Sputnik nad Warszawą: W sosie propagandy i feminizmu

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/news/Sputnik+nad+Warszaw%C4%85%3A+W+sosie+propagandy+i+feminizmu-47569
Za nami kolejny dzień inwazji rosyjskiego kina na Warszawę. Widzowie mieli wczoraj szansę obejrzeć obyczajową produkcję Mariny Lubakowej "Okrucieństwo". Film opowiada historię nastolatki mieszkającej z samotną matką i zołzowatą młodszą siostrą na jednym z szarych osiedli. Dziewczyna nie dostała się na studia i całe dnie spędza robiąc zdjęcia aparatem pożyczonym "za karę" chłopakowi, który rzucił ją dla innej. Pewnego dnia bohaterka namierza przypadkowo schadzkę młodej księgowej Zoi z żonatym biznesmenem. Próba finansowego szantażu na kochankach kończy się niepowodzeniem, bo mężczyzna wynajmuje bezwzględnych mafiozów. Wika postanawia przekonać Zoję, że jej luby to bezwzględny drań i należy się na nim zemścić. Układ zawarty przez obie kobiety zaczyna jednak nakręcać spiralę nieoczekiwanych zdarzeń.

"Okrucieństwo" to film ciekawy, bo pokazuje jak wygląda feminizm we współczesnym rosyjskim wydaniu. W świecie, gdzie mężczyzn albo nie ma (ojciec Wiki), albo są i zamieniają życie swoich wybranek w piekło, kobieta nie może okazywać litości. Musi być twarda i perfidna. Preferencje seksualne nie są zbyt ważne, bo wszystko zależy od roli, jaką przyjmie się w teatrze masek. Niewiasta, która się złamie i zacznie okazywać uczucia, będzie musiała wypaść z gry. W "Okrucieństwie" nie ma miejsca na babską solidarność - jest tylko zimna kalkulacja. Szkoda więc, że reszta filmu nie przekonuje. Głównie za sprawą kiepskiego scenariusza, który wychodzi od voyeryzmu, ale zamiast podniecać, tonie w potoku nieprawdopodobieństw.

Wieczór można było zakończyć klasyką propagandy, czyli "Aleksandrem Newskim" w reżyserii Siergieja Eisensteina. Twórca "Pancernika Potiomkina" zrobił film na osobiste zamówienie Stalina, który wiedział, jak dbać o własny wizerunek. Tytułowy bohater obrazu jest XII-wiecznym księciem z Rusi. Gdy kawalerowie mieczowi z Niemiec podbijają Psków i ruszają na Nowogród, przerażeni mieszkańcy proszą Aleksandra, wsławionego pobiciem Szwedów pod Newą, o pomoc. Dochodzi do wielkiej bitwy na zamarzniętym jeziorze.

Dobrze wiadomo, kogo uosabia Aleksander - waleczny książę, który twardą, acz sprawiedliwą ręką włada swoim ludem. Gdy z jednej strony Rusi zagrażają Mongołowie, a z drugiej Niemcy, bohater potrafi wznieść się ponad lokalne konflikty i zmieść z powierzchni ziemi wroga. Jak to się ogląda! Jest rozmach, napięcie i dramatyzm. Widok swastyki na szacie niemieckiego duchownego przypomni jednak widzowi, jak wielki artysta zaprzedał się zbrodniarzowi.

"Szultes" Bakura Bakuradzego wystawia widza na poważną próbę cierpliwości. Tytułowy bohater film to człowiek prowadzący egzystencję pustą, wewnętrznie pękniętą. W jego życiu nie dzieje się praktycznie nic. To raczej zbiór przypadkowych kadrów, sekwencji, które czasem wiążą się ze sobą w całość, czasem odstają niczym źle dobrana garderoba. Kradnie, opiekuje się matką, trenuje biegaczy, odwiedza szpital. To rzeczy, które zalicza, ale które mimo jego największych starań nie układają się w spójne życie. I nie pomaga mu w tym mały kajecik. Za jego stanem kryje się tragedia, którą poznamy dopiero na końcu... pod warunkiem, że do tego końca dotrwamy. A nie jest to wcale takie proste, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać.

"Szultes" Bakuradzego to film niemalże autystyczny. Przebić się przez minimalistyczną formę, bardzo oszczędnie operującą słowem i obrazem, mogą tylko najbardziej cierpliwi i uparci widzowi. Obawiam się, że reszta może szybko stracić zainteresowanie kolejnymi scenami, a przez to wyjść z kina z mętlikiem w głowie i pytaniem bez odpowiedzi: 'o co w tym wszystkim chodzi?'. Tymczasem Bakuradze prowadzi z widzem swoisty dialog. Wszystkie zdania, które słyszymy na ekranie nie są kierowane przez bohaterów do siebie nawzajem, lecz są elementami układanki, przekazywanymi przez reżysera oglądającym. Niestety nie wziął on pod uwagę faktu, że aby widz owe puzzle mógł złożyć, nie można pozwolić mu zasnąć, a to niestety jest realnym zagrożeniem na seansie  "Szultes". Za dobrym pomysłem skrywa się nieudolne wykonanie.