Bywa nazywany najlepszym aktorem filmowym wszechczasów z czym część osób się kompletnie nie zgadza. Jako kontrargumenty podaje się niewielką ilość ról, duże okresy przerw między projektami, brak kreacji w gatunkach takich jak sci-fi, fantasy, horror. W kontrze wymienia się Jacka Nicholsona, który zagrał o wiele więcej ról, w wielu wybitnych filmach i przeróżnych gatunkowo. Okej, Jack był też świetnym aktorem. Tylko czy Jack Nicholson w każdej swojej roli zmieniał akcent? Czy zmieniał kompletnie gestykulację, sposób mówienia i ruchy? Czy tylko dobierał role odmienne od wcześniej stworzonych? Czy stawał się do tego stopnia postacią, że nie widziało się tam kompletnie Jacka Nicholsona? Śmiem wątpić, a Day-Lewis zdecydowanie tak robił. Okej, Bill "Rzeźnik" i Daniel Plainview mają pewne zbieżne cechy (trochę wyglądowo, temperamentem) ale już intonacją, akcentem, ruchami różnią się kompletnie. Czy wybitny aktor musi zagrać w sci fi, żeby udowodnić swoją jakość? Albo mieć na koncie kilkadziesiąt filmów? Wydaje mi się, że jednak chodzi o jakość każdej wykonanej pracy, a nie ilość. Śmiem uważać, że to jedna z najlepiej poprowadzonych karier aktorskich ever (nienaruszona śmiercią czy innymi przeszkodami). O ile Day Lewisowi się nie odmieni na starość i nie zacznie grywać w średnich komediach i kryminałach jak De Niro czy Pacino. Day-Lewis to po prostu osobna liga aktorska, aktor kameleon. Przynajmniej dla mnie.