Recenzja filmu

Granice miłości (2008)
Guillermo Arriaga
Charlize Theron
Kim Basinger

Koraliki na nitce tragedii

Jeśli Arriaga postanowił wziąć się za reżyserię, by odnaleźć swój własny filmowy głos, to trzeba jasno stwierdzić, że poniósł porażkę.
Guillermo Arriaga lubi komplikować filmową opowieść. Tworzy wielopiętrowe historie złożone z kilku równolegle pokazywanych wątków, z których część rozgrywa się w różnych przestrzeniach czasowych. Za tym pozornym chaosem kryje się jednak bardzo prosta prawda egzystencjalna: jesteśmy jak koraliki nanizane na nić tragedii. Naszym losem jest walka o zaakceptowanie tej prawdy. Tak było w przypadku scenariuszowych projektów Arriagi ("Amores perros", "21 gramów"), tak jest i teraz przy jego debiucie reżyserskim. "Granice miłości" to historia trzech kobiet, które połączyła i rozdzieliła zarazem straszliwa tragedia. Pierwszą z nich jest Sylvia. Prowadzi udane życie zawodowe, lecz prywatnie jest osobą okaleczoną, i to dosłownie. Zamknęła się w piekle i karze samą siebie za zbrodnię z przeszłości. Nie pozwala sobie na uczucie, oddając się przypadkowym mężczyznom, a kiedy to nie wystarcza, kaleczy się, by w bólu uzyskać zbawienie, choć tylko chwilowe. Drugą bohaterką jest Gina, gospodyni domowa, która przeżyła operację usunięcia piersi w związku z chorobą nowotworową. Nie potrafi zaakceptować swojego ciała, podobnie jak jej mąż, który stał się impotentem. Na szczęście pojawia się pewien Latynos, który kocha ją taką, jaką jest. Trzecia to młodziutka Maria, której ojciec uległ wypadkowi lotniczemu, a ona sama zostaje zmuszona do spotkania swojej matki – kobiety, która porzuciła ją tuż po urodzeniu. Jest jeszcze Mariana, ale o niej pisać nie będę, by nie ujawniać szczegółów fabuły. Film Arriagi przypomina sałatkę. Poszczególne składniki zostały pocięte na drobne kawałki, wymieszane i polane dresingiem złożonym z pięknych zdjęć i ciekawej ścieżki muzycznej. Jednak Arriaga w debiucie pozostał zachowawczy i ponieważ korzysta ze swoich sprawdzonych chwytów, nie jest już w stanie widzów zaskoczyć. Mimo pomieszania wątków, mimo zmieniających się twarzy, fabuła jest banalnie prosta... nawet bardziej niż w przypadku "21 gramów", które uratowała właśnie forma narracji. Jeśli Arriaga postanowił wziąć się za reżyserię, by odnaleźć swój własny filmowy głos, to trzeba jasno stwierdzić, że poniósł porażkę. Nie oznacza to wcale, że film jest zły. Po prostu niczym szczególnym się nie wyróżnia. Nawet solidne aktorstwo nie jest w stanie sprawić, by film wart był zapamiętania. Jednak to właśnie ze względu na odtwórców ról głównych mogę "Granice miłości" polecić. Znakomicie radzi sobie Kim Basinger w skromnej, wyciszonej kreacji Giny. Bardzo dobrze wypadli młodzi aktorzy: J.D. Pardo i Jennifer Lawrence. Na ich tle irytująco przewidywalna jest za to Charlize Theron, która od czasu "Monster" nabrała maniery grania wszystkich okaleczonych psychicznie kobiet na jedno kopyto. To już przy "Śnie na jawie" przestało być ciekawe. Mam nadzieję, że i Arriaga, i Theron zmienią w najbliższym czasie swoje kariery. Są bowiem zbyt monotematyczni i przewidywalni. Szkoda ich, bo są to z całą pewnością osoby utalentowane.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones