Mela Gibsona pamiętam od wczesnego dzieciństwa; to w końcu jeden z najpopularniejszych aktorów. Zawsze darzyłam go sympatią i tak pozostało do dziś.
Zastanawia mnie coś:
Skąd Twoja niechęć do Gibsona. Jakieś argumenty?
Wiem, że Twój gust jest przyzwoity (komentarze na temat Wielkiego Marlona mówią same za siebie), nie rozumiem natomiast Twojego afrontu w stosunku do Gibsona. To bardzo dobry technicznie aktor, jak i również niezły reżyser...
Pzdr.
Daj spokój.....!
Gibson po za patetycznym ?Walecznym Sercem? nie nakręcił nic przyzwoitego.
Co się tyczy aktorstwa to we wszystkich filmach gra tak jakby go ktoś strzelił pięciokilowym młotem w czerep. To znaczy wie że ma robić poważne miny do kamery, uśmiechać się od czasu do czasu, problem jednak w tym że nie za bardzo wie po co.
Podsumowując! Gibson ma świetne warunki fizyczne dobry reżyser może coś z niego wykrzesać, ale posiada jedną istotna wadę jest głupi jak but z lewej nogi.
Owszem nie uważam by Mel był aż tak strasznym aktorem jak mogło by to wynikać z moich wcześniejszych wypowiedzi, jednak uważam że umieszczanie go w śród wirtuozów ekranu jak Brando, Pacino czy Hoffman jest kuriozalną niedorzecznością!
Fakt - Hoffman, Pacino, Brando - to geniusze i Mel Gibson nigdy im nie dorówna...
Jednakże, prawdę mówiąc, średnio obchodzi mnie ten ranking...
Aktorstwo Gibsona to dla mnie dobra rozrywka, na poziomie, za to jako reżyser potrafi naprawdę wiele (mimo tego ostatniego gniota - Apocalypto).
To nie jest wybitny człowiek kina, aczkolwiek pamiętać się o nim będzie długo, bo jest po prostu dobry... Dla mnie to poziom Oldmana, Penna, Nortona...
Pozdro...