David Watkin zmarł w wieku 82 lat w swoim domu w Brighton, o godzinie 10:15, 19 lutego 2008 roku.
To z pewnością ogromy szok dla tych, którzy nie wiedzieli o jego bezwzględnej chorobie oraz zastraszająco szybko pogarszającym się zdrowiu.
Ci, którzy spędzili z nim jego ostatnie dni wiedzą, z jaką odwagą i determinacją walczył z rakiem. Energia, poczucie humoru czy upodobanie życia, mimo braku kontroli nad ciałem, nie opuszczały go do samego końca. Wszystko, co znajduje się ponad szyją jest wspaniałe, powiedział, ale poniżej - to koszmar. Słuch to ostatni ze zmysłów, który poddał się chorobie, dlatego w ostatnich chwilach życia słuchał fortepianowych sonat Mozarta oraz Richarda Straussa.
Czytelnicy dwóch tomów jego wspomnień zapoznają się z jego bogatym życiem, rozlicznymi paradoksami człowieka, który zarówno w życiu, jak i w przemyśle filmowym, kładł nacisk na najprostsze rozwiązania i odpowiedzi, a w efekcie udzielał odpowiedzi niezwykle skomplikowanych. Przyjaciele będą wiedzieli, jaką rolę te paradoksalne sytuacje odgrywały w rozmowach, negocjacjach, rozmaitych działaniach, troskliwości o innych i niezliczonej ilości małych i dużych przysług.
Studentom i innym, którzy spodziewali się zobaczyć w nim mistrza oraz usłyszeć sugestie, w jaki sposób osiągnąć sukces w branży filmowej, proponował zagłębienie się w twórczość Brucknera, Wodehousa i Dr Johnsona w poszukiwaniu właściwych odpowiedzi, bodźców emocjonalnych i oszczędnych środków wyrazu. Na przekór sobie konsekwentnie inspirował i prowokował, co sprawiało, że ci, którzy mieli szczęście się z nim zetknąć, nigdy go nie zapomnieli - studenci, współpracownicy z planu filmowego czy intelektualiści, mijający go w sklepach.
W nadchodzących dniach, we wspomnieniach o nim, jego pobratymcy będą przywoływali techniczne i wizualne dokonania tego niezwykłego człowieka, początki jego kariery, które zbiegły się z powstaniem brytyjskiej szkoły dokumentu, jego pierwsze reklamy telewizyjne oraz pierwsze filmy fabularne. Jego kariera nabrała rozpędu zarówno dzięki brytyjskiemu przemysłowi filmowemu, jak i w Hollywood, a w tak szerokiej perspektywie kulturowej miała szansę na konfrontację z dwoma odmiennymi typami kina. Należy wspomnieć o jego innowatorskich rozwiązaniach w zakresie oświetlenia, w świecie filmowym określane jako Wendy Light. Głębokie poczucie absurdu w połączeniu z determinacją by wszystko robić dobrze prowadziły go na szczyt osiągnięć. Bronił się jednak by inni o nich rozprawiali, nie pozwalał ich wyolbrzymiać. Kiedy poproszono go o motto na koszulki Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć
Filmowych Camerimage 2004 w Łodzi, podczas którego został uhonorowany nagrodą za całokształt twórczości, zamiast sięgnąć do zwyczajowych mądrości, zaproponował
"Grunt to tego nie spieprzyć".
Jego dwie autobiografie
"Tezaurus" i
"Clara" dostarczają bogatych dowodów na źródło jego kreatywności, płynącej z miłości do ludzi i podtrzymywania przyjaźni. Nowy film był zawsze okazją do ponownego spotkania jego ekipy, na którą składały się pokrewne
dusze, łączące profesjonalizm i poczucie humoru. Miał on swoich bohaterów -
Tony'ego Richardsona,
Petera Sellersa,
Petera Brooksa, a także wielu innych, którym poświęcił rozdział, doceniając ich energię i skłonność podejmowania ryzyka.
Na kilka tygodni przed śmiercią opublikowano jego drugą autobiografię"Was Clara Schumann a Fag Hag? (Czy Clara Schumann była przyjaciółką gejów?), co sprawiło mu ogromną satysfakcję.
Rozdział pod tytułem Dolina zakończył
"Przede wszystkim otacza mnie miłość i jej braciszek, śmiech, więc jestem szczęśliwy. Nie mam żadnego problemu ze śmiercią. Ból jest na końcu, ale my, którzy kochają I są kochani, zawsze są częścią czyjegoś życia".