Recenzja filmu

Nightwatching (2007)
Peter Greenaway
Martin Freeman
Emily Holmes

Artystyczne zaćmienie

Peter Greenaway kopiujący sam siebie znów opowiada o XVII-wiecznym malarzu. Tym razem jednak duszna atmosfera, wtórne pomysły i przeciągana w nieskończoność historia tworzy całość, która zmęczy
Peter Greenaway porzuca eksperymenty i powraca do motywów i tematów znanych z jego dawnych dzieł. "Nightwatching", zrealizowane z polskim udziałem dzieło Brytyjczyka to teatralna opowieść o 30-kilkuletnim Rembrandcie. Akcja filmu toczy się na początku lat 40. XVII stulecia. Żona Rembrandta namawia go do przyjęcia zlecenia od kompanii arkebuzerów. Malarz jest zleceniu przeciwny, lecz kiedy dotychczasowy kapitan oddziału ginie w dziwnych okolicznościach, zaintrygowany Rembrandt przygląda się bliżej członkom gwardii cywilnej. Pod wpływem prowadzonego śledztwa, postanawia obraz namalować, a w nim zawrzeć całą prawdę o przestępstwach, jakie odkrył. W tle rozgrywa się prywatna tragedia malarza, którego żona wkrótce po urodzeniu syna umiera na gruźlicę. Zrozpaczony artysta wpada w sidła niani syna, nieświadom rodzącego się uczucia do innej kobiety. Greenaway filmem "Nightwatching" cofa się w przeszłość własnej twórczości do zrealizowanego ćwierć wieku wcześniej "Kontraktu rysownika". I tam, i tu malarz otrzymuje proste zadanie; i tam, i tu w tle czai się nierozwiązana zagadka śmierci, a może morderstwa. Co więcej, artysta, który jeszcze nie tak dawno nawoływał do uniezależnienia się kina od teatru, teraz sam zrobił film będący niczym więcej jak właśnie teatralną sztuką. Wszystko to zaskakuje, ale nie w pozytywnym sensie. "Nightwatching" jest dziełem niezręcznym, topornym, a przede wszystkim wtórnym. Brakuje w nim lekkości, nieposkromionej wyobraźni czy wizjonerstwa, które uczyniło z filmów Greenawaya prawdziwe dzieła sztuki. Tym razem reżyser prawdziwą treść próbuje zastąpić manieryzmem, rzeczywistą pomysłowość, tanimi chwytami, które dobrze wychodzą jedynie Von Trierowi. Film ciągnie się niemiłosiernie, gdzie interesujące pomysły giną przytłoczone miernotą. W gruncie rzeczy problem z nowym Greenawayem jest identyczny jak w przypadku filmu Lyncha "Inland Empire". Zabrakło dyscypliny, która wymusiłaby przesianie przez sito konieczności plew wtórności od ziarna rzeczywiście twórczego pomysłu. Częściowo winę za to trzeba przypisać Polakom finansującym oba projekty. Mam wrażenie, że polscy inwestorzy tak bardzo byli zachwyceni faktem, że Lynch i Greenaway robią filmy w Polsce, że zapomnieli o podstawowej zasadzie utrzymania kontroli nad artystą w trakcie powstawania dzieła. Co ciekawe o tym w gruncie rzeczy jest "Nightwatching": o zleceniodawcach dzieła, którzy otrzymują zupełnie inny produkt końcowy, niż się spodziewali. O ile "Straż nocna" Rembrandta jest do dziś sławna, o tyle "Nightwatching" Greenawaya szybko zostanie zapomniany. Z "Inland Empire" film Greenawaya łączy jeszcze jedna rzecz - aktorstwo. Tak jak w filmie Lyncha wspaniałą, godną lepszego dzieła, rolę stworzyła Laura Dern, tak tutaj samego siebie przerósł Martin Freeman w roli Rembrandta. Ten brytyjski aktor ma na swoim koncie udział w kilku przebojach, lecz sam pozostawał gdzieś na drugim planie. Nie spodziewałem się, że może być tak wyrazisty, tak żywiołowy. Jego monologi aż skrzą się od pasji i emocji odwracając uwagę od bladości samego pomysłu. To Freeman nadaje projektowi życia i sprawia, że "Nightwatching" pozostaje obrazem posiadającym jakąś (niewielką, ale zawsze) wartość. Drugim elementem, którego nie sposób pominąć przy okazji filmu Greenawaya jest muzyka. Włodzimierz Pawlik stworzył prawdziwie czarujący temat muzyczny, w którym się wprost zakochałem. Widz najlepiej zrobi, gdy zamknie oczy, wsłucha się w melodię i całkowicie podda się jej czarowi. To zaskakujące, gdyż u Greenawaya zazwyczaj to obraz był tym, co się głównie zapamiętuje. Wyjątkiem był chyba do tej pory tylko "Zet i dwa zera", choć tamtej muzyki nie sposób nazwać 'ładną'. Cóż, 65-letni Greenaway nie ma w sobie tej mocy twórczej co dawniej. Jego ostatnim naprawdę dobrym filmem było "Pillow Book" sprzed ponad 10 lat. "Nightwatching" mógł oznaczać wielki powrót mistrza, niestety, oryginalny "Kontrakt rysownika" po 25 latach wciąż wypada lepiej niż pseudobiografia Rembrandta.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To chyba pierwsza – a na pewno jedna z niewielu – filmowa adaptacja dzieła malarskiego w historii kina.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones