Recenzja filmu

Lollipop Monster (2011)
Ziska Riemann
Jella Haase
Sarah Horvath

Czarno-biało i w kolorze

"Lollipop Monster" to kawał dobrego kina undergroundowego, ale jednocześnie bardziej przystępnego dla mainstreamowego odbiorcy.
Cóż za odświeżające zaskoczenie. "Lollipop Monster" zupełnie nie przypomina typowych filmów trafiających do kinowej dystrybucji. Ba, wyróżniałby się nawet w programie festiwalu czy filmowego przeglądu. To jeden z tych rzadkich klejnotów, który wykracza poza normalności i zaprasza widzów do wzięcia udziału w niezwykłej podróży po bezdrożach artystycznej wyobraźni. Jeśli dość macie szablonowych rozwiązań i chcecie zasmakować kinowej dzikości, to koniecznie wybierzcie się na film Ziski Riemann.

W zasadzie nie bardzo wiem, czy powinienem opowiadać, o czym jest "Lollipop Monster". Bez obaw, film ma fabułę. Jest to historia dwóch dziewczyn pochodzących z bardzo odmiennych domów, a jednak nawiązujących nić przyjaźni. Jednak opowiedzenie wydarzeń nie przybliży Was w żaden sposób do zrozumienia, czym jest ten film. Riemann zrobiła bowiem rzecz, w której nie liczy się "co", a "jak".

Reżyserka postawiła na eksperymentowanie formą. Wykorzystała różne sposoby filmowania, wzbogaciła obraz o sekwencje animowane, a wszystko po to, by bawić się materią; by już samo to, co widzimy na ekranie wpływało na widza w namacalny sposób. Stąd dom jednej z bohaterek wygląda jak z baśni napisanej przez kogoś mającego ostre schizy na kwasie. Stąd co pewien czas na ekranie mamy wtręty, którym bliżej do dzieł wideo-artu wystawianych w galeriach sztuki współczesnej. Stąd pławienie się w grotesce oraz ponadzmysłowa wrażliwość na detale. Do kompletu mamy eklektyczną muzykę, która powinna pozytywnie zaskoczyć wielu widzów.

Najistotniejsze jest jednak to, że Riemann nie robi tego wszystkiego tylko i wyłącznie dla samej zabawy. Dokonane przez nią wybory formalne mają bardzo jasny cel: przybliżyć widzowi rzeczywistość bycia młodą dziewczyną z rozkwitającą seksualnością, z problemami w domu, z koniecznością zdefiniowania siebie. Reżyserka nie chce nam tego po prostu pokazać, ona chce, żebyśmy to odczuli, całkowicie zanurzyli się w świat percepcji, który z obiektywnym i chłodnym okiem kamery ma przecież niewiele wspólnego. I muszę powiedzieć, że Riemann spisała się na medal. Jeśli tylko przyjmiecie początkowe założenia, jeśli odrzucicie oczekiwania i przyzwyczajenia, jakie wyrobiliście sobie na "zwyczajnych" filmach, wtedy będziecie mieli niebywałą okazję zanurzyć się w strumieniu doświadczeń.

"Lollipop Monster" to kawał dobrego kina undergroundowego, ale jednocześnie bardziej przystępnego dla mainstreamowego odbiorcy. Wystarczy trochę otwartości, by przeżyć jedyne w swoim rodzaju 90 minut.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones