poddaje. Znajomość takich szczegółów jest bardzo pomocna, kiedy gra się daną postać.


Jak się pracowało z André Dussollierem?


André, cóż za aktor! Rozśmieszał mnie i doprowadzał do łez. Jestem zachwycona jego profesjonalizmem i tym, że nadal ma w sobie tyle pasji. André jest zawsze skupiony na pracy, na swoim aktorstwie i interakcjach z innymi. Przepięknie pokazuje okropną stronę, a jednocześnie dziwnie nieodparty urok swojego bohatera. Po raz pierwszy pracowałam też z Charlotte Rampling. Jaką ona ma piękną aurę! Byłam nią absolutnie zauroczona! Jeśli chodzi o Erica Caravacę, jest szalenie czarujący i bardzo inteligentny. Rola Serge’a jest mała, ale wiernie zagrana: jest tam i nie ma go, ale zawsze jest bardzo kochający, mimo swoich nieobecności. I bardzo kocha ojca Emmanuèle, z którym prowadzą ciekawe rozmowy o sztuce i kinie. 

A jak się pracowało z François Ozonem?


Każdy reżyser pracuje po swojemu. François jest bardzo transparentny w swoim podejściu do pracy, na planie jest twardy, zorganizowany i bezpośredni, nie owija w bawełnę. Kiedy już zrozumiesz znaczenie danej sceny, nie rozwodzi się nad psychologicznymi szczegółami. François jest zawsze za kamerą, nawet w życiu! Zawsze cię obserwuje. Niekoniecznie po to, aby wszystko wykorzystać, bardziej po to, aby wybrać to, co jest mu potrzebne. Aby znaleźć kolory, które do ciebie pasują. Aktorzy lubią, jak się na nich patrzy w ten sposób. Z nim granica między próbą a ujęciem jest bardzo cienka. Ustawiamy się na pozycjach i zaczynamy próby, a nagle jest tak zaangażowany w scenę, że uruchamia kamerę. Trudno się do tego na początku przyzwyczaić, ale trzeba poddać się temu biegowi. Wszyscy muszą być w gotowości, od ekipy po aktorów i nie ma mowy o chowaniu się w przyczepach! Plan zdjęciowy François jest jak napięta lina, z której się nigdy nie spada. Jego sposób pracy wymaga prawdziwej przytomności umysłu i intensywnego skupienia, ale pozwala też zaoszczędzić mnóstwo czasu i energii. Przez kilka lat nie grałam i powrót na plan, z tak mocną historią do opowiedzenia, z tymi aktorami, ekipą i reżyserem, sprawił mi ogromną radość i wzbudził we mnie apetyt na więcej. Znów mam ochotę być aktorką. 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones