Recenzja filmu

Le quattro volte (2010)
Michelangelo Frammartino
Giuseppe Fuda

Cykl życia, cykl martwoty

Film jest wyświetlany w ramach kinowego tournée festiwalu Nowe Horyzonty, jednak lepiej nie liczyć na to, że zza tego horyzontu wyłoni się coś nowego: świetlista przyszłość kina czy chociażby
Film jest wyświetlany w ramach kinowego tournée festiwalu Nowe Horyzonty, jednak lepiej nie liczyć na to, że zza tego horyzontu wyłoni się coś nowego: świetlista przyszłość kina czy chociażby poświata prywatnego objawienia. "Quattro volte", nietypowy na tle masowej produkcji, w swojej klasie nie wyróżnia się ani formą, ani treścią. To kino kontemplacji, które nie oferuje wiele poza samą przyjemnością kontemplacji. Nie ma w nim nic niebezpiecznego, wywrotowego, nic, co wymagałoby chociażby opatrzenia znakami zapytania. Pozwala wygodnie zasiąść w fotelu i oddać się obserwacji włoskiej wsi. Sama opowieść, choć mało odkrywcza, będzie strawna dla każdego, kto okaże jej minimum cierpliwości.

Reżyser, Michelangelo Frammartino, najpierw koncentruje uwagę na codziennych czynnościach pewnego staruszka. Staruszek ten wypasa kozy, chodzi po lesie, do kościoła, spożywa i wydala. Gdy  umrze, twórca skieruje kamerę na nowo narodzoną kózkę. Będziemy towarzyszyć jej pierwszemu meczeniu, pierwszym krokom i wyprawom w nieznane, by następnie śledzić "losy" pewnego drzewa. Jednoznacznie (ale na szczęście też nie nazbyt nachalnie), ekranowe wydarzenia zostają spięte w buddyjski cykl życia i śmierci. Jesteśmy świadkami przechodzenia materii w różne formy bytu: śmierć człowieka poprzedza narodziny zwierzęcia, śmierć zwierzęcia oznacza przejście do innego stadium itd. Jesteśmy oprowadzani po polach, zaroślach i dróżkach idyllicznie położonej wioski. Niektóre kadry powracają rytmicznie, jak ten najbardziej charakterystyczny, z fragmentem drogi i śmiesznym małym domkiem z zielonymi okiennicami, zamieszkiwanym przez pasterza. Bezruch przerywają czynności, w niezmienionej formie powtarzane w tym środowisku od wieków.

Rytm "Quattro volte" to rytm życia wsi. Wszystkie wydarzenia przynależą do czasu tradycyjnego, w którym znaczenie mają zmiany pór roku, a kulminacje stanowią religijne i lokalne święta. Przeniesienie się współczesnego widza z miejskiego kina do tego obcego dla niego świata samo w sobie stanowi pewną wartość. Na nowo pozwala afirmować proste czynności.

Kilkakrotnie twórca pozwala sobie na drobne szaleństwa. Jak w pomysłowo zaaranżowanej scenie "katastrofy": mężczyźni przebrani za żołnierzy z czasów Cesarstwa Rzymskiego parkują samochód i pędzą spóźnieni gdzieś poza kadr, w górę drogi. Kamera powoli panoramuje krajobraz, podczas gdy odgłosy spoza kadru wskazują, że auto stacza się z górki i rozwala pobliski płot otaczający kozie stadko. Takie, niemal humorystyczne momenty pozwalają przypuszczać, że jednak reżyser ma dystans do opowiadanej historii. Bez nich jego mistyczna wizja świata byłaby tylko balonem rozdętym powagą.

Mimo nieco wygórowanych ambicji, "Quattro volte" to przede wszystkim niegroźna impresja. Nie narazi na uwierające refleksje o przemijaniu i śmierci. Nie przejmie metafizycznym strachem. Za to dostarczy przeżyć wartych trochę więcej niż koszt wycieczki do najbliższej wioski połączonej z obserwacją lasu i pracy lokalnego pasterza.
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones