Recenzja filmu

Skowyt (2010)
Rob Epstein
Jeffrey Friedman
James Franco
David Strathairn

Beat, Moloch, poezja

Mimo wykorzystania tak różnych strategii narracyjnych trudno powiedzieć, by całość była nieczytelna. "Skowyt" wydaje się miejscami wręcz zbyt jasny i zbyt prosty w przekazie.
Poezja Allena Ginsberga cieszyła się kiedyś w Polsce sporą popularnością, dzisiaj mało kto sięga po jego wiersze. Pozostał raczej po nim mit artysty – ten ciągle budzi emocje. Nie może być inaczej, życie Ginberga to bowiem prawdziwy film. Był Żydem, beatnikiem, gejem, buddystą, aktywistą politycznym, przyjaźnił się z największymi, znał: Kerouaca, Burroughsa, Leary’ego, Corso, Dylana, Grateful Dead, McCartneya, był uczestnikiem wielu skandali, zjeździł cały świat, jego twórczość oburzała, prokuratorzy próbowali palić ją na stosach, czechosłowacka policja wyrzucała go z kraju.

W filmie Jeffreya Friedmana i Roba Epsteina, którzy kilka lat temu zasłynęli filmem "Paragraf 175", paradokumentalną opowieścią o prześladowaniu homoseksualistów w Trzeciej Rzeszy, niewiele z tego zostało. Filmowcy koncentrują się na tym wydarzeniu, które stało się fundamentem przyszłej legendy. Są lata 50. Ginsberg pisze "Skowyt", słynny poemat zaczynający się od chyba jeszcze słynniejszej frazy: "Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem,/ głodne, histeryczne, nagie". Chwilę potem jego wydawca zostaje oskarżony o szerzenie wartości obscenicznych i postawiony przed sąd. Cała rozprawa szybko nabiera rozgłosu, a tomik z miejsca zaczyna sprzedawać się coraz lepiej.

Friedman i Epstein oprócz rekonstrukcji samego procesu pokazują jedno z publicznych wystąpień Ginsberga (James Franco), gdy czyta swój wiersz, animację, która jest wizualnym podkładem dla recytowanych przez Franco wersów, jest tu także miejsce dla czegoś na kształt wywiadu, w którym grany przez aktora poeta opowiada do ekranu i trochę do stojącego przed nim magnetofonu o swoim życiu, czasach, w których żył oraz o poezji.

Mimo wykorzystania tak różnych strategii narracyjnych trudno powiedzieć, by całość była nieczytelna. "Skowyt" wydaje się miejscami wręcz zbyt jasny i zbyt prosty w przekazie. Najgorzej jednak, że wyczuwalna jest w nim maniera samego Ginsberga, która tak wielu odrzucała od niego. Piotr Sommer w szkicu "Ten staroświecki Allen Ginsberg. Widok od strony podwórka" określił ją jako: "wszędobylskość profetycznego, narkotyczno-oratorskiego ja, które nieustannie ma światu do zaproponowania lekcję i cięgiem przywołuje go do porządku". Wydaje się, że to niekorzystne wrażenie powodują przede wszystkim wizualizacje, które poezję próbują przerabiać na prozę, wikłając się przy tym w tanie metafory i tautologie. Trudno powiedzieć, po co w ogóle je wykorzystano. Czyżby dlatego, że reżyserzy nie wierzyli w siłę samego wiersza? Niesłusznie – w tych scenach, w których kamera nie opuszcza Franco, głośno recytującego poemat, brzmi on naprawdę świetnie, ma swój rytm oraz swoją dramaturgię. Słuchając aktora i patrząc na jego gestykulację, od razu widać, że jest to ten rodzaj poezji, która najlepiej brzmi właśnie wtedy, gdy wypowiada się ją na głos, na scenie.

W fragmentach, gdy reżyserzy rezygnują z fajerwerków, jest lepiej, choć bardzo oszczędnie – pozostają nam tylko monolog poety, który opowiada o swoim fascynującym życiu i dochodzeniu do porozumienia z samym sobą, oraz sceny z sali sądowej. Te ostatnie wydają mi się najciekawsze. Można potraktować je jako fantazję, w której Don Draper (adwokata broniącego wydawcy Ginsberga gra Jon Hamm) broni poezji przed tępymi literaturoznawcami i ograniczonymi prokuratorami. Jego wystąpienia, subtelne i inteligentne (choć miejscami oczywiście też podniosłe) to prawdziwe mistrzostwo.
1 10 6
Rocznik '83. Absolwent filmoznawstwa UAM. Krytyk filmowy. Prowadzi dział filmowy w Dwutygodnik.com. Zwycięzca konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2007). Współzałożyciel nieistniejącej już "Gazety... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones