Recenzja filmu

Upiór w operze (2004)
Joel Schumacher
Gerard Butler
Emmy Rossum

Anioł muzyki

Wydana po raz pierwszy w 1910 roku powieść Gastona Laroux <b>"Upiór w operze"</b> to obok <b>"Drakuli"</b> Brama Stokera jedna z najchętniej ekranizowanych książek w historii kina. Począwszy od
Wydana po raz pierwszy w 1910 roku powieść Gastona Laroux "Upiór w operze" to obok "Drakuli" Brama Stokera jedna z najchętniej ekranizowanych książek w historii kina. Począwszy od roku 1925, kiedy powstała niema adaptacja z genialnym Lonem Chaneyem w roli tytułowej, powieść trafiała na duży i mały ekran aż 10 razy. Z historią Upiora zmagali się między innymi Tony Richardson (1990) oraz Dario Argento (1998), a w rolę Eryka wcielali się, oprócz wspomnianego już "człowieka o tysiącu twarzy", również Claude Rains, Robert Englund, Charles Dance i Julian Sands. Historia oszpeconego geniusza muzycznego zainspirowała także całą masę innych twórców. Na motywach dzieła Leroux powstały "Upiór z raju" Briana De Palmy, "Upiorny kochanek" Ronny'ego Yu, a nawet takie wynalazki jak "Phantom of the Mall: Eric's Revenge", którego tytułowy bohater zamieszkiwał podziemia... centrum handlowego. W 1995 roku swoją premierę miała wreszcie komputerowa gra "Return of the Phantom", w której gracz wcielał się w postać detektywa przeniesionego z XX wieku do roku 1881 i stawiającego czoła zamaskowanemu złoczyńcy. Ponieważ akcja powieści rozgrywa się w operze, od dawna łączono historię Eryka z muzyką, a rozbudowane partie operowe pojawiły się już w ekranizacji książki z roku 1943. Naturalnym krokiem była więc realizacja musicalu opowiadającego historię Upiora. Zadania tego podjął się Andrew Lloyd Webber, jeden z najpopularniejszych i najbardziej cenionych współczesnych kompozytorów, twórca takich przebojów jak "Jesus Christ Superstar" oraz "Evita". Premiera spektaklu odbyła się 9 października 1986 roku i okazała się ogromnym sukcesem. Do dnia dzisiejszego przedstawienie obejrzało na całym świecie ponad 80 milionów widzów (polska premiera na dniach). Nic więc dziwnego, że szybko narodził się pomysł przeniesienia muscialu na duży ekran. W 1989 roku gotowy był już scenariusz, który wspólnymi siłami napisali Andrew Lloyd Webber i Joel Schumacher. Niestety, przez ponad 10 lat nie udało się twórcom zebrać funduszy pozwalających rozpocząć pracę na planie. Dopiero po komercyjnych i artystycznych sukcesach takich filmów jak "Moulin Rouge!" oraz "Chicago" musical, gatunek jeszcze nie tak dawno uznawany przez producentów za martwy, powrócił do łask a realizacja "Upiora w operze" mogła się rozpocząć. Akcja filmu rozpoczyna się w roku 1919. W zniszczonym teatrze odbywa się aukcja starych strojów, rekwizytów i pamiątek. Na sprzedaż zostaje wystawiony także olbrzymi żyrandol, który kilkadziesiąt lat temu runął na publiczność powodując olbrzymi pożar. Z chwilą jego ponownego uruchomienia czarno-biały obraz nabiera kolorów, rozbrzmiewa wspaniały, organowy motyw przewodni musicalu a widz przenosi się do roku 1870, do czasów, kiedy teatr znajdował się u szczytów popularności. Młodziutka tancerka Christine Daae od wielu lat ćwiczy swój wspaniały głos pod kierunkiem tajemniczego nauczyciela, którego sama nazywa "Aniołem muzyki". Pewnego dnia, otrzymuje niepowtarzalną okazję zagrania głównej roli w operze. Jej występ zostaje owacyjnie przyjęty przez publiczność, ale budzi zawiść dotychczasowej divy Carlotty. Ta uczyni wszystko, żeby zniszczyć karierę Christine. Nie wie jednak, że tajemniczym nauczycielem młodej śpiewaczki jest budzący grozę Upiór z opery. Zamaskowany, żyjący w podziemiach teatru mężczyzna nie cofnie się przed niczym, żeby zapewnić sławę i uznanie swojej podopiecznej. Głównym producentem "Upiora z opery" jest Andrew Lloyd Webber, który z własnej kieszeni wyłożył również 6 milionów dolarów na realizację filmu. Z tego też powodu miał on absolutną kontrolę nad obrazem, co – niestety – bynajmniej, nie wyszło filmowi na dobre. Już o teatralnej inscenizacji "Upiora" mówiło się, że jest kiczowata. Jednak w ekranizacji kicz doszedł już do granic absurdu. Monumentalna scenografia miejscami przerasta fabułę stając się wartością samą w sobie. Chęć stworzenia unikalnego, mrocznego klimatu prowadzi miejscami do śmieszności. Joel Schumacher uznał chyba, że w odpowiedni nastrój wprowadzą widzów palące się wszędzie świece toteż w jednej ze scen jesteśmy świadkami jak z wody wynurzają się świeczniki z zapalonymi (!) już świecami. Z kolei cmentarz, na którym dochodzi do pojedynku pomiędzy Raoulem a Upiorem – pełen olbrzymich, rzeźbionych nagrobków i pomników – bardziej pasuje do gry wideo, niż filmu. I nie czepiałbym się gdyby tylko owe bombastyczne dekoracje spełniały swoją funkcję tworząc mroczny, niepokojący nastrój w filmie. Nic takiego się jednak nie dzieje. Historia nie jest ani przerażająca, ani tajemnicza, a monumentalna scenografia bardzo szybko zaczyna nas męczyć. W dużym stopniu to wina aktorów sprawiających w większości wrażenie dodatku do dekoracji i kostiumów. Upiorowi, w którego postać wcielił się Gerard Butler, daleko do demonicznego monstrum w wykonaniu Lona Chaneya. Elegancki, z maską, która zakrywa niewielką część twarzy, ale za to dodaje mu tajemniczego uroku, wydaje się nawet przystojny. Największe jednak rozczarowanie przychodzi z chwilą, kiedy wreszcie możemy go zobaczyć bez owej słynnej maski. Nie będzie chyba wtedy w kinie widza, który nie zastanawiałby się "z czym on właściwie miał problem?". Dużo słabiej od Upiora wypada jego rywal do serca pięknej śpiewaczki – Raoul de Chagny. W wykonaniu przystojnego aż do bólu Patricka Wilsona wicehrabia to prawdziwy mydłek nie wytrzymujący konkurencji z opatulonym w czarną pelerynę Upiorem. Zdawali sobie z tego chyba sprawę również sami twórcy filmu, bowiem wprowadzili do obrazu scenę pojedynku pomiędzy rywalami, z której Raoul wychodzi oczywiście zwycięsko. Z odtwórców głównych ról najlepiej wypada bez wątpienia młodziutka Emmy Rossum wcielająca się w Christine. Co prawda przez większą część projekcji przemyka się po ekranie z jedną miną, ale wnosi do postaci Christine niezbędne niewinność i naiwność. Prawdziwą gwiazdą filmu okazała się dla mnie Minnie Driver odtwarzająca rolę włoskiej divy Carlotty. Mówiąca ze strasznym włoskim akcentem, krzykliwa i nie znosząca krytyki śpiewaczka wzbudza większą sympatię widzów, niż Upiór, Raoul i Christine razem wzięci. Idąc do kina nie zapominajmy, że "Upiór w operze" to musical w najczystszej postaci. Ponad 90% filmu to piosenki, zatem jeśli komuś ten typ rozrywki nie odpowiada, niech poważnie zastanowi się przed wycieczką do kina. Ja powiem jedynie, że ścieżka dźwiękowa "Upiora" to klasa sama w sobie. Co prawda partie wokalne są gorsze od tych, które usłyszeć możemy w wersji scenicznej, ale na sali nie znajdzie się chyba nikt, u kogo organowy motyw przewodni obrazu nie wywoła dreszczy. Cała historia została opowiedziana przez Schumachera w sposób bardzo tradycyjny, bez udziwnień. Reżyser nie unika długich ujęć i jedynie wspomniana już scena pojedynku pozostawia wiele do życzenia. Po hollywoodzku za szybko zmontowana i chaotycznie sfilmowana budzi nie emocje, a zawrót głowy i oczopląs. Tak się jednak kręci obecnie filmy w USA i chyba będę się musiał do tego przyzwyczaić. Po projekcji "Upiora w operze" jeden z amerykańskich krytyków napisał – "to jeden z tych filmów, po których obejrzeniu cieszymy się, że go zobaczyliśmy, ale jeszcze bardziej jesteśmy zadowoleni z faktu, że już się skończył". A ja podpisuję się pod tym stwierdzeniem z całą stanowczością. Warto się wybrać, ale idąc do kina nie nastawiajmy się – jak głosi jeden z plakatów - na "największe kulturalne wydarzenie roku".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Softly, deftly, music shall caress you Hear it, feel it, secretly posess you Open up your mind, Let... czytaj więcej
"Jak przygoda, to tylko w Warszawie", jak musical, to tylko Webbera. Sięgając po "Upiora w operze" z... czytaj więcej
Twórcy filmu, o których chcę powiedzieć, nie postarali się, nie trzymają godnie linii współczesnego,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones