Recenzja filmu

Sunset Song (2015)
Terence Davies
Peter Mullan
Agyness Deyn

Kraina traw

Natchniony ton, ustanowiony głównie przez narrację spoza kadru, jest zarazem błogosławieństwem i przekleństwem filmu. Błogosławieństwem, bo automatycznie sugeruje monumentalną filmową epikę.
Wsi spokojna, wsi wesoła: ojciec batoży syna, matka lamentuje w kącie, dzieciaki jak sparaliżowane, generalnie wszyscy u diabła za piecem. Najstarsza córka, Chris Guthrie (Agyness Deyn), odwraca wzrok, wysłuchuje krzyków i pokornie doi krowy, rebelia to raczej kiepski pomysł – zwłaszcza na szkockiej prowincji w przededniu I wojny światowej. Jesteśmy w Kinraddie, fikcyjnym hrabstwie w północno-wschodniej Szkocji. To uniwersum szacownego literackiego klasyka Lewisa Grassica Gibbona i zarazem kraina snów brytyjskiego reżysera Terence’a Davisa – faceta, który wie, jak zamieniać wielką prozę w wielkie kino.

Z początku wydaje się, że mamy do czynienia z historią emancypacji. Matka truje siebie i najmłodszych synów, brat ucieka z narzeczoną do Argentyny, ojciec pada na zawał, a Chris zostaje sama i musi wziąć na barki ciężar zarządzania majątkiem. Niestety, nie tym razem – wątek zostaje szybko ucięty. Później przypuszczamy – na krótko, ale jednak – że pójdzie o wewnętrzne gierki hermetycznej społeczności: na scenie pojawiają się urzędnicy, dalsza rodzina próbuje ubezwłasnowolnić dziewczynę, zaczyna się próba sił. I znów pudło, to zaledwie parę scen. Opowieść wyhamowuje ostatecznie w rejonach tradycyjnego love story, w którym okrutna wojna przerywa piękną komunię dusz. I jest to o tyle niefortunna wolta, że zamienia film Daviesa w jeden, wielki konstrukcyjny feler: gdy okazuje się, że chodzi tak naprawdę o tęskne spoglądanie za horyzont i miłosną poezję nadawaną z offu, napisy końcowe są tuż za rogiem. 

Natchniony ton, ustanowiony głównie przez narrację spoza kadru, jest zarazem błogosławieństwem i przekleństwem filmu. Błogosławieństwem, bo automatycznie sugeruje monumentalną filmową epikę. Davies jest niezrównany, jeśli idzie o scenograficzny i wizualny detal, ma świetne pomysły na montaż, potrafi zbudować metaforę grzechu, który zakradł się do dziewiczej krainy, oraz przedstawić ewolucję bohaterki w kilku precyzyjnych frazach. Przekleństwem, gdyż udowadnia, że na ołtarzu miłosnej liryki poświęca się tutaj psychologiczny weryzm. Kuriozalna jest zwłaszcza scena powrotu ukochanego Chris w rodzinne strony. Syndrom stresu pourazowego przypomina gag rodem z komedii braci Zucker: rozszalały mężczyzna wypija łapczywie herbatę, ubliża małżonce na wymyślne sposoby, a w końcu ją gwałci (brakuje tylko tego, by dziewczyna dostała na odlew już w progu). To cokolwiek kuriozalna próba zarysowania pokoleniowego fatum i postawienia znaku równości pomiędzy chłopakiem a sadystycznym ojcem bohaterki. 

Davies rozdziela partie według oczywistego klucza. Peter Mullan dorzuca do swojej filmografii kolejną rolę sadystycznego "demona patriarchatu", z kolei Kevin Guthrie jest dziarskim chłopcem o czystym sercu. Deyn, była modelka, która ze zmiennym szczęściem próbuje swoich sił w aktorstwie, jest warsztatowo nienaganna: nie męczy się ani ze szkockim akcentem, ani ze scenami, w których pretensjonalny tekst należy kontrapunktować oszczędną ekspresją. To jednak nie zmienia faktu, że obsadzona jest kiepsko: ze swoją porcelanową urodą i smukłą sylwetką wydaje się raczej błędem w matriksie niż zaskakującym estetycznym kontrastem. Był już zresztą podobny przypadek w kinie, który bez powodzenia pretendował do wielkości: w "Essential Killing" Jerzy Skolimowski przekonywał, że Emmanuelle Seigner może być urobioną po łokcie babiną z polskiej prowincji. Cóż, nie może. 

Davies miał wchodzić na plan już piętnaście lat temu, był to jeden z najbliższych jego sercu projektów. Kolejne problemy z producentami, budżetem i zmianami instytucjonalnymi w brytyjskiej kinematografii nie osłabiły jego entuzjazmu i naprawdę szkoda, że finałem tej odysei jest tak niekonsekwentna wizja. I choć ból porażki rośnie wprost proporcjonalnie do ambicji, nie wszystko stracone. W powieściach Gibbona niezłomna Chris Guthrie dożyła w końcu później starości.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones