Recenzja filmu

Jaskinia zapomnianych snów (2010)
Werner Herzog
Werner Herzog
Dominique Baffier

Głosy spod ziemi

Trójwymiarowy obraz nie oferuje wprawdzie wielkich eskapistycznych atrakcji, ale dysonans między najstarszą sztuką znaną ludzkości a najnowocześniejszą technologią wykorzystaną do jej zbadania
Stolicą arthouse'owego trójwymiaru są na dzień dzisiejszy Niemcy. Na ostatnim festiwalu w Berlinie swoje filmy pokazali nestorzy. Wim Wenders nakręcił dokument o Pinie Bausch, Werner Herzog zabrał nowoczesne kamery do francuskiej jaskini Chauvet. Ten pierwszy uczynił z trójwymiaru dojrzały środek wyrazu i pożenił go z "oddychającą" sztuką, którą jest taniec. Ten drugi zdusił trójwymiar w ciasnych przestrzeniach i nie nadał mu żadnej interesującej funkcji narracyjnej. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z kinem pionierskim i jest to wystarczający powód, by odwiedzić "Jaskinię zapomnianych snów".

Jaskinię Chauvet odkryto w 1994 r. we francuskim departamencie Ardèche. Na jej ścianach znaleziono najstarsze obrazy świata sprzed 32 tysięcy lat. Malowidła sprzed naszej ery, badane przez naukowców-zapaleńców, byłyby pewnie niezłym pretekstem do skatalogowania kolejnych,  ukrytych przed światłem słonecznym "herzogowskich szaleńców". Niestety, inaczej niż w poprzednich "Spotkaniach na krańcach świata", Herzoga interesują wyłącznie duchy. Pyta nieustannie, czym była dla praczłowieka natura i w jaki sposób praczłowiek interpretował jej "wielkie milczenie" (chóralno-misteryjna muzyka mówi właściwie sama za siebie). Nie znajduje odpowiedzi, bo to przecież niemożliwe, zaś kolejne hipotezy układa w nieciekawy, quasi-naukowy wykład z antropologii.

Gdy w kluczowej scenie jeden z badaczy zarzuca Herzoga faktami oraz cyframi dotyczącymi prehistorycznych "artystów", reżyser pyta swoim upiornym głosem: "Ale o czym śnili?". Ta dialektyka, która sprawdzała się w poprzednich dokumentach, traci pod ziemią siłę rażenia. Między Herzogiem a jego rozmówcami nie ma chemii. Twórca nie potrafi uczynić z nich interesujących bohaterów, a próbując na siłę zdystansować się od chłodnej, laboratoryjnej optyki, brnie w ślepą uliczkę.

Podróż do jaskini Chauvet warto mimo wszystko odbyć. Trójwymiarowy obraz nie oferuje wprawdzie wielkich, eskapistycznych atrakcji, ale dysonans między najstarszą sztuką znaną ludzkości a najnowocześniejszą technologią wykorzystaną do jej zbadania to już całkiem dobry powód. "Upozowana" na pradawne miejsce kultu i świętą ziemię jaskinia nadaje się na filmowego bohatera. Sam Herzog upatruje zresztą w malowidłach prapoczątków ruchomych obrazów. I gdyby za sprawą autotematycznych fascynacji poszedł tym tropem, jego film byłby czymś więcej niż relacją z zapomnianej świątyni sztuki.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przepiękny, zrealizowany w technologii 3D, dokument o jednym z największych odkryć naukowych ostatnich... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones