XXVI FPFF w Gdyni - Dzień czwarty

autor: /
https://www.filmweb.pl/news/XXVI+FPFF+w+Gdyni+-+Dzie%C5%84+czwarty-15466
DZIEŃ CZWARTY



"TO JEST SABOTAŻ TELEWIZJI" - spotkanie z szefami TVP

Czwartego dnia festiwalu miała miejsce jedna z najważniejszych konferencji - spotkanie z szefami Telewizji Publicznej, instytucji, która, jak wszyscy wiedzą ma ogromny wpływ na kształt współczesnego kina polskiego.

Tematem, który w trakcie konferencji pojawiał się najczęściej były oczywiście pieniądze. Jarosław Pachowski, członek zarządu TVP rozpoczął spotkanie z dziennikarzami od krótkiego wystąpienia, w którym wyraźnie zaznaczył, iż Telewizja jest obecnie w ciężkiej sytuacji finansowej a to z powodu sytuacji gospodarczej, jaka panuje obecnie na świecie, ale również z powodu prowadzonej przez ostatnich kilka lat polityki, którą Pachowski kilkakrotnie nazwał "sabotowaniem możliwości rozwoju telewizji".
Pachowski powiedział, że wpływy telewizji z abonamentu spadły w ciągu ostatnich 6 lat a państwo nie zrobiło nic, żeby zmienić tą sytuację. "Mam archaiczny system abonamentowy, system, jakiego nie ma już nikt w Europie. Nie ma żadnych konsekwencji za to, że ktoś nie zapłaci abonamentu. Rezultat jest taki, że na dzień dzisiejszy abonament płaci niewiele ponad 50% telewidzów, a my nic nie możemy w tej sprawie zrobić" - dodał Pachowski.

Największe zainteresowanie dziennikarzy budził oczywiście fakt, jak ciężka sytuacja finansowa instytucji wpłynie na finansowanie nowych projektów filmowych. Pachowski powiedział, że od kilku lat telewizja dokłada wszelkich starań, żeby wspierać współczesne kino polskie. "Powołaliśmy dwa cykle Święta polskie i Pokolenie 2000, które zostały dobrze przyjęte przez widzów i będą oczywiście kontynuowane. Chciałbym jednak zauważyć, że zadaniem telewizji nie jest zapełnianie sal kinowych, ale przyciąganie widzów przed ekrany telewizorów zatem obecnie skupiamy się na produkcjach telewizyjnych. Wiem, że ta decyzja nie zadowoli wszystkich, ale zależy nam, żeby wspierać nie tylko twórców znanych i popularnych, ale również debiutantów a dla nich telewizja jest doskonałym miejscem, w którym mogą stawiać swoje pierwsze kroki w zawodzie" - mówił Pachowski.
O cyklu Pokolenie 2000 mówił również obecny na konferencji Sławomir Rogowski, dyrektor Agencji Filmowej TVP. Rogowski powiedział, iż wierzy, że za kilka lat Pokolenie 2000 stanie się swego rodzaju znakiem jakości, który wyróżniał będzie te filmy spośród wielu innych obrazów debiutanckich. "To jest nasz pomysł na debiuty" - mówił Rogowski. "Powołaliśmy specjalną komisję, która współpracuje z Agencja Filmową. To ona czyta i wybiera teksty. Chcemy robić filmy debiutantów, ale angażując do tego również zawodowców" - dodał dyrektor Agencji Filmowej.

W tym roku TVP ma zamiar przeznaczyć 18 milionów złotych na realizację filmów fabularnych. Jarosław Pachowski przyznał, że jest to suma mniejsza niż w zeszłym roku, kiedy to wyniosła ona 25 milionów PLN, ale jego zdaniem cały czas jest to kwota znaczna, a przede wszystkim dużo wyższa, niż środki, które na ten sam cel przeznaczyć zamierza Komitet Kinematografii. Kontynuowane więc będą cykle Pokolenie 2000 oraz Święta polskie. Sławomir Rogowski powiedział, że zakończyły się już zdjęcia do filmu Ryszarda Bugajskiego pt. "W kogo ja się wrodziłem" opowiadającego o Dniu Ojca a w planach są następne projekty.
W trakcie 'długiego weekendu', który przypadał będzie na okres Święta Zmarłych wyznaczono zdjęcia do kolejnego filmu "Wszyscy święci", w którym główne role zagrają m.in.: Tadeusz Huk, Danuta Szaflarska, Dorota Segda, Danuta Stenka oraz Edward Dziewoński. Trwają również rozmowy z Januszem Kondratiukiem, któremu TVP zaproponowała realizację kolejnego obrazu z cyklu Święta polskie zatytułowanego "Miss mokrego podkoszulka", a którego tematem będą święta Wielkiej Nocy.

Dużo czasu szefowie telewizji poświęcili również na omówienie sytuacji w jakiej od kilku lat znajduje się telewizja. Zdaniem Pachowskiego, politycy robią wszystko aby powstrzymać rozwój TVP. "Od dłuższego czasu staramy się uzyskać pozwolenie na uruchomienie kanałów tematycznych, Niestety, cały czas go nie mamy. Minister w odpowiedzi na nasze propozycje wystosował pismo, w którym stwierdził, że nie tworzenie kanałów tematycznych jest bezzasadne i nie wyraził na to zgody" - mówił Pachowski. "Chcieliśmy uruchomić dwa kanały: kanał informacyjny i kanał wysokiej kultury. Moim zdaniem ten ostatni byłby wręcz idealnym miejscem, gdzie prezentowane mogłyby być obrazy młodych twórców, debiutantów, obrazy awangardowe. Kanał ten przeznaczony byłby dla konkretnego widza - widza świadomego, wykształconego i wymagającego. Oglądalność w przypadku kanału tematycznego nie odgrywałaby już większej roli" - dodał Jarosław Pachowski. "Niestety, decyzja naszego przełożonego uniemożliwiła powołanie do życia tego projektu. Dla mnie osobiście tego rodzaju decyzje to sabotowanie rozwoju telewizji" - powiedział na zakończenie spotkania z dziennikarzami prezes Pachowski.

"6 MINUT WIEDŹMINA"

Czwarty dzień festiwalu jest, jak do tej pory, najciekawszym z całej imprezy. Oprócz bowiem ciekawych filmów goście mieli okazję zobaczyć 6-minutowy fragment Wiedźmina, filmu będącego ekranizacją opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. Jak się łatwo domyśleć na konferencję prasową, gdzie ów fragment miał być pokazany, przyszło mnóstwo ludzi, chcących porównać własne wyobrażenia powieści z wizją reżysera.
Wszelkie skojarzenia z promocją przygotowanego obecnie Władcy pierścieni
są oczywiście na miejscu. Jak zapewne większość z naszych czytelników pamięta podczas tegorocznego festiwalu w Cannes pokazano trwający kilkanaście minut fragment ekranizacji dzieła Tolkiena i był to jedno z najciekawszych wydarzeń imprezy. Producenci Wiedźmina postanowili pójść w ślady twórców Władcy pierścieni i w Gdyni po raz pierwszy publiczności pokazać fragmenty filmu, wierząc, iż projekcja ta będzie dodatkową reklamą obrazu, którego premiera odbędzie się już w listopadzie.

Musze przyznać, że po obejrzeniu fatalnego teasera Wiedźmina, który producent wypuścił kilka tygodni temu, oczekiwałem najgorszego. Na szczęście zostałem mile zaskoczony. Pokazywane fragmenty wyglądały bowiem o niebo lepiej od nieszczęsnego teasera. Całość zaś ilustrowała ciekawa muzyka autorstwa Grzegorza Ciechowskiego.
Nie jestem wielkim fanem twórczości Sapkowskiego zatem do ekranizacji podchodzę z dystansem. Nie interesuje mnie, czy film będzie wierny książce, czy też nie. Oczekuję jedynie niezłego kina fantasy. Oczywiście na razie trudno mówić, czy film będzie dobry, czy też nie. Z prezentowanych scen jedne były lepsze, drugie gorsze, ale ogólne wrażenie było raczej pozytywne. Czepiać się można natomiast efektów specjalnych. Jedna ze scen pokazuje np. Geralta walczącego z zamieszkującym bagno potworem, który wygląda, jak najeżony zębami worek. Mało straszenie, ale śmiesznie, a nie o to chyba chodziło. Przyzwoicie, choć nie rewelacyjnie wygląda wygenerowany komputerowo smok. Nie zapominajmy jednak, iż film nie jest jeszcze ukończony, zatem specjaliści od efektów mają jeszcze sporo czasu na poprawienie owych potknięć.

Jak napisałem wcześniej - za wcześnie jeszcze mówić o tym, czy Wiedźmin będzie filmem dobrym, czy też złym. Fanów Sapkowskiego chciałbym jednak uspokoić bowiem zaprezentowane nam dziś fragmenty wyglądały nieźle i pozostaje mieć nadzieję, że cały obraz będzie równie dobry, jak te kilka scen.



"W PRZYSZŁYM ROKU NIE ZABRAKNIE FILMÓW" - Vision zapowiada 4 premiery

Drugą atrakcją zwołanej przez firmę Vision konferencji prasowej była możliwość spotkania się z twórcami aż czterech obrazów, których producentem i dystrybutorem jest Vision. Na spotkanie z dziennikarzami przybyli więc autorzy obrazów: "Dzień świra", nowej komedii Marka Koterskiego, "Kariery Nikosia Dyzmy", której reżyserem jest Jacek Bromski, "Zemsty" Andrzeja Wajdy oraz "Hanemann" wspólnego projektu Agnieszki Holland i Magdaleny Łazarkiewicz, ekranizacji głośnej powieści Stefana Chwina.

Konferencja VisionOczywiście największe zainteresowanie dziennikarzy wzbudziła "Zemsta" Andrzeja Wajdy, ale niestety twórcy tego obrazu nie chcieli ujawniać zbyt wielu szczegółów dotyczących projektu, ponieważ cały czas kompletują ekipę. Producent ujawnił jedynie, że zdjęcia do filmu rozpoczną się w połowie stycznie przyszłego roku w Ogrodzieńcu koło Katowic i potrwają do końca lutego. Andrzej Wajda zapytany o to dlaczego zdecydował się na ekranizację tej właśnie komedii Fredry odparł - o najlepszy w naszej literaturze, który pokazuje galerię prawdziwych Polaków: pieniaczy, awanturników, zakapiorów. Teraz jest doskonały moment, żeby taki film zrobić. A kto mógłby go nakręcić, jak nie ja?" - żartował Wajda.

Konferencja VisionCiekawie zapowiada się ekranizacja "Hanemanna", doskonałe powieści Stefana Chwina, którą na duży ekran chcą przenieść siostry: Agnieszka Holland i Magdalena Łazarkiewicz. Agnieszka Holland powiedziała, że o nakręceniu "Hanemanna" pomyślała zaraz po przeczytaniu powieści. "Czasami tak jest, że coś czytamy i natychmiast chcielibyśmy to ekranizować. Czujemy, że przeczytaliśmy coś wyjątkowego, unikalnego, coś z czym warto się zmierzyć" - powiedziała Holland. "Ja tak się właśnie poczułam po lekturze 'Hanemanna'" - dodała.
"Kiedy okazało się, że taki projekt może powstać rozpoczęliśmy z Magdą prace nad scenariuszem. Przeczytałyśmy wszystkie powieści Chwina, spotkałyśmy się również z pisarzem" - kontynuowała Agnieszka Holland. "Teraz mamy już gotowy scenariusz i niedługo rozpoczynamy prace przygotowawcze. To będzie olbrzymi projekt, prawdziwie europejski. Pieniądze na jego realizację wyłożą bowiem: Polska, Niemcy, Wielka Brytania i Francja. Pierwsze zdjęcia zrobimy najprawdopodobniej już w marcu przyszłego roku".
Wypowiedź autorki "Zabić księdza" uzupełniła jej siostra, która powiedziała, że projekt ten jest wyjątkowy, ponieważ jest to pierwszy wspólny film obu artystek. "Nie wiemy jeszcze, jak pogodzimy wspólną pracę na planie. Myślę jednak, że jej efekt będzie niezwykle ciekawy" - dodała Magdalena Łazarkiewicz.

Specjalnych emocji nie wzbudziła natomiast "Kariera Nikosia Dyzmy", nowa komedia Jacka Bromskiego, do której zdjęcia rozpoczną się jeszcze w październiku tego roku. Jacek Bromski zapewnia jednak że postanie film ciekawy, żywy a przede wszystkim aktualny, który spodoba się większości widzów. "Teraz jest doskonały moment na tego rodzaju projekty. Kiedy Dołęga Mostowicz pisał swoją powieść, fakt robienia kariery w rządzie przez prostaka i chama wzbudzał w społeczeństwie oburzenie. Dziś, kiedy patrzymy np. na pana Leppera ten fakt nie budzi już naszych emocji. Warto zrobić na ten temat film" - mówił Bromski.

Ostatnim z zaproszonych gości był Marek Koterski, który już 3 dni temu rozpoczął zdjęcia do swojego nowego filmu zatytułowanego "Dzień świra". Bohaterem obrazu będzie Adam Miauczyński, a sam film ma być kontynuacją zrealizowanego kilka lat temu "Ajlawiu". Marek Koterski z dużym entuzjazmem opowiadał o swoim projekcie. "To będzie najbardziej zakręcony film, na jaki się porwałem. Pisząc do niego scenariusz dotarłem do granic swojej wolności artystycznej. To jest projekt skrajnie artystyczny" - mówił Koterski. "Robię filmy już od wielu lat. Ma swoją wierną widownię, do której zwracam się w swoich filmach i na którą będę liczył również w przypadku tego obrazu" - dodał reżyser. Na zakończenie swojej wypowiedzi Koterski zapewnił, że najmocniejszą stroną "Dnia świra" będzie aktorstwo i dialogi. "Specjalny udział w filmie już teraz zapowiedzieli: Cezary Pazura. Katarzyna Figura, Piotr Machalica, Zbigniew Buczkowski, Joanna Kurowska i wielu, wielu innych" - z dumą mówił reżyser.



"TRYUMF PANA KLEKSA" - nieudany powrót Gradowskiego

Czwarty dzień XXVI Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych zainaugurowała projekcja najnowszego filmu Krzysztofa Gradowskiego "Tryumf Pana Kleksa". To czwarta z kolei część kultowego dla pokolenia dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków filmu o przygodach niezwykłego czarodzieja, Profesora Ambrożego Kleksa. Po długiej, bo trwające aż 13 lat przerwie, reżyser postanowił zaskoczyć widzów, stosując nowatorski zabieg łączenia sekwencji aktorskich oraz animacji. Szczerze mówiąc rezultat trudno nazwać zachwycającym, ze względu na siermiężną animację, której w filmie jest znacznie więcej (50 minut) niż sekwencji realnych. Muszę przyznać z całym sentymentem, że film rozczarował mnie do tego stopnia, by stanowczo odradzić go "starszym" widzom. Przede wszystkim w "Tryumfie..." zabrakło doskonałej kreacji Piotra Fronczewskiego. Animowany Kleks jest pozbawiony czaru oraz autentyczności, typowych dla postaci z poprzednich trzech części cyklu. Mocną stroną filmu, podobnie jak jego wcześniejszych części, jest z pewnością muzyka, a w szczególności wpadające w ucho piosenki z błyskotliwymi tekstami autorstwa samego reżysera. Nie zabrakło także sensacyjnych wynalazków ani fantastycznych bohaterów, czarnego charakteru w postaci Alojzego Bąbla (doskonała rola Zbigniewa Buczkowskiego), nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że wszystkie te elementy dużo silniej oddziaływały na wyobraźnię w "starej", "aktorskiej" wersji filmu o przygodach Kleksa.



"DLACZEGO BRZECHWA SIĘ NIE ZESTARZAŁ?" - relacja ze spotkania z twórcami filmu "Tryumf Pana Kleksa"

Temat przewodni konferencji prasowej po projekcji filmu Krzysztofa Gradowskiego dotyczył wartości, których nośnikiem jest twórczość Jana Brzechwy, na podstawie której powstawały kolejne części cyklu o Panu Kleksie. Była mowa o wierze w człowieka i dobro świata, przyjaźni i umiłowaniu przygody, traktowanych jako kontekst wychowania współczesnej młodej widowni. Reżyser przyznał się do chęci "fascynowania dobrem" odbiorców, chwaląc styl, w jakim robił to Brzechwa. Na pytania dotyczące techniki animacji filmu, twórcy przyznali, że brak środków definitywnie uniemożliwił im uzyskanie lepszej jakości części rysunkowej.



CZY PO WYBORACH BĘDZIE WIĘCEJ FILMÓW? - relacja z politycznej debaty

W czwartym dniu trwania Festiwalu odbyła się nietypowa debata, do udziału w której zebrani w Gdyni filmowcy zaprosili przedstawicieli czołowych partii politycznych.
Debata zatytułowana POPIERANIE TWÓRCZOŚCI FILMOWEJ PRZEZ PAŃSTWO była okazją do przedyskutowania sześciu postulatów wystosowanych przez środowisko filmowców w stronę przyszłej koalicji rządzącej. Sesję zorganizowała Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych we współpracy z Komitetem Kinematografii, Stowarzyszeniem Filmowców Polskich, Związkiem Artystów Scen Polskich, Stowarzyszeniem Dystrybutorów Polskich i Stowarzyszeniem Kina Polskie.
Środowisko polityczne reprezentowali: Anna Popowicz z Unii Wolności, Stanisław Dobrzański, reprezentant PSL, Arkadiusz Rybicki z Platformy Obywatelskiej oraz Aleksandra Jakubowska z SLD i UP.
A oto podstawowe elementy popierania twórczości kinematograficznej przez państwo postulowane przez środowisko filmowe:

1. System instrumentów podatkowych preferujących polską kinematografię.
2. Wsparcie dla debiutantów i filmów o szczególnym znaczeniu dla polskiej kultury.
3. Zagwarantowanie wpływu środowiska na zarządzanie kinematografią.
4. Zagwarantowanie wpływów z przekształceń własnościowych dla kinematografii.
5. Współfinansowanie produkcji kinematograficznej przez stacje telewizyjne.
6. Usunięcie barier stworzonych w istniejących przepisach z powodu nieuwzględnienia specyfiki kinematografii.



"TRAGIKOMEDIA NA POZÓR KRYMINALNA" - "Stacja" Piotra Wereśniaka

Czwartego dnia festiwalu odbył się również pierwszy publiczny pokaz najnowszego filmu Piotra Wereśniaka "Stacja". Jak zapewne wszyscy pamiętają za scenariusz do tego obrazu Wereśniak otrzymał prestiżową nagrodę Hartley-Merrill, zatem zainteresowanie projekcją było ogromne. Publiczność licznie przybyła na pokaz a wielu spóźnialskich siedziało na podłodze. Wszyscy chcieli zobaczyć "Stację", film, który zapowiadał się wydarzenie sezonu. Niestety, tylko się zapowiadał.

Bohaterem "Stacji" jest Banan, student sezonowo pracujący na znajdującej przy granicy Polski stacji benzynowej, której właścicielem jest Dymecki. Pewnego dnia na stację przyjeżdża mężczyzna. Ma przy sobie broń, torbę wypchaną pieniędzmi i jest ranny w brzuch. Facet jest umierający. Dla Dymeckiego sprawa jest jasna - mężczyzna to na pewno bandyta, nie ma sensu ratować śmiecia. Trzeba poczekać aż się wykrwawi i podzielić się zawartością torby. Innego zdania jest Banan. Pomiędzy bohaterami dochodzi do ostrego konfliktu...

Takich filmów jak "Stacja" było już w historii kina wiele. Temat nie jest nowy i podejmowali go wcześniej inni twórcy. Niełatwo jest więc zrobić na jego podstawie film świeży i oryginalny. Nie udało się tego dokonać nawet Wereśniakowi. "Stację" ogląda się całkiem nieźle. Ma dobrą muzykę, zdjęcia, a główne role w filmie grają popularni aktorzy: Linda, Zamachowski, Figura, Lubaszenko oraz oczywiście Bartosz Obuchowicz. Niestety, połączenie tylu dobrych elementów nie zaowocowało porywającym obrazem. Po obejrzeniu filmu miałem wrażenie niedosytu, które moim zdaniem wynika nie z wad scenariusza, ale z faktu, że takich obrazów było już wiele a "Stacja" niczym szczególnym się od nich nie odróżnia. To jest film, który można zobaczyć, ale nie trzeba.
Obiektywnie rzecz biorąc nie jest to projekt zły, ale daleko mu np. do "Prostego planu" Sama Raimi, który opowiada podobną historię, ale w znacznie lepszy sposób.



"JEST TO FILM O PRZYPADKU, O ŚLEPYM LOSIE" - spotkanie z twórcami "Stacji"

"Mało jest dobrych scenariuszy do wzięcia i dlatego muszę pisać je sam" - powiedział na konferencji prasowej Piotr Wereśniak, reżyser i scenarzysta "Stacji". Wereśniak, laureat prestiżowej nagrody Hartley-Merrill za scenariusz do "Stacji" powiedział, że bardzo długo pracował nad fabułą do swojego nowego filmu. "Nie chciałem tworzyć filmu czystego gatunkowo. Chcaieł pomieszać nastroje, sceny komiczne umieścić u boku tragicznych" - mówił Wereśniak. "Obserwując reakcje publiczności doszedłem do wniosku, że mi się to udało" - dodał artysta.

"Stacja" budzi skojarzenia z pokazywanym kilka lat temu "Fargo" braci Coen, bowiem również opowiada o tym, jak przypadek, absurdalne wydarzenie wpływa na życie wielu ludzi i doprowadza do tragedii. Zapytany o to, czy inspirował się "Fargo" Wereśniak odparł - "inspiracja filmem Coenów była taka, że mi się podobał. I tyle. Wydaje mi się, że mój obraz porusza jedynie podobną tematykę, ale jest zupełnie inny".

"Czy będzie 'Stacja 2'? " - zapytał na zakończenie jeden z dziennikarzy. "Biorąc pod uwagę, że kilku głównych bohaterów filmu zginęło to realizacja kontynuacji raczej nie jest możliwa. Chyba, że akcję drugiej części rozpoczniemy w szpitalu" - zażartował Wereśniak.



"HISTORIA Z BLOKOWISKA" - "Cześć Tereska" Robeta Glińskiego

Jednym z największych wydarzeń tegorocznego festiwalu w Gdyni pozostanie na pewno pokaz nowego filmu Roberta Glińskiego "Cześć, Tereska". Obraz ten został nagrodzony przez publiczność trwającą prawie 6 minut owacją i jest na dzień dzisiejszy najbardziej prawdopodobnym kandydatem do nagrody Złotego Klakiera, przyznawanego przez Radio Gdańsk najdłużej oklaskiwanemu filmowi.

Gliński, twórca takich obrazów jak "Niedzielne igraszki", "Matka swojej matki", czy "Kochaj i rób co chcesz" nakręcił film szczególny. Surowy, czarno-biały, nakręcony w sposób charakterystyczny dla dokumentu, a jednocześnie wstrząsający i aktualny. Bohaterką obrazu jest Tereska, nastolatka mieszkająca, jak większość polskich rodzin w blokowisku. Jej rodzice są przeciętni - ojciec czasem zagląda do kieliszka, mama biega do kościoła, a w mieszkaniu gra bez przerwy telewizor. Tereska rozpoczyna naukę w szkole krawieckiej, chce zostać sławną projektantką mody. Zaprzyjaźnia się z koleżanką z klasy Renatą. Pierwszy papieros, pierwsze tanie wino, pierwszy pocałunek. A potem pierwsza miłość z kolegą z podwórka, która okazuje się nieporozumieniem...

"Cześć, Tereska" opowiada, co widać z powyższego streszczenia, historię bardzo prawdziwą, bardzo rzeczywistą. Pojęcie blokowisko stało się w ciągu ostatnich kilku lat bardzo modne. Socjolodzy tworzą na ten temat coraz to nowe teorie a o blokersach słyszał już chyba każdy. Sęk w tym, że większość ze znanych mi osób traktuje blokowiska niemalże jak śmietnik, miejsce gdzie mieszkają jedyne męty, pijacy i przestępcy. Takie stwierdzenie jest jednak dalekie do prawdy. Sam wychowałem się w warszawskim blokowisku, gdzie spędziłem kilkanaście lat mojego życia i śmiało mogę powiedzieć, że znam realia takiego życia. Oczywiście nie wszyscy mieszkańcy takich osiedli są święci, jedni piją, inni biją swoje żony, a jeszcze inni kradną pozostawiane na korytarzach rowery. Pamiętajmy jednak o tym że w 15-piętrowcu mieszka ponad 100 rodzin, a takich bloków jest na osiedlu kilkadziesiąt. Mieszkają w nich tysiące ludzi i statystycznie rzecz biorąc nie wszyscy z nich mogą być idealnymi obywatelami, to jest po prostu niemożliwe.
Analizowanie blokowisk w oparciu jedynie o grupę dresiarzy, czy awanturników jest wręcz z gruntu niewłaściwe, bowiem obok nich na osiedlach mieszkają również normalni i spokojni ludzie, których po prostu nie stać na lepsze mieszkanie.
Doskonale widać to w filmie Glińskiego. Mimo, iż pokazuje on ciemną stronę mieszkania w blokowisku, to jednak cały czas reżyser pokazuje nam, że oprócz opowiadanych wydarzeń na osiedlu trwa normalne życie. Dzieci bawią się na placach zabaw, ludzie robią zakupy, chodzą do kościoła.
Gliński w nieprawdopodobny sposób oddał na ekranie realia warszawskiego blokowiska. Oglądając film cały czas czułem się jakbym waśnie wyszedł z klatki bloku, w którym mieszkałem i po prostu obserwował znajdujący się dookoła mnie. Miałem koleżanki, które wyglądały i zachowywały się identycznie jak Renatka, do klasy chodzili ze mną kumple pokroju Jasia i Zezola, których jedynymi tematami rozmów były piwo i dupy, sam też nie raz urywałem się z nimi z lekcji aby obalić gdzieś tanie winko.
Teraz, kiedy wspominam te zdarzenia wydają mi się one śmieszne, może żenujące, ale wtedy tak nie było. Traktowałem to bardzo serio. Chciałem pokazać, że też jestem chojrak, równy gość, z którym warto się zaprzyjaźnić.
"Cześć, Tereska" traktuje o tym fragmencie życia każdego nastolatka, kiedy rodzice przestają być autorytetem a stają się nim koledzy z klasy i podwórka, którzy imponują swoją pozorną dorosłością przejawiającą się w paleniu papierosów, piciu tanich win i opowiadaniu o wymyślonych podbojach seksualnych.

Największą atrakcja filmu są niewątpliwie kreacje aktorskie. U boku artystów profesjonalnych w "Cześć, Tereska" wystąpili również młodzi amatorzy, których Robert Gliński znalazł po trwających ponad rok castingach. Ola Gietner i Karolina Sobczak nie grają swoich bohaterek, one są nimi. "Są prawdziwi nic nie oszukują. Możecie wierzyć lub nie, ale oni są tacy naprawdę" - mówił Gliński. Młodzi artyści bardzo wiele wnieśli do filmu. Sprawili, że stał się on jeszcze bardziej autentyczny. Wspólnie z reżyserem pracowali nad dialogami, które dzięki temu są bardzo autentyczne, część scen z ich udziałem była wręcz improwizowana. Efekt ich pracy jest wstrząsający.

Muszę przyznać, że od dawna żaden film nie wywarł na mnie takiego wrażenia, jak "Cześć, Tereska". Jeszcze wiele godzin po zakończeniu projekcji myślałem o tym filmie. I na tym właśnie polega prawdziwe kino. Na dzień dzisiejszy "Cześć, Tereska" to mój faworyt do nagrody Grand Prix festiwalu.






"Dzień pierwszy"
"Dzień drugi"
"Dzień trzeci"
"Dzień czwarty"
"Dzień piąty"
"Dzień szósty"



"Info o festiwalu"