Recenzja filmu

Kariera Nikosia Dyzmy (2002)
Jacek Bromski
Cezary Pazura
Anna Przybylska

Kariera frajera

Większość z nas doskonale pamięta wspaniałą kreację Romana Wilhelmiego w serialu będącym ekranizacją powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza "Kariera Nikodema Dyzmy". Opowiadała ona o społecznym
Większość z nas doskonale pamięta wspaniałą kreację Romana Wilhelmiego w serialu będącym ekranizacją powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza "Kariera Nikodema Dyzmy". Opowiadała ona o społecznym awansie zupełnego prostaka i chama, który dostał się w kręgi elit, umożliwiających mu tę wręcz przypadkową karierę. Wielka popularność serialu jak i wciąż nie tracący na aktualności temat sprawił, iż zainteresował się nim Jacek Bromski, przedstawiając nam wizję Dyzmy 2002. "Kariera Nikosia Dyzmy", bo taki jest tytuł owej opowieści, to historia mówcy pogrzebowego, który od życia nie oczekuje zbyt wiele, a którego aktualnym największym marzeniem jest zdobycie paru złotych na lodówkę do chłodzenia gorzałki. Okazja pojawia się prędzej, niż przypuszczał w postaci podwędzonego zaproszenia na koktajl dyplomatyczny. Na tejże imprezie pijaniutki Nikoś obrzuca wyzwiskami znienawidzonego przez towarzystwo wicepremiera i w ten sposób otwiera sobie drogę na salony. Były grabarz, głoszący, że dobre tylko to, co polskie, szybko pnie się w towarzyskich rankingach. Jego życie od tej pory to ciągłe balansowanie między sypialniami wpływowych kobiet, gabinetami dyrektorów spółek i salonami polityków. Jakikolwiek by nie był, film Bromskiego znakomicie trafia w dzisiejszą polską rzeczywistość. Po odwilży 1989 roku normalne stało się, iż rządzić może każdy, a świat biznesmenów i posłów z kilkoma klasami szkoły podstawowej to dziś nie pierwszyzna. Traktowanie mandatu poselskiego jako przepustki do własnej kariery – finansowej, medialnej, towarzyskiej – stało się ogólnie znanym procederem. Nic wiec dziwnego, że zawód polityka ma dziś w społeczeństwie najgorszą opinię i stał się synonimem złodzieja i oszusta. Każdy z nas może wskazać co najmniej kilka takich postaci. Patrzymy na nich albo z zazdrością, albo z ironią i zadajemy sobie pytanie, co sprawiło, że ludzie ci wynieśli się ponad przeciętność, trwale wpisując się w pejzaż współczesności. U Bromskiego takich "bohaterów" nie brakuje. Głównym jest oczywiście sam Dyzma – prostaczek, który dziełem kompletnego przypadku trafia na szczyt władzy. Jego największym atutem jest umiejętność, czasem zupełnie nieświadoma, znalezienia się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Dyzma jednak szybko się uczy i dzięki obserwacjom potrafi wyciągnąć dla siebie maksimum korzyści. Przykładem dochodzącego do fortuny innego cwaniaczka jest Roman Kiliński, grany przez znanego z postaci Ferdynanda w "Świecie według Kiepskich", Andrzeja Grabowskiego. Kiliński, absolwent zaledwie kilku klas szkoły podstawowej, zbija swój majątek niezbyt uczciwymi metodami, kombinując i wykorzystując swoją mocno osadzoną na karku głowę. Nie braknie w filmie także odpowiedników faktycznie istniejących "gwiazd" polskiej sceny politycznej – mimo że pod zmienionymi nazwiskami pojawiają się i Balcerowicz (Olgierd Łukaszewicz) i Andrzej Lepper (Emilian Kamiński). Jest się z czego pośmiać, aczkolwiek śmiech to gorzki, szczególnie w ostatniej scenie, dającej nam do zrozumienia, że człowiek skłonny jest do poddania się każdej manipulacji, o ile widzi w tym własny interes. Ową sceną i motywem przewodnim muzycznego tematu filmu ("Czy ktoś się przyzna, że jest w nim Dyzma?"), twórcy chcieli wymóc na nas refleksję nad sobą i polską rzeczywistością. Czy to się udało? Wydaje mi się, że mimo wszystko dla większości widzów "Kariera Nikosia Dyzmy" pozostanie tylko lekką, łatwą i przyjemną rozrywką, dodatkowo niekoniecznie bardzo wyszukaną. Twórcy, obsadzając w roli Dyzmy idola polskiej publiki, Cezarego Pazurę (swoją drogą znakomitego w tym filmie), chcieli przyciągnąć do kin młodych ludzi. Żeby ich jeszcze bardziej zachęcić, wybrali do roli jego partnerki ponętną Anię Przybylską. Jakby tego nie było dość, uraczyli widzów potężną dawką nagich kobiecych biustów. Nie przypuszczam, by były to elementy skłaniające kogokolwiek do refleksji nad życiem społeczno-politycznym kraju. Nie jest to jednak zły film. Szczerze, spodziewałam się przygłupiej komedii, a tymczasem zostałam nawet mile zaskoczona. Z drugiej strony, daleko obrazowi do arcydzieła, ale tego akurat nikt chyba nie oczekiwał.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones