Daniel CraigI

Daniel Wroughton Craig

8,3
65 370 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Daniel Craig

nie potrafie zrozumiec powszechnej opini, ze craig jest fatalnym bondem. tez mi sie wydawalo, ze to byl kiepski wybor. ale kiedy obejrzalem "casino..." zmienilem zdanie. gra fantastycznie, a nowa filmy wreszcie da sie ogladac z przyjemnoscia w przeciwienstwie do ostatnich filmow brosnana. tyle tylko, ze craig wyglada troche tak jak agent KGB, a nie MI6... ale co tam;)

wiec jak ktos bardzo chce sie podzielic swoja opinia na temat: "daniel craiga jako james bond" to zapraszam do dyskusji. tylko, ze chcialbym zeby byly prezentowane jakies uzasadnienia, bo naprawde mnie irytuje przegldanie komentarzy gdzie ktos pisze ze cragi jest fatalny i nie wiadomo dlaczego ten ktos tak uwaza.

grizley

jedna rzecz mnie ciekawi, jak aganci z kgb zinflirtowali większość wywiadów innych państw i mieli siatki w
całej Europie, jeśli przeciętny Polak(bez obrazy) jest w stanie odróżnić agenta KGB(który ma bardziej
germański niż słowiański typ urody) od MI6 czy innego CIA,

mam wrażenie że mamy najlepszy kontrwywiad na świecie...

Djibril

po prostu - za malo przecietnych polakow pracowalo w MI5 czy w kontrwywiadzie innych europejskich panstw;)

a co do craig'a - slowianski czy germanski jak w pysk strzelil pasuje do KGB;) tylko popatrz na ta twarz...

grizley

Jeszcze co do wyglądu... Dlaczego jest tu tak ważny? Krótko. James Bond jest szpiegiem, więc często ma za zadanie inwigilować wrogów i wtapiać się w różne środowiska podając się za kogoś innego, np. dziennikarza "Financial Times", badacza głębin morskich, bankiera itp. Wygląd służy jego w-i-a-r-y-g-o-d-n-o-ś-c-i. Gdy ktoś bowiem zobaczy jako badacza głębin morskich napakowanego osiłka o knajackiej mordzie od razu wywęszy, że coś tu jest nie tak. To więc dyskwalifikuje Craiga jako szpiega. Inna sprawa, że szpieg musi być dyskretny, a to słowo nie oznacza walenia po pysku wszystkiego co się rusza. ;)

Stranger

no nie... nie wymagaj od bonda realizmu. filmy o bondzie ze szpiegowska rzeczywistoscia nigdy nie mialy wiele wspolnego. zawsze kreowaly wlasna rzeczywistosc. bond jest niezwyciezonym, szarmanckim, niezwykle inteligentnym, odwaznym, dowcipnym, romantycznym szpiegiem. rzeczywistosc z pewnoscia odbiega od tego schematu. czy np. matt damon w "good shepperd" wyglada jak bond? nie, a przypuszczalnie zdecydowanie blizej mu do prawdziwego szpiega niz wszystkim bondom do tej pory wykreowanym. seria o bondzie ma byc malo realistyczna, za to porywajaca. bond jest odbiciem ukrytych marzen z dziecinstwa, ktore do tej pory gdzies "gleboko w nas siedza". podroze do najpiekniejszych miejsc, pewnosc siebie, ciety dowcip, piekny aston martin w garazu, piekna kobieta na siedzeniu pasazera, adrenalina itd. jednym slowem high-life. za to ludzie kochaja bonda. i dlatego ja caly czas z przyjemnoscia ogladam kazdy film serii, nawet te z rogerem moore'm - pomimo tego ze sa slabe, ich ogladanie daje mi sporo fun'u. mam do nich spory sentyment.

wiec bond wcale nie musi byc niepozorny. rownie dobrze moglbys skrytykowac to ze connery porzusza sie pieknym astonem db5 w goldfingerze, a nie np. malo rzucajacym sie w oczy roverem.

grizley

Ależ ja nie wymagam od Bonda realizmu! Broń Boże! Świetnie napisałeś, że Bond jest "odbiciem ukrytych marzeń z dzieciństwa, które do tej pory gdzieś "głęboko w nas siedzą". I ja właśnie mam taki stosunek do Bonda. Dla mnie od zawsze była to właśnie taka bajka dla dużych chłopców, którzy nigdy nie chcą dorosnąć. I także właśnie tej niesamowitości, bajkowej nieco otoczki brakuje mi w nowych Bondach. Ich konwencja jest dla mnie zbyt poważna, zbyt surowa.

Na pewno nie należy od Bondów wymagać, by realistycznie pokazywały pracę szpiega. To nie jest ich funkcja. Chodzi mi jedynie o to, żeby chociaż z wierzchu było widać, że mamy do czynienia ze SZPIEGIEM. W każdym z poprzednich filmów od razu to jest widoczne. A o ile "Casino Royale" jest jeszcze choć momentami trochę szpiegowskie, to w "Quantum..." już w ogóle tego nie widać. Mamy tam jakiegoś awanturnika, zabijakę, ale nie szpiega.

Stranger

z tym, ze "quantum..." jest slabsze od "casino..." sie chyba wszyscy zgodzimy. ale nie zgodze sie, ze rola craiga w "quantum..." zostala zredukowana do pierwszego lepszego awanturnika. caly czas wpisuje sie ona w konwencje nowych bondow: bardziej mrocznie, bardziej brutalnie, bardziej ludzko. jeszcze nigdy zaden bond nie demonstrowal swoich uczuc tak jak bond craig'a. w "quantum..." oprocz sluzby dla MI6, bond szuka zemsty. zabija przeciwnikow jednego za drugim, zachowujac sie tym samym malo profesjonalnie. ale przez to ta postac nabiera nowego bardziej ludzkiego wymiaru. no i to jest juz troche kwestia gustu - czy nowa wizja "bardziej ludkiego" bonda komus odpowiada czy nie. mi osobiscie bardzo sie podoba. uwazam, ze takie posuniecie ze strony tworcow bylo uzasadnione i bycmoze nawet uratowalo cala serie przed sprowadzeniem do rangi "zwyczajnego kina akcji".

grizley

Jeśli mowa o bardziej mrocznym, brutalnym i ludzkim Bondzie, to o wiele bardziej przemówił do mnie Dalton w "Licencji na zabijanie" i myślę, że nowe części powinny wzorować się właśnie na Bondach z Daltonem. Czy żaden inny Bond nie demonstrował uczuć tak jak Craig? Lazenby nawet płakał! (ja jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie szlochającego Craiga ;)) Z tym że on akurat do roli kompletnie nie pasował, choć zagrał w znakomitej części.

Co do "zwyczajnego kina akcji", to z tego co obserwuję większość twierdzi, że to raczej nowym Bondom jest do niego bliżej. ;)

Stranger

filmy z daltonem byly ewidentnie inne od tych z moore'm. ale nie byly mroczne czy brutalne. na pewno nie tak jak CR. scena, kiedy bond dusi jednego z "klientow" lechiffre'a na oczach przerazonej vesper jest naprawde "ostrzejsza" niz to co bylo do tej pory w bondzie. facet explodujacy w komorze proznoiwej w "licencji na zabijanie" nie jest tak przerazajacy jak wytrzeszcz oczu i zacisniete zeby spoconego po walce z bondem murzyna. podobnie intro do CR. ciemny pokoj, czarno biale ujecia. i chrzest bojowy bonda. bez mrugniecia okiem rozwala goscia. fantastyczna scena.

nie chodzi mi tu o jakies bezsensowne gloryfikowanie przemocy. nowy bond po prostu niezle wpisuje sie w dzisiejsze realia. kiedy arabscy teorrysci przysylaja regularnie tasmy z makabrycznymi egzekucjami do stacji TV, widz moze oczekiwac od najslynniejszego szpiega, ze bedzie bardziej zdecydowany i brutalny w "walce ze zlem". ja to tak odbieram. i caly czas "kibicuje" nowemu bondowi, kiedy wpada wsciekly do ambasady i masakruje paru "zlych". w bondzie craig'a jest odrobina psychola i zabojcy. czesto nie potrafi sie podporzadkowac, nie panuje nad emocjami. zachowuje sie jak profesjonalny zabojca. pewnie to sie nie podoba wiekszosci osob, ale dla mnie taka przemiana jest wlasnie na plus nowych filmow. nigdy wczesniej nie bylo tak rewolucyjnych zmian w zachowaniu bonda. zawsze to byla delikatne wprowadzenie nowych elementow do tego co stworzyl poprzednik. gdyby dalej zdecydowano sie na kontynuowanie starej konwencji, to z bonda zrobil by sie nudny serial.

a szlochajacy lazenby budzi we mnie mimo wszystko odrobine mniej wspolczucia niz craig z kamienna twarza wypowiadajacy "beach is dead" tuz po smierci osoby, dla ktorej pare chwil wczesniej chcial zlozyc rezygnacje z sluzby w MI6. to byla wymowna scena. dwa rozne sposoby pokazania cierpienia. akurat bond z lazenby'm mi sie podobal. nawet bardziej niz ostatnie czesci z connerym (nakrecone po jego powrocie do roli).

grizley

I przyznam, że to mnie bardzo niepokoi w nowych częściach - Bond za bardzo ewoluował w stronę zabójcy. Nie wymagam oczywiście by był dla wrogów uprzejmy, ale to przede wszystkim szpieg, agent specjalny. Zabija wtedy kiedy musi. Zaś Bond Craiga sprawia często wrażenie jakby sprawiało mu to przyjemność. Jest dziki, faktycznie jest w nim trochę z psychola. Jestem ciekaw jak do tego podejdą twórcy w kolejnych filmach, czy ta pierwsza misja faktycznie cokolwiek w nim zmieni pod tym względem.

Co do brutalności... Zależy jak na to spojrzeć. CR opiera się w większej mierze na emocjach, więc wymiar owej brutalności jest tu trochę inny niż w poprzednich częściach.

Stranger

koncowka QoS sugeruje, ze bond "znalazl juz ukojenie" i troche wyluzuje w kolejnej czesci. tzn. rzadza zemsty zostala zaspokojona i powroci profesjonalny agent. podoba mi sie, ze bond jest ukazuany jako czlowiek, ktory nie zawsze radzi sobie z emocjami. fajnie ze istnieje jakas ciaglosc pomiedzy dwiema czesciami i ze zachowanie bonda sie zmienia. wiem ze to spore odejscie od konwencji, ale akurat in plus.

grizley

Ja filmów o agencie 007 nie trawiłam jak dotąd. Te z Brosnanem zdarzyło mi się obejrzeć bez znudzenia się w połowie, ale zachwytu nigdy nie było. Zobaczyłam kiedyś kadr z "Casino Royale" i w zdumienie mnie wprawił fakt, że pierwszy raz Bonda nie gra jakiś wypacykowany alfons w stylu Brosnana lub Conery'ego. Z ciekawości postanowiłam obejrzeć film. Jakby mi ktoś tydzień wcześniej powiedział, że będę gapić się w ekran jak zahipnotyzowana oglądając kolejną odsłonę przygód Jamesa Bonda, pomyślałabym, że temu komuś odbiło do reszty. A jednak. Kogoś może szokować wybór do tej roli akurat Daniela Craiga, bo chyba nikt nie kojarzył wcześniej z Bondem kogoś o takim typie urody - niewysoki blondyn o niesamowitym uśmiechu i ujmującym spojrzeniu zajebiście niebieskich oczu. Co więcej, nowy Bond nie zabija w białych rękawiczkach, już na początku brutalnie topi przeciwnika w umywalce, a gdy sam obrywa to i krwią się zaleje, i wygląda na solidnie sponiewieranego, jak na faceta z krwi i kości przystało. Zamiast standardowej konwencji 2,65 panienki na odcinek mamy też miło rozbudowany wątek miłosny. Fantastyczna gra aktorska Craiga po prostu powala na kolana. Sprawił, że Bond jest intrygujący, szalenie seksowny, niesamowity i po prostu ludzki. Ciągłość między kolejnymi częściami zdecydowanie działa na plus. Ja nie wiem jak można w ogóle uważać, że Daniel Craig jest fatalny w tej roli. Ktoś kto tak twierdzi albo jest ślepy, albo ma fatalny gust. Poprzednicy Craiga mogą tylko zazdrościć. Jest czego.

miss_spookiness

zgodze sie niemal calkowicie;) nie podzielam tylko tak zacieklej krytyki poprzednikow. owszem z bondem bywalo lepiej lub gorzej, ale connery zwlaszcza w 4 pierwszych filmach serii odwalil kawal dobrej roboty. tylko ze to byl zupelnie inny bond niz ten craiga, osazony w innych realiach ale rowniez zajebisty. a pozniej z bondami bywalo roznie. ale czemu sie dziwic. krecac film w podobnej konwencji po 20 razie ludziom moze zaczac sie nudzic. ale jako fan, prawie kazda czesc ogladam z ogromna przyjemnoscia i mam wielki sentyment nawet do tych gorszych bondow;)

miss_spookiness

Dla kogoś kto Bonda nigdy nie trawił każda część z Craigiem będzie rewelacyjna i niezrozumiałe dla niego będzie, dlaczego wśród fanów serii wywołuje on takie kontrowersje.

Dla mnie to raczej Craig może zazdrościć swoim poprzednikom, ale oczywiście każdy może mieć swoje zdanie. ;) Nie powiedziałbym, że jest fatalny. Nawet prędzej pasuje do tej roli niż Lazenby, ale to nie jest mój obraz Jamesa Bonda.

Stranger

Connery jest oczywiście świetnym aktorem, to dyskusji nie podlega, ale Bond w jego wykonaniu nie miał tego czegoś, co nie pozwalało oderwać wzroku od ekranu. Po prostu jakoś do mnie nie przemawia. Już bardziej odpowiada mi choćby Roger Moore, albo Pierce Brosnan. Mimo wszystko Craig zawsze będzie moim faworytem w tej kwestii. Po tylu latach tego samego schematu wniósł do serii coś nowego i świetnego.
A co do Lazenby'ego, chyba wszyscy jednoznacznie się zgadzają, że to porażka :)