FilmWeb: Zacznijmy od pytania, na które już na pewno odpowiadałeś wiele razy. Czy Marek Późny - bohater
"Sukcesu" i
Marek Bukowski to ta sama osoba?
Marek Bukowski: Na to pytanie rzeczywiście odpowiadałem już dziesiątki razy (śmiech). Odpowiem zatem jak zawsze - nie. To zbieg okoliczności. Marek Późny to postać wymyślona przez scenarzystkę, a to, że urodził się w tym samym roku co ja, również pochodzi z małego miasteczka i ma na imię Marek to czysty przypadek.
Dużo czytam, nie mówię tylko o scenariuszach, ale w ogóle. Praktycznie czytam wszystko w języku polskim, co mi wpadnie w ręce i szukam tematów na film. Czytając jakiś tekst od razu myślę jak opowiedzieć daną sytuację w filmie, czy byłbym w stanie zrobić to w sposób wiarygodny, ale i ciekawy dla widza.
Na ekranizację
"Sukcesu" zdecydowałem się m.in. dlatego, że historia opowiedziana w tekście przypominała trochę moją biografię i poczułem, że jestem w stanie przełożyć ją na język ekranu.
FilmWeb: Czyli nie ma sensu szukać podobieństw?
Marek Bukowski: Pewne analogie są nieuniknione, ale dotyczą one raczej klimatu opowieści, może niektórych szczegółów w sposobie prezentacji scen bądź sekwencji, ale to wszystko. Życiorysy Marka Późnego i Marka Bukowskiego absolutnie się nie pokrywają.
FilmWeb: Jak doszło do tego, że scenariusz
"Sukcesu" trafił w Twoje ręce?
Marek Bukowski: Jak już mówiłem czytam bardzo dużo scenariuszy. Część z nich trafia do mnie dlatego, że jestem współwłaścicielem Maat Studio, do części sam staram się dotrzeć.
Uważam jednak, że polska kinematografia cierpi na brak dobrych scenariuszy. Spora część jest nieciekawa, a te które są interesujące bardzo często napisane są w irytującej manierze sprzed lat 20., czy 30. Teraz tak się nie opowiada filmów, twórcy starają się uciekać od linearności, eksperymentują z narracyją aby w sposób zupełnie nowy, oryginalny pokazać niekiedy nawet banalne historie.
"Sukces" zainteresował mnie m.in. ze względu na sposób w jaki opowiedziana została w nim historia Marka Późnego - z użyciem animacji, materiałów archiwalnych. Dawała ona reżyserowi możliwość pogrania materią filmową.
FilmWeb: Dlaczego zdecydowałeś się użyć w filmie animacji?
Marek Bukowski: Chciałem w ten sposób przełamać ową linearność, o której mówiłem. Nie chodziło mi o to aby opowiedzieć o konkretnych czasach, ale o uniwersalnych uczuciach, o pewnej atmosferze, a wydarzenia historyczne miały być jedynie tłem dla całości.
FilmWeb: Chciałbym wrócić na chwilę do tego co powiedziałeś na temat dobrych scenariuszy w Polsce, a dokładniej na temat ich braku. Czy mógłbyś rozwinąć tę myśl.
Marek Bukowski: Tak jak powiedziałem, w Polsce jest niewiele dobrych scenariuszy, ale nawet te, które zostaną przychylnie ocenione przez producentów nie muszą zostać zekranizowane. W naszym kraju jest coraz więcej filmów, nad którymi rozpoczęto prace, ale nigdy ich nie zakończono. Kiedyś mówiło się, iż ciężko jest zacząć realizować film, teraz sukcesem jest także jego ukończenie i wprowadzenie na ekrany.
Powodzenie w branży filmowej zależy w dużej mierze od determinacji artystów. Jeżeli podoba im się jakiś projekt to 'wchodzą' w niego, a później muszą liczyć się z tym, że czekać na nich będzie cała masa większych bądź mniejszych problemów.
Ja na przykład nie mogłem zbyt długo pracować nad scenariuszem, ponieważ pojawiły się jakieś pieniądze i musiałem zaczynać film.
Problemy jednak nie kończą się z chwilą premiery. Bywa i tak, że mimo pochlebnych recenzji i dobrej atmosfery wokół tytułu znajdzie się jakiś krytyk, który w sposób niemerytoryczny, wulgarny i prostacki zniszczy całą pracę. Tak było z moim filmem. W
"Gazecie Wyborczej" ukazała się miażdżąca recenzja
"Sukcesu", której autor nie pozostawił na nas suchej nitki. Ocenianie jest wpisane w mój zawód i ja to akceptuję, ale oczekuję, że osoba krytykująca moją pracę będzie umiała swoje uwagi poprzeć konkretnymi argumentami. Nie wolno do jednego szamba wrzucać wszystkich i mówić "to jest niedobre". Na film składa się wiele elementów i osoba znająca się na rzeczy potrafi zauważyć, co w obrazie jest złe, a co dobre. Najłatwiej jest powiedzieć, że coś jest złe i kropka, ale nie na tym polega prawdziwa krytyka. Z takimi sformułowaniami nie można nawet polemizować.
FilmWeb: "Sukces" jest jednym z niewielu polskich filmów, w których nie gra Cezary Pazura. ;) Powiedz mi, czym kierowałeś się dobierając obsadę. Wiem, że część aktorów to Twoi przyjaciele, osoby związane z Maat Studio.
Marek Bukowski: "Sukces" jest filmem niezależnym. To może dziwić bowiem w czołówce pojawią się loga wielu sponsorów, ale na początku, jak zaczynaliśmy realizację kręciliśmy go za bardzo niewielkie prywatne pieniądze. Sponsorów pozyskaliśmy znacznie później.
W przypadku tego rodzaju projektów najważniejsze jest zaufanie do pozostałych członków ekipy, zatem naturalną rzeczą jest, iż poszukuje się ich w kręgu swoich znajomych, rodziny, czy przyjaciół. W "Sukcesie" pojawiają się jednak również artyści, z którymi nigdy wcześniej nie pracowałem. Bartosza Opanię i Krzysztofa Banaszyka - odtwórców głównych ról wyłoniłem z castingu, na który zgłosiło się wielu aktorów.
Zawsze staram się dobierać ekipę tak, aby praca nad filmem była dla nich przyjemnością, zabawą, a nie jakąś męką i żyłowaniem.
FilmWeb: Pracując nad
"blok.pl" borykałeś się z ciągłym brakiem pieniędzy. Jak było w przypadku
"Sukcesu"? Czy było trochę łatwiej"
Marek Bukowski: Niestety nie. Podobnie jak przy
"blok.pl" najpierw nakręciliśmy część materiału, a potem pokazaliśmy go sponsorom, którzy zgodzili się wyłożyć pieniądze niezbędne na dokończenie filmu. Mam nadzieję, że swobodniej poczuję się na planie swojego następnego filmu, o którego realizacji rozmawiałem już wstępnie z potencjalnymi inwestorami. Co ciekawe wszystkie instytucje, które wpierały mnie podczas prac nad "Sukcesem" chcą dalej współpracować ze mną przy kolejnym filmie.
FilmWeb: Czyli jest dobrze?
Marek Bukowski: Tak myślę (śmiech). Cieszy mnie fakt, że ludzie, którzy raz mi zaufali, zdecydowali się sfinansować produkcję mojego filmu, gotowi są robić to dalej. Wkurza mnie tylko fakt, że niekompetentni recenzenci mogą to wszystko zniszczyć. Pisząc podłe teksty nie zastanawiają się, że ciąży na nich odpowiedzialność, że swoimi słowami mogą sprawić, iż firmy współfinansujące produkcję filmów mogą zacząć się z tego wycofywać. A w naszym kraju najlepiej i najczęściej krytykuje się - niestety - dokonania rodzimej kinematografii.
Jak już wspominałem. Nie mam nic przeciwko krytyce. Krytyka jest potrzebna twórcom, mobilizuje ich do większego wysiłku, ale nawet "gnojąc" filmy trzeba to robić z jakąś kulturą, z jakimś wyczuciem. Nie można tego robić w sposób chamski tylko po to, żeby komuś przywalić.
FilmWeb: Jesteż reżyserem, aktorem, scenarzystą, ale także współtwórcą Maat Studio oraz Stowarzyszenia Artystów "Pracownia".
Marek Bukowski: Nigdy nie traktowałem aktorstwa jako jedynego sposobu na życie. Pozostawało dla mnie raczej rodzajem hobby. Zawsze szukałem czegoś nowego, sprawdzałem się w innych dziedzinach, dużo pisałem. Napisałem m.in. scenariusz, który wydawało mi się, że zostanie zekranizowany. To był
"blok.pl". Z czasem okazało się, iż raczej do tego nie dojdzie i wtedy podjąłem decyzję - zrobię ten film sam.
I tak się zaczęło Maat Studio. Powstał w nim
"blok.pl", przy którego realizacji wiele się nauczyliśmy. Teraz nakręciliśmy
"Sukces" i wierzę, że dalej będzie jeszcze lepiej.
"Pracownia" to instytucja skupiająca filmowców, muzyków, plastyków - różnych ludzi. Chcemy kiedyś zrobić coś wspólnie. Na razie całe przedsięwzięcie pozostaje w zawieszeniu, ale wierzę, iż wkrótce to się zmieni.
FilmWeb: Uważany jesteś za jednego z najlepszych aktorów swojego pokolenia, ale widzowie nie mają zbyt często okazji podziwiać Cię na ekranie. Z czego to wynika? Czy cierpisz na brak propozycji, a może proponowane role nie odpowiadają Ci i wolisz grać rzadziej, ale tylko w wybranych projektach?
Marek Bukowski: Propozycje są, ale niestety nie takie w jakie chciałbym się zaangażować, nie takie, które skłoniłyby mnie do porzucenia dotychczasowych zajęć.
Wystarczy się rozejrzeć. Nie kręci się zbyt wiele filmów, a większość produkcji stanowią kretyńskie seriale, w których - jak na razie - planuję brać udziału.
Nie cierpię jednak z tego powodu. Znalazłem sobie inne zajęcia, które dają mi wiele satysfakcji.
Zdarzają się jednak i ciekawe projekty. Ostatnio dostałem propozycje zagrania głównych ról w dwóch filmach fabularnych. Szczególnie jeden z nich zapowiada się bardzo ciekawie. Na razie jednak nie wiadomo, czy w ogóle któryś z nich zostanie zrealizowany. Wiele sobie obiecuję, ale jeszcze się nie napalam.
FilmWeb: Zatem co dalej?
Marek Bukowski: Przymierzam się do kolejnego projektu reżyserskiego. Gotowa już jest 3., czy 4. wersja scenariusza, ale jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. Są chętni, którzy chcieliby wyłożyć pieniądze na produkcję, nie mogę jednak z całą pewnością powiedzieć, że będzie to mój następny projekt.
FilmWeb: Dziękuję bardzo za rozmowę.