No i stało się. Święty Walenty wziął nas jak co roku pod but. Nikt nie ucieknie, wszyscy muszą dziś kochać i być szczęśliwi. Po to wszak importowano to święto i wymyślono komedie romantyczne. W tym tygodniu, co zapewne nikogo nie dziwi, mamy ich absolutny zalew. Na ekranach debiutują:
"27 sukienek",
"P.S. Kocham Cię" oraz
"Rozmowy nocą".
Walentynki to także dzień, w którym przyszedł moment na rozwiązanie konkursu na Wasze ulubione walentynkowe filmy. Oto i one:

1.
"Pamiętnik" Historia, jakie wszyscy kochamy. Miłość, która zwycięża czas, przestrzeń i chorobę. Kto by się nie wzruszył?
Nick Cassavetes udowadnia, że starzy i młodzi mają takie same czerwone bijące serca.

2.
"Titanic" Freudowska wariacja o rozkoszy. Wielki statek, ocean wody i eksplozja namiętności podana w bardzo drogich i gustownych dekoracjach.

3.
"Casablanca" Absolutna klasyka kina. Zbiór klisz i cytatów, które stworzyły nową jakość. A do tego
Bogart i
Ingrid Bergman w wielkiej, niespełnionej miłości.
"Amelia" Historia pewnej cwanej panienki z Paryża, która pragnie uszczęśliwić cały świat. Do tego stopnia, że jest w stanie wysyłać krasnala na około kuli ziemskiej.
"To właśnie miłość" Kilka historii miłosnych, które układają się w niezwykły uczuciowy kolaż. Miłość ma wiele odcieni, ale tak naprawdę jest tylko jedna.
Trzy ostatnie tytuły zdobyły tyle samo głosów.
"Pamiętnik", co może wydać się zaskoczeniem, zdeklasował konkurencję.
Oto nasze walentynkowe typy: "Pokojówka z Titanica" Przepiękna historia o miłości, której nigdy nie było.
Bigas Luna opowiada o młodym robotniku, który wygrał wycieczkę do Londynu i może zobaczyć wypłynięcie Titanica. Ponieważ wszystkie miejsca hotelowe są zajęte, spędza noc dzieląc pokój z pokojówką z Titanica. Nic między nimi nie zaszło, jednak po powrocie bohater opowiada znajomym o namiętnej nocy. Robi to tak przekonująco, że w końcu zamiast robotnikiem staje się gwiazdą wędrownego teatru, opowiadając o swej tragicznej miłości.
Bigas Luna pokazuje, że nawet fikcyjna miłość, iluzja filmowa czy teatralna mają szanse stać się prawdą, budząc pasję i namiętność wśród słuchaczy.
"Pokojówka z Titanica" to historia nieśmiertelnej miłości – prawdziwej, choć wymyślonej. To także sonet ku czci sztuki, która jest w stanie fałsz przemienić w prawdę.
(mp)
"Notting Hill" Jeśli ktoś nie jest jeszcze uświadomiony, to chciałem go poinformować, że najlepsze komedie romantyczne robią Brytyjczycy. Jest wśród nich jeden geniusz scenopisarstwa, a zwą go
Richard Curtis. To właśnie on do spółki z Rogerem Michellem stworzył absolutny szczyt gatunku, czyli
"Notting Hill”. Film opowiada historię skromnego księgarza (
Hugh Grant) mieszkającego w artystycznej dzielnicy Londynu. Pewnego dnia jego sklep odwiedza wielka gwiazda filmowa (
Julia Roberts). Znajomość zacznie się od sprzedaży przewodnika turystycznego z anegdotami o kebabach, by wkrótce zamienić się w wielką i nieprzemijającą miłość.
Curtis jest mistrzem w mieszaniu cierpkiego, wyspiarskiego poczucia humoru z klasycznym romantyzmem. Buduje sceny w oparciu o długie, bardzo zabawne dialogi, a w dodatku nie unika dramatu (przyjaciółka bohatera jest sparaliżowana po wypadku i nie może mieć dziecka).
Michell dołożył od siebie hollywoodzką jakość wykonania. Gotowy film to natychmiastowy klasyk – najpiękniejsza bajka, jaką zdarzyło mi się kiedykolwiek obejrzeć. (łm)
"Nelly i pan Arnaud" Walentynki to nie tylko kolorowe lizaki i zmarznięte tulipany. Miłość nie zawsze jest egzaltowana, bywa także cierpliwa. Taka jest w kameralnym, ostatnim niestety, filmie francuskiego mistrza
Claude'a Sauteta (
"Okruchy życia").
"Nelly i Pan Arnaud" to opowieść o uczuciu, które od początku nie ma szans na spełnienie. Starzejący się dyplomata (
Michel Serrault) dyktuje swoje wspomnienia ślicznej
Emmanuelle Beart. Rodzące się się między nimi uczucie do końca zostaje zaklęte w małych gestach, spojrzeniach, niedostrzeganych na co dzień niuansach. Wyciszona, subtelnie erotyczna opowieść o miłości dojrzałej. Nie wykrzykującej, a szepczącej swoje imię. Takie Walentynki warto mieć przez cały rok. (mb)
"Lewy Sercowy" Paula Thomasa Andersona przedstawiać specjalnie nie trzeba, a przynajmniej mam nadzieję, że po tegorocznym rozdaniu Oscarów, każdy będzie wiedział, kto tu naprawdę rządzi.
"Lewy sercowy", to jeden z mniej znanych w Polsce obrazów
Andersona. Historia pewnego samotnego neurotyka na drodze którego pojawia się równie samotna kobieta na Walentynki, nadaje się idealnie. Nie ma tu nadmiaru entuzjazmu, nie ma lukru, jest dwoje rozjechanych przez życie ludzi, którzy próbują się spotkać. Wszystko to w zimnym i precyzyjnym spojrzeniu kamery, które bywa czasem krytyczne, ale nigdy okrutne wobec swoich bohaterów.
"Lewy sercowy" to także film, który pokazuje, że pod batutą dobrego reżysera, każdy może okazać się wspaniałym aktorem. Dla wszystkich, którzy znają
Adama Sandlera głównie jako komika, film może okazać się zaskoczeniem. Dawno już nie było tak niesamowitej i pięknej pary jak
Emily Watson i
Sandler. Swobodnie zmieniając konwencje,
Anderson potrafi zarazem subtelnie opowiedzieć o prawdziwych uczuciach.(km)
"Kiedy Harry poznał Sally" Jak wiadomo człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Kiedy Harry i Sally się poznali, zapewne nikt z nich nie przypuszczał, że zakończy się to wielką miłością. Ona była egzaltowana, on pluł pestkami w szybę jej samochodu. On się przechwalał, ona świetnie symulowała orgazm w restauracji. Jednym słowem byli sobie pisani, a że zajęło im to dwanaście lat, to inna sprawa.
Film
Reinera to ponadczasowy walentynkowy klasyk. Prawdziwy skarb udowadniający, że komedia romantyczna potrafi aż iskrzyć się od inteligentnego humoru i żywiołowej zabawy. Pozycja obowiązkowa dla zakochanych i tych, którzy myślą, ze już się nie zakochają.