FilmWeb: Dlaczego zgodził się Pan wystąpić w
"Pół serio" Tomasza Koneckiego? Zainteresował Pana nietypowy scenariusz, czy też zaufał Pan pomysłowości twórców tego filmu?
Rafał Królikowski: Myślę, że zachęcił mnie przede wszystkim tekst, który napisał
Andrzej Saramonowicz do pierwszego odcinka magazynu filmowego
"Pół serio". Był on ilustracją poruszanego w tej części programu zagadnienia, dotyczącego istnienia polskiego kina niezależnego. Na podstawie tego scenariusza nakręciliśmy wtedy zabawną etiudę - Romeo i Julia w czterech wersjach. Pomysł wydał mi się szalenie atrakcyjny. Na planie poznałem reżysera,
Tomka Koneckiego i operatora,
Tomka Madejskiego, z którymi rozpoczęły się ustalenia co do dalszych części programu. Scenariusz był niezmiernie dowcipny, z chęcią więc przyjąłem propozycję. Realizowanie wszystkich etiud było fantastyczną zabawą.
FilmWeb: Czy program telewizyjny
"Pół serio" był pierwszym przedsięwzięciem filmowym, które realizował Pan wspólnie z
Tomaszem Koneckim i
Andrzejem Saramonowiczem, czy też spotkaliście się już wcześniej?
Rafał Królikowski: Nie, wcześniej nie mieliśmy okazji ze sobą pracować.
Andrzej zobaczył mnie w przedstawieniu
"Kaleka z Inishmaan" w Teatrze Powszechnym, gdzie grałem wspólnie z
Edytą Olszówką i stwierdził, że powinien właśnie nas obsadzić w etiudzie o współczesnych wersjach
"Romea i Julii".
FilmWeb: Jak pracowało się Panu z
Saramonowiczem, scenarzystą, który podobno śledził pilnie grę aktorów, towarzysząc im na planie podczas kręcenia wszystkich ujęć?
Rafał Królikowski: Owszem,
Andrzej był na planie, ale nie kontrolował nadmiernie aktorów, stwarzał raczej odpowiednią atmosferę. Wszyscy autorzy filmu zostawiali nam zresztą pewną dowolność w interpretacji tekstu, byli otwarci na nasze propozycje. Przed realizacją każdego odcinka cyklu, spotykaliśmy się, żeby przedyskutować rozmaite kwestie, omówić ewentualny sposób inscenizacji, ustawienia kamery itp. Współpraca przebiegała więc bezboleśnie i raczej twórczo.
FilmWeb: Tomasz Konecki dopuszczał ponoć aktorskie interpretacje wielu scen, czy postaci. Kiedy na przykład usłyszał Pański śmiech podczas realizacji etiudy o Romeo i Julii, zobaczył, jak w przerwach pomiędzy poszczególnymi ujęciami odgrywa Pan gangstera w manierze
Lindy, postanowił dać Panu wolną rękę w kreowaniu postaci.
Rafał Królikowski: Nie pamiętam jak to było dokładnie, ale istotnie,
Tomek usłyszał mój śmiech i postanowił wykorzystać go realizowanej właśnie scenie. Zagrałem to w taki sposób, jak mi wtedy zasugerował i rzeczywiście, dobrze to wypadło. To, co mi się szalenie podoba w twórcach
"Pół serio", to ich umiejętność otwarcia się na ludzi, na aktorów. Potrafią docenić nasz wkład w interpretację danej roli. Dzięki temu nie czujemy się ograniczani, nie odczuwamy pancerza narzuconych wymagań.
FilmWeb: Czy praca na planie
"Pół serio", będącego przedsięwzięciem niezależnym artystycznie, odznaczała się czymś szczególnym, jeśli idzie o sposób pracy nad rolą lub ogólnie - o atmosferę w trakcie realizacji zdjęć? Ten film tworzyli przecież młodzi artyści, zarówno autor scenariusza, zdjęć, reżyser, jak i aktorzy.
Rafał Królikowski: Myślę, że praca na planie
"Pół serio" różniła się od większych produkcji, realizowanych przez starszych i bardziej doświadczonych twórców właśnie przyjacielską, serdeczną atmosferą. Po jakimś czasie bardzo się polubiliśmy, mieliśmy poza tym podobne poczucie humoru i podobny sposób myślenia. Bawiły nas te same rzeczy. Nawzajem się inspirowaliśmy, co jest ogromną zaletą i wartością. Stało się tak chyba właśnie dzięki temu, że wszyscy jesteśmy młodzi - młodzi jeśli chodzi o pewien sposób odczuwania, bo metrykalnie jednak jesteśmy zróżnicowani.
FilmWeb: Jak traktował Pan to przedsięwzięcie? Jako niszowy eksperyment, którego produkt nie ma szans na normalne rozpowszechnianie i dotarcie do szerokiej widowni, czy może spodziewał się Pan sukcesu
"Pół serio"? Telewizja, która była producentem magazynu filmowego pod tym samym tytułem, zareagowała zaskoczeniem na powszechny aplauz, jaki wzbudził film.
Rafał Królikowski: Podczas realizacji programu
"Pół serio" dla telewizji, kompletnie nie spodziewałem się, że kiedyś powstanie z niego film.
Andrzej oraz
Tomek Konecki i
Tomek Madej po kilku odcinkach zorientowali się, że mogą zmontować z gotowego materiału demo, ale również nie mieli pojęcia co z tego wyniknie, jakie będą dalsze losy
"Pół serio". Wiedzieli, że byłoby fajnie, gdyby film został doceniony. Sądzę, że przewidywali, iż ktoś zauważy efekt ich twórczości, bo była to naprawdę ciekawa i rzetelna robota. Ale podczas pracy nad materiałem filmowym, wystarczała nam w pełni satysfakcja z tworzenia interesujących rzeczy.
FilmWeb: Tomasz Konecki powiedział, że
"Pół serio" prezentuje poczucie humoru znacznie odbiegające od sztampy, która króluje w naszych kinach. Jest propozycją alternatywną wobec jałowych produkcji komediowych, pojawiających się ostatnimi czasy na polskich ekranach. Czy istnieje typ komizmu, który najbardziej Panu odpowiada? Ma Pan swoich ulubione filmy lub reżyserów tego gatunku?
Rafał Królikowski: Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo lubię rozmaite komedie. Mogę co najwyżej wymienić tytuły lub twórców, których filmy mnie bawią. Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to produkcje Monty Pythona. W komediach cenię sobie szczególnie umiejętność uchwycenia paradoksów współczesnego życia, nowatorstwo, nie zaś powielanie schematów, pomysłów, które zostały już wielokrotnie wykorzystane i sprawdzone. Drażni mnie puszczanie oka do widza. Dla mnie, jako aktora, ważne jest wykreowanie w komedii żywego człowieka, nie zaś karykaturę.
FilmWeb: Czy role komediowe są dla aktora większym wyzwaniem, niż inne kreacje? Mówi się przecież, że komedia to jeden z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszy gatunek.
Rafał Królikowski: Ciężko mi to oceniać. Obecnie wiele jest filmów, czy sztuk teatralnych, które rozgrywają się na pograniczu tragizmu i komizmu. Coraz częściej pisze się o sztuki, które wywołują zarówno wzruszenie, jak i śmiech. Podobnie jest w życiu - są sytuacje, które nas bawią, ale są też takie, które nas zasmucają, czy przerażają. Całość tych zjawisk składa się na nasze życie. W
"Pół serio" ważne miejsce zajmuje opisywanie naszej współczesnej rzeczywistości. Często w formie żartu mówiliśmy o poważnych zjawiskach, problemach, a czasem o błahych sprawach opowiadaliśmy bardzo serio. Dużą wartością tego filmu jest właśnie jego aktualność.
FilmWeb: Często grywa Pan role amantów. Udział w
"Pół serio" oznaczał więc dla Pana poniekąd zerwanie z takim typem postaci, stworzył Pan w tym filmie świetne kreacje komediowe.
Rafał Królikowski: Rzeczywiście, role amantów trochę mnie nużą, tutaj zaś mogłem zagrać coś odmiennego. Na szczęście ostatnio coraz częściej trafiają mi się propozycje, które odstają od szablonu, w jakim zaczęto mnie obsadzać. Ale przyznaję, że miałem taki okres w swoim życiu zawodowym, kiedy usiłowano ze mnie zrobić amanta. Kreowanie takich ról nie dawało mi satysfakcji, nie przynosiło takiego spełnienia, jakie gwarantują mi role komediowe. Kiedy skończyłem szkołę, mój profesor, Wiesław Komasa, powiedział, że żałuje, iż nie obsadzają mnie w rolach charakterystycznych, komediowych. Jego zdaniem byłoby to dla mnie ciekawym doświadczeniem. Długo to trwało, zanim myślenie reżyserów uległo zmianie, ale w końcu tak się stało i zacząłem z czasem otrzymywać propozycje stwarzające szansę wykreowania ciekawej postaci, a nie tylko wymagające bycia sobą, naturszczykiem.
FilmWeb: Czy oznacza to, że teraz, po udziale w
"Pół serio" i po zdobyciu w Gdyni nagrody za najlepszą rolę komediową, otrzymuje Pan znacznie więcej interesujących scenariuszy? Jest Pan przecież poza tym laureatem nagrody
Zbyszka Cybulskiego.
Rafał Królikowski: Owszem, otrzymuję pewne propozycje, ale nie nastąpiła jakaś eksplozja wyjątkowo ciekawych ofert. A propos tego pytania, przypomniałem sobie zdanie, jakie wypowiedział
Zbyszek Zamachowski, kiedy dostał nagrodę za najlepszą rolę - nie pamiętam, czy była to Złota Kaczka, czy nagroda w Gdyni. Powiedział wtedy, że w Polsce liczba nagród jest odwrotnie proporcjonalna do liczby otrzymywanych propozycji i boi się, że im więcej dostaje nagród, tym mniej ofert udziału w filmach. Rzeczywiście, obserwując kariery kolegów aktorów, stwierdzam, że często tak się dzieje w polskim kinie. Nagrodę
Zbyszka Cybulskiego dostałem w 1993 roku, upłynęło więc sporo czasu, zanim nagrodzono mnie w Gdyni. Przez ten długi czas, nic dla mnie, jako dla aktora nie wynikało z faktu, że zostałem uhonorowany takim wyróżnieniem.
"Pół serio" było przypomnieniem, że istnieję i coś potrafię.
FilmWeb: Czy podjąłby się Pan zagrania w filmie off-owym, całkowicie niezależnym, niskobudżetowym? Czy w ogóle aktor może sobie pozwolić na udział w tego rodzaju produkcji?
Rafał Królikowski: Jeśli aktor chce się rozwijać, powinien robić różne ciekawe rzeczy - takie, które go wzbogacają, pozwalają doświadczyć czegoś nowego. Nawet, jeśli są to występy w filmach niskobudżetowych. Aktor musi rozważyć czy jest mu to potrzebne jako artyście. Mi było to potrzebne, dlatego chętnie zagrałem w
"Pół serio", które było filmem niezależnym. Nie zapominajmy jednak, że aktorstwo jest także zawodem, z którego trzeba utrzymać siebie i rodzinę, o ile więc czasem mogę zacisnąć pasa i zagrać nisko płatną rolę, o tyle muszę też pamiętać o bardziej intratnych propozycjach. Należy więc umiejętnie wyważyć proporcje.
FilmWeb: Mógłby Pan zdradzić swoje najbliższe plany zawodowe?
Rafał Królikowski: W teatrze przygotowujemy
"Króla Lira", w reżyserii Piotrka Cieplaka i ze
Zbigniewem Zapasiewiczem w roli głównej. Wciąż otrzymuję propozycje z telewizji, a
Tomek Konecki z
Andrzejem Saramonowiczem próbują zebrać pieniądze na film
"Ciało", w którym także mam zagrać. Nic nie jest jednak przesądzone, dopóki bowiem nie rozpocznie się realizacji danego filmu, wiele stoi pod znakiem zapytania. Może z punktu widzenia producentów lepiej jest nagłaśniać każdy projekt pozostający w sferze planów, gdyż łatwiej wtedy zebrać nań pieniądz, ale dla aktora nie jest to wskazane. Wolę zatem nie trącić energii na opowiadanie o czymś, co jeszcze nie powstało.
FilmWeb: Czy poza występami w Teatrze Powszechnym, udziela się Pan gościnnie także na innych scenach?
Rafał Królikowski: Na razie dostaję na tyle interesujące propozycje w swoim teatrze, w Powszechnym, że nie mam nawet czasu grać na innych scenach. Zdarzają się jakieś propozycje, ale nie podejmuję ich ze względu na dostateczną ilość zajęć. Chcę zresztą robić także coś poza teatrem, gdybym więc związał się tylko ze sceną, zabrakłoby czasu na inne rzeczy.
FilmWeb: A czy te "inne rzeczy" to na przykład reżyserowanie? Nigdy nie kusiło Pana, żeby wzorem wielu kolegów po fachu, samemu stanąć za kamerą?
Rafał Królikowski: Nie, myślę, że na razie mam za mało doświadczenia, żeby się tego podejmować. Być może, kiedyś się tym zajmę. Jeśli nastąpi taki moment, że po zagraniu mnóstwa ról, poczuję zmęczenie lub będę chciał spróbować czegoś nowego, wtedy wezmę się za reżyserowanie. Często bywa tak, że aktorów przestaje bawić występowanie w filmach i postanawiają stanąć po drugiej stronie kamery.
FilmWeb: Dziękuję za rozmowę.