Parlament Europejski sprzeciwia się pomysłom koncernów fonograficznych i filmowych, które chcą, by osobom udostępniającym pliki w internecie odcinać dostęp do sieci
Taki pomysł zyskał już akceptację nad Sekwaną. - Ryzykujemy, że na naszych oczach dokona się prawdziwa zagłada kultury - mówił pod koniec listopada ub.r. prezydent Francji
Nicolas Sarkozy. Podpisał wówczas w Pałacu Elizejskim porozumienie między rządem, tamtejszą branżą fonograficzną i filmową oraz dostawcami internetu.
Zgodnie z nim internetowi operatorzy mają namierzać osoby, które nagminnie ściągają muzykę i filmy z sieci i udostępniają ją innym. Jeśli operator przyłapie klienta na takim procederze, najpierw ma go ostrzec pocztą elektroniczną, że łamie prawo. Jeśli klient ostrzeżenie zignoruje, po trzecim upomnieniu operator może odciąć mu dostęp do internetu.
Tymczasem te praktyki nie podobają się członkom Parlamentu Europejskiego. "Wzywamy Komisję i kraje członkowskie, (...) by unikali środków sprzecznych z prawami obywatelskimi i prawami człowieka, w tym takich jak odcinanie dostępu do internetu" - brzmi przegłosowana przez europosłów poprawka do raportu o sytuacji europejskiej branży kulturalnej.
Raport nie jest w żadnym stopniu prawnie wiążący, ale to wyraźny sygnał, że członkowie parlamentu chcą zachowania równowagi między interesami producentów a prawami konsumentów.
Choć raport w wielu miejscach wskazuje na konieczność ochrony własności intelektualnej, europosłowie uważają, że środki, za którymi lobbują koncerny są nieproporcjonalnie surowe. - Traktowanie osób, które nie czerpią żadnych korzyści majątkowych ze ściągania i udostępniania muzyki czy filmów jak kryminalistów, nie jest najlepszym rozwiązaniem - mówią eurodeputowani.