Recenzja filmu

Człowiek, którego nie było (2001)
Joel Coen
Billy Bob Thornton
Frances McDormand

Czarna opowieść

<a href="aa=22,lkportret.xml" class="text">Joel</a> i <a href="aa=10234,lkportret.xml" class="text">Ethan Coen</a> to z całą pewnością jedni z najoryginalniejszych twórców filmowych naszych
Joel i Ethan Coen to z całą pewnością jedni z najoryginalniejszych twórców filmowych naszych czasów. Każdy ich nowy projekt staje się z reguły wydarzeniem kulturalnym, a bracia kolejnymi obrazami udowadniają, że ich wyobraźnia i pomysłowość nie mają granic. W "Bracie, gdzie jesteś" przedstawili nam swoją wersję "Odysei" Homera, w "Hudsucker Proxy" odwołali się do wzorców komedii stworzonych przez Franka Caprę natomiast w "Fargo" w bardzo sugestywny i oryginalny sposób pokazali, jak przypadek kieruje ludzkim losem. W swoim najnowszym filmie "Człowiek, którego nie było" Coenowie poruszają podobny problem jak w "Fargo", ale przedstawiają go w odmienny sposób, w konwencji filmu noir. Bohaterem "Człowieka, którego nie było" jest małomówny, niezbyt rozgarnięty fryzjer Ed Crane z niewielkiego miasteczka Santa Rosa gdzieś w północnej Kalifornii. Jego żona Doris pracuje w sklepie wielobranżowym, na co dzień preferując towarzystwo swojego szefa, "Dużego Dave'a". Ed nie jest zadowolony ze swojego dotychczasowego życia. Kiedy więc pewnego dnia do zakładu fryzjerskiego trafia Creighton Tolliver, biznesmen chcący założyć sieć pralni chemicznych i poszukujący wspólnika do tego interesu, Crane postanawia wejść z nim w spółkę. Nasz bohater potrzebuje jedynie wyłożyć 10 tysięcy dolarów. Aby je zdobyć, wysyła anonim do "Dużego Dave'a", w którym informuje go o tym, że wie o jego romansie z Doris i za 10 tysięcy dolarów jest skłonny zachować milczenie. Dave wypłaca żądaną sumę, ale szybko dowiaduje się, kto go szantażuje. Dalej już nic nie przebiega tak, jak sobie Crane zaplanował. "Człowiek, którego nie było" to film, który trudno zakwalifikować do jakiegokolwiek gatunku. Utrzymany w konwencji czarnego kryminału łączy w sobie elementy typowe dla komedii, dramatu obyczajowego, a nawet fantastyki. Podobnie jak "Fargo" w zabawny, niekiedy groteskowy sposób opowiada o rzeczach, które śmieszne nie są. Decydując się na szantaż, Carne nie podejrzewał nawet, jak dalece idące konsekwencje będzie miał jego czyn. Wydarzenia, które nastąpią po wysłaniu nieszczęsnego listu, zaskoczą nie tylko jego samego, ale również obecną w kinie publiczność. "Człowiek, którego nie było" to jeden z tych filmów, których twórcy postanowili przeprowadzić niesamowitą grę z widzem. Za każdym razem, kiedy wydaje nam się, że wszystko zmierza do "szczęśliwego" końca, następuje wydarzenie, które całkowicie zmienia akcję. "Nie, nie, to jeszcze nie koniec" - zdają się mówić do nas bracia. Podobnie rzecz się ma z poetyką filmu. "Człowiek, którego nie było" jest bezpośrednim nawiązaniem do stylistyki filmu noir, gatunku, którego rozkwit przypadł na lata 40. i 50. ubiegłego wieku. Filmy tego rodzaju charakteryzowała tematyka dotycząca przede wszystkim świata przestępców, skorumpowanych policjantów, w którym nie obowiązują żadne reguły, oraz sposób realizacji. Typowe dla filmu noir są zdjęcia realizowane w nocy, mroczne i tajemnicze, specyficzne oświetlenie, które powiększa cienie rzucane przez aktorów i elementy otoczenia. Charakterystyczny jest również pojawiający się w filmach noir typ bohatera, niepewnego swojej przyszłości cynika, samotnika, mającego problemy w nawiązaniu kontaktów z otoczeniem. Wszystkie te elementy znajdziemy w "Człowieku, którego nie było". O ile fabuła odbiega może nieco od założeń gatunku, o tyle poetyka filmu ściśle trzyma się reguł filmu noir. Obraz, który oryginalnie nakręcono na taśmie kolorowej, później przekopiowano w czerni i bieli, dzięki czemu uzyskano niesamowitą grę cieni i świateł. Film ma oczywiście swojego narratora, który monotonnym, wyparnym z emocji, nieco zachrypniętym głosem komentuje wszystkie prezentowane nam wydarzenia. Billy Bob Thornton w żadnej ze scen nie pojawia się bez obowiązkowego papierosa, którego dym przez długi czas krąży w powietrzu, tworząc charakterystyczną dla tego gatunku atmosferę. Takie przykłady można by wymieniać jeszcze długo. Na pochwałę zasługuje również konsekwencja braci Coen, nie tylko w sposobie opowiadania filmu, ale również realizacji poszczególnych ujęć. Crane, który z zawodu jest fryzjerem, spotykanych przez siebie ludzi ogląda zawsze "od góry do dołu", czyli od fryzury w dół. Każde ujęcie prezentujące widok z oczu bohatera granego przez Thorntona jest więc dokładnie tak prowadzone. Atutem "Człowieka, którego nie było", podobnie jak wcześniejszych filmów braci Coen, jest doskonałe aktorstwo. Billy Bob Thornton w roli Eda Crane'a pokazał, że jest artystą wszechstronnym, a zdaniem wielu recenzentów stworzył w tym obrazie najlepszą kreację w swoim życiu. W roli "Dużego Dave'a" podziwiać możemy Jamesa Gandolfini, gwiazdę serialu "Rodzina Soprano", który moim zdaniem niebawem stanie się jednym z najlepszych aktorów Hollywood. Niesamowicie zagrał również znany z popularnego serialu komediowego "Skrzydła" Tony Shalhoub, który tym razem wcielił się w postać adwokata Freddy'ego Riedenschneidera. Na planie nie mogło zabraknąć również ulubionych artystów braci Coen, czyli Frances McDormand oraz Jona Polito. "Człowiek, którego nie było" to jeden z najlepszych filmów, jaki w tym roku trafił na nasze ekrany. Niebanalna fabuła, fenomenalne aktorstwo i ciekawy sposób realizacji czynią z niego pozycję godną polecenia każdemu miłośnikowi nietuzinkowego kina.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Przecież ja nie jestem zdolny do zbrodni, jestem zwykłym fryzjerem. Człowiekiem takim jak oni, których... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones