Relacja
CANNES 2015: Prawa rynku, miara człowieka
23-05-2015 11:38
/ Już jutro poznamy wyniki wyścigu o Złotą Palmę. Sorrentino, Jia Zhangke, Moretti, Nemes – to oni wymieniani są w gronie faworytów. A może odrobinę sławy uszczkną im Maiwenn z filmem "Mon Roi" albo Stéphane Brizé z "La loi du marchéRecenzje obydwu filmów znajdziecie poniżej.
Józef K. jest mechanikiem (rec. filmu "La loi du marché", reż. Stéphane Brizé)
Oryginalny tytuł filmu, "La loi du marché", to w wolnym tłumaczeniu "Prawa rynkuAngielski – "The Measure of Man" – oznacza oczywiście "Miarę człowiekaKłopoty z translacją są w tym przypadku odzwierciedleniem centralnej, fabularnej przewrotki: oto utrzymana w duchu kina braci Dardenne historia mężczyzny szukającego pracy staje się naraz opowieścią o jej moralnym wymiarze.
Gdy w pierwszej scenie widzimy bohatera w pośredniaku, karty wydają się rozdane: ot, będziemy obserwować powolną degradację marzeń Bogu ducha winnego szaraka z klasy robotniczej. Ale za dużo w mężczyźnie tłumionego gniewu, za dużo buzujących emocji, by to status quo utrzymać przez cały seans. Mechanik Thierry dowiaduje się od urzędnika, że kurs, który właśnie przeszedł, pójdzie na marne – mimo odpowiednich kwalifikacji, nie dostanie pracy. Thierry wychodzi wściekły, ale się nie poddaje. Prowadzi jeszcze jedną rozmowę, tym razem przez Skype'a: specjalista od rekrutacji najpierw zmusza go do przyjęcia niższego stanowiska i adekwatnej płacy, by następnie całkowicie wykluczyć mężczyznę ze stawki potencjalnych kandydatów. Emocjonalna intensywność nakręconej w jednym ujęciu sceny daje niezłe pojęcie o atmosferze całego filmu: choć brakuje w nim formalnych szaleństw, to twardy realizm wymaga od nas sporej wytrzymałości.
Reżyser Stéphane Brizé składa swój film ze skrawków codzienności Thierry'ego. Bohater sprząta mieszkanie, siada do kolacji z żoną, robi zakupy, rozmawia z kolegami po fachu. Leitmotivem są sceny kursu tańca, będące prostą i celną metaforą jego sytuacji: Thierry ma problemy z tempem, próbuje dostosować krok, co chwilę się gubi i wciąż wraca do "zadania" z coraz większą determinacją.
Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ.
Piękna i bestia (rec. filmu "Mon Roi", reż. Maiwenn)
Obok Natalie Portman adaptującej prozę Amosa Oza w Cannes swój nowy film zaprezentowała inna była aktorka, Maiwenn – znana choćby z epizodu w "Piątym Elemencie" Bessona oraz głównej roli w "Odwadze miłości" Leloucha. Francuzka nie stawia jednak pierwszych kroków w reżyserskim fachu, wcześniej zrobiła m.in. dobrze przyjęte "Poliss" o paryskiej specgrupie walczącej z pedofilią. Raz na wozie, raz pod wozem: "Mon Roi", nadawane w wysokich rejestrach psychologicznego komediodramatu, to kino miałkie i przeszarżowane.
Emmanuelle Bercot gra Tony, kobietę w średnim wieku – już nie tak pewną swojej fizycznej atrakcyjności – która nawiązuje relację z dawnym znajomym, bogatym playboyem. Z jednej strony mamy niemiłosiernie rozwlekłą opowieść o wychodzeniu z depresji i fizycznego poniżenia, z drugiej – pełen humoru pamflet na paryską burżuazję z jej emocjonalną niestabilnością i pretensjonalnym stylem życia; namiętne, destrukcyjne uczucie i tło społeczne w odcieniach glamour. Całość grzęźnie niestety w miałkiej poppsychologii: mimo że w filmie znajdziemy sporo "paryskiego" uroku, finalne konkluzje o uzależniającej, nieracjonalnej miłości są po prostu banalne.
Film ratuje dojrzała zmysłowość Bercot i nadpobudliwa ekspresja Vincenta Cassela – jego Georgio to kwintesencja niedojrzałości, trochę trefniś, czasami wyrachowany, zimny egoista, zmieniający maski z szybkością zbuntowanego piętnastolatka. Razem z Tony kreują szalony, trochę surrealistyczny tandem – każdy dzień to kolejny powód do celebrowania świeżego uczucia, w rytmie popkulturowych klisz "wolnego" związku. Trochę w tym wariactwie Allena, trochę komedii romantycznej, trochę disnejowskiej bajki o pięknej i bestii. Od początku spodziewamy się katastrofy, bo nadmiar wolności połączony z deklarowanym pragnieniem stabilizacji to kolos na glinianych nogach. W ultraszybkim świecie konsumpcji towarów i doznań trwała relacja pozostaje abstrakcyjnym marzeniem.
Maiwenn nie zadowala się jednak samą krytyką nowych mieszczan.
Całą recenzję Marcina Stachowicza można przeczytać TUTAJ.
Józef K. jest mechanikiem (rec. filmu "La loi du marché", reż. Stéphane Brizé)
Oryginalny tytuł filmu, "La loi du marché", to w wolnym tłumaczeniu "Prawa rynkuAngielski – "The Measure of Man" – oznacza oczywiście "Miarę człowiekaKłopoty z translacją są w tym przypadku odzwierciedleniem centralnej, fabularnej przewrotki: oto utrzymana w duchu kina braci Dardenne historia mężczyzny szukającego pracy staje się naraz opowieścią o jej moralnym wymiarze.
Gdy w pierwszej scenie widzimy bohatera w pośredniaku, karty wydają się rozdane: ot, będziemy obserwować powolną degradację marzeń Bogu ducha winnego szaraka z klasy robotniczej. Ale za dużo w mężczyźnie tłumionego gniewu, za dużo buzujących emocji, by to status quo utrzymać przez cały seans. Mechanik Thierry dowiaduje się od urzędnika, że kurs, który właśnie przeszedł, pójdzie na marne – mimo odpowiednich kwalifikacji, nie dostanie pracy. Thierry wychodzi wściekły, ale się nie poddaje. Prowadzi jeszcze jedną rozmowę, tym razem przez Skype'a: specjalista od rekrutacji najpierw zmusza go do przyjęcia niższego stanowiska i adekwatnej płacy, by następnie całkowicie wykluczyć mężczyznę ze stawki potencjalnych kandydatów. Emocjonalna intensywność nakręconej w jednym ujęciu sceny daje niezłe pojęcie o atmosferze całego filmu: choć brakuje w nim formalnych szaleństw, to twardy realizm wymaga od nas sporej wytrzymałości.
Reżyser Stéphane Brizé składa swój film ze skrawków codzienności Thierry'ego. Bohater sprząta mieszkanie, siada do kolacji z żoną, robi zakupy, rozmawia z kolegami po fachu. Leitmotivem są sceny kursu tańca, będące prostą i celną metaforą jego sytuacji: Thierry ma problemy z tempem, próbuje dostosować krok, co chwilę się gubi i wciąż wraca do "zadania" z coraz większą determinacją.
Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ.
Piękna i bestia (rec. filmu "Mon Roi", reż. Maiwenn)
Obok Natalie Portman adaptującej prozę Amosa Oza w Cannes swój nowy film zaprezentowała inna była aktorka, Maiwenn – znana choćby z epizodu w "Piątym Elemencie" Bessona oraz głównej roli w "Odwadze miłości" Leloucha. Francuzka nie stawia jednak pierwszych kroków w reżyserskim fachu, wcześniej zrobiła m.in. dobrze przyjęte "Poliss" o paryskiej specgrupie walczącej z pedofilią. Raz na wozie, raz pod wozem: "Mon Roi", nadawane w wysokich rejestrach psychologicznego komediodramatu, to kino miałkie i przeszarżowane.
Emmanuelle Bercot gra Tony, kobietę w średnim wieku – już nie tak pewną swojej fizycznej atrakcyjności – która nawiązuje relację z dawnym znajomym, bogatym playboyem. Z jednej strony mamy niemiłosiernie rozwlekłą opowieść o wychodzeniu z depresji i fizycznego poniżenia, z drugiej – pełen humoru pamflet na paryską burżuazję z jej emocjonalną niestabilnością i pretensjonalnym stylem życia; namiętne, destrukcyjne uczucie i tło społeczne w odcieniach glamour. Całość grzęźnie niestety w miałkiej poppsychologii: mimo że w filmie znajdziemy sporo "paryskiego" uroku, finalne konkluzje o uzależniającej, nieracjonalnej miłości są po prostu banalne.
Film ratuje dojrzała zmysłowość Bercot i nadpobudliwa ekspresja Vincenta Cassela – jego Georgio to kwintesencja niedojrzałości, trochę trefniś, czasami wyrachowany, zimny egoista, zmieniający maski z szybkością zbuntowanego piętnastolatka. Razem z Tony kreują szalony, trochę surrealistyczny tandem – każdy dzień to kolejny powód do celebrowania świeżego uczucia, w rytmie popkulturowych klisz "wolnego" związku. Trochę w tym wariactwie Allena, trochę komedii romantycznej, trochę disnejowskiej bajki o pięknej i bestii. Od początku spodziewamy się katastrofy, bo nadmiar wolności połączony z deklarowanym pragnieniem stabilizacji to kolos na glinianych nogach. W ultraszybkim świecie konsumpcji towarów i doznań trwała relacja pozostaje abstrakcyjnym marzeniem.
Maiwenn nie zadowala się jednak samą krytyką nowych mieszczan.
Całą recenzję Marcina Stachowicza można przeczytać TUTAJ.
Udostępnij: