Recenzja filmu

Wyatt Earp (1994)
Lawrence Kasdan
Kevin Costner
Gene Hackman

Niezwykła saga o najsłynniejszym szeryfie na Dzikim Zachodzie

Za dzień, który ostatecznie zamknął okres świetności westernu w światowej kinematografii, powszechnie uważa się 3 sierpnia 1992 roku, kiedy to odbyła się oficjalna premiera arcydzieła Clinta
Za dzień, który ostatecznie zamknął okres świetności westernu w światowej kinematografii, powszechnie uważa się 3 sierpnia 1992 roku, kiedy to odbyła się oficjalna premiera arcydzieła Clinta Eastwooda pt. "Bez przebaczenia". Niektórzy znawcy gatunku podkreślają, że umarł on znacznie wcześniej - wraz ze swoim największym bohaterem, Johnem Waynem ("Rewolwerowiec" z 1976 r.). Faktem jest, iż western nie ma już takiej siły oddziaływania na widownie i tak wielu nowych produkcji, jak miało to miejsce niewątpliwie w latach 50., 60. i 70. No cóż, Wayne nie żyje, Peckinpah i Leone także umarli, więc można by wysnuć wniosek, że western przeminął bezpowrotnie. Trudno mi się nie zgodzić z tym twierdzeniem, ale jednak osobiście uważam, iż jego śmierć miała miejsce niemal dokładnie 2 lata później po "Bez przebaczenia", bowiem ostatnim - jak dotychczas - godnym uwagi westernem jest film "Wyatt Earp". Bardzo ciekawa jest już sama strona produkcyjna dzieła. Za kamerą stanął Lawrence Kasdan - autor scenariusza do takich klasyków jak "Indiana Jones: Poszukiwacze Zaginionej Arki" czy V i VI części "Gwiezdnych wojen". Na planie udało się zgromadzić znakomitą obsadę. W rolę tytułową wcielił się Kevin Costner, który współpracował już z reżyserem przy "Silverado". Pozostałe postaci odegrali aktorzy takiej klasy, jak Dennis Quaid, Gene Hackman oraz Michael Madsen. Co bardzo ciekawe, równolegle z filmem powstawał inny amerykański projekt o tej samej tematyce, pod tytułem "Tombstone". Oba dzieła weszły na ekrany kin niemal równolegle, tak więc musiały rywalizować z sobą o zyski. Niezwykłe, że w tym samym czasie powstały dwa obrazy, opowiadające tę samą historię. Proszę wybaczyć, jeśli w swojej recenzji będę "lekko" porównywał wspomniane dzieła. Warto zauważyć, że filmowe wydarzenia, ukazane w "Wyatt Earpie" rozgrywały się naprawdę. Tytułowy bohater to legendarny szeryf Dzikiego Zachodu, żyjący w latach 1848-1929. Również słynna filmowa strzelanina w O.K. Corral, jak i filmowe postacie drugoplanowe wystąpiły naprawdę. Historia Earpa to dziś jedna z najsłynniejszych i najbardziej klasycznych opowieści Dzikiego Zachodu. Ukazuje prawdziwy heroizm, odwagę i bohaterstwo czasów prerii. Nic więc dziwnego, że Amerykanie postanowili sfilmować ten temat. W końcu to znacząca część z ich historii. Amerykańska widownia kocha takie filmy, gdzie ich rodak okazuje się patriotą, bohaterem. Z tego względu dziwią oschłe, a nawet nieprzychylne reakcje krytyki i widowni po premierze dzieła (Złote Maliny). Pierwszym plusem pozycji, który można zauważyć już na pudełku DVD "Wyatt Earpa" jest czas filmu. 191 minut sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z istną sagą o życiu tytułowego bohatera. I rzeczywiście, tak jest. Akcja obrazu rozpoczyna się, gdy Wyatt jest nastolatkiem. Później poznajemy go jako młodego mężczyznę, który znajduje idealną żonę. Po jej śmierci, staje się koniokradem, by odmienić swoje życie i stać się szeryfem. Earp zmienia swoje miejsca pracy od Dodge City, aż do Tombstone, gdzie rozgrywają się najsłynniejsze wydarzenia. Oczywiście, "po drodze" dzieje się bardzo wiele ciekawych zdarzeń oraz przewija kilka barwnych postaci, ale wszystkiego nie chcę zdradzać. Ogromną zaletą dzieła jest pokazanie szczegółowego portretu psychologicznego Wyatta. Obserwujemy go w kluczowych momentach jego życia - od młodzieńca, poprzez koniokrada, aż po najtwardszego szeryfa na Dzikim Zachodzie. Widzimy, jak zmienia swoje zachowanie, także swój wygląd. Earp z pierwszych scen odgrywania roli przez Costnera (młodzieńca oczywiście gra inny aktor) w niczym nie przypomina późniejszego rewolwerowca. Filmowa historia jest więc szczegółowym zapisem, jak z nastolatka, młodego koniokrada "tworzy się" jedna z największych legend Ameryki przełomu XIX-XX wieku. Gdy odbiorca ogląda już napisy końcowe obrazu nie może wręcz uwierzyć, że poprzez te 3 godziny projekcji obserwował tak obszerny zapis życia jednego człowieka. Niejeden film (tak jak np. konkurencyjne "Tombstone") skupiłby się tylko na wybranych, skróconych fragmentach życia Earpa i to byłby kluczowy błąd. Chcąc przekazać tak niezwykłą, a przecież prawdziwą historię, potrzeba dokładności i tego w filmie z pewnością nie zabrakło. W skutek tego powstało dzieło heroiczne, fascynujące, romantyczne, ale i autentyczne. Warto zauważyć, że film ma bardzo ważne, uniwersalne przesłanie. Nie jest więc typowym kinem akcji czy bezmyślną strzelaniną. Można by pokusić się o stwierdzenie, że "Wyatt Earp" to taki osadzony w realiach westernu "Ojciec chrzestny". W dziele znamienne są słowa seniora rodu Earpów (mała, lecz rewelacyjna rola Gene'a Hackmana): "Więzy krwi są najważniejsze". I rzeczywiście, według tego krótkiego, ale wielokrotnie powtarzanego przesłania stara się żyć Wyatt. Kiedy zostaje szeryfem, do tej samej pracy zatrudnia swoich braci tak, iż wkrótce prawa w mieście strzegą niemal wyłącznie Earpowie. Jedynym sprzymierzeńcem spoza rodziny jest Don Holliday. To także bracia towarzyszą mu podczas przygód na Dzikim Zachodzie. W pewnym momencie dochodzi nawet do sytuacji, w której żony pozostałych Earpów buntują się przeciw szwagrowi, który stara się być "głową" rodu. Ważne są wówczas jego słowa: "Żony przychodzą i odchodzą, umierają, ale więzy krwi są nierozerwalne". W tym krótkim zdaniu wyjawia się cała postawa Wyatta, który ponad wszystko ceni sobie obecność braci przy boku w życiu. Niezwykle barwną, ciekawą postacią w westernie jest Doc Holliday (mistrzowska rola Dennisa Quaida). To także bohater autentyczny - najbliższy przyjaciel tytułowego szeryfa, rewolwerowiec, żyjący w latach 1851-1887. W obrazie Doc powoli umiera na gruźlicę, która uśmierciła go autentycznie w wieku zaledwie 36 lat. Filmowy Holliday to bardzo dziwny człowiek-rewolwerowiec i bezwzględny zabójca, a jednak mimo wszystko jest najbardziej oddany w stosunku do Earpów. Dochodzi nawet do tego, że Doc płacze w jednej ze scen z powodu śmierci jednego z braci. Osoba niezwykle porywcza i, jak wynika z relacji filmowych, okrutna, potrafi dochować wierności przyjacielowi i towarzyszyć mu, aż do własnej śmierci. Podobno autentyczny Wyatt Earp miał o nim powiedzieć: "To był najlepszy przyjaciel, jakiego miałem". Odzwierciedleniem tych słów jest filmowa relacja Hollidaya z Earpami, ukazana w rewelacyjny sposób. Western ten zachwyca wspaniałymi kreacjami aktorskimi. Zdaje się, że Costner wzbił się na wyżyny swoich możliwości, podobnie Madsen. Ten pierwszy gra rolę przecież niezwykle złożoną. Człowieka serdecznego, ale także bezwzględnego i nieustępliwego dla przestępców. Istny geniusz aktorski pokazał Quaid, genialnie wcielając się w postać Doca Hollidaya. Artysta na potrzeby roli niewiarygodnie schudł - ważył niewiele ponad 50 kg. To wielkie zaangażowanie widać w całej jego grze aktorskiej, nawet poprzez sposób chodzenia i mimikę twarzy. O ile Costner miał tutaj zadanie nieco ułatwione, jeśli chodzi o stworzenie wiarygodnej postaci (to on był przecież głównym bohaterem rozgrywanej historii), o tyle Quaid wcielił się w rolę drugoplanową i stworzył kapitalną kreację, może nawet przewyższając w tym Costnera. "Wyatt Earp" zachwyca także stroną czysto techniczną. Świetna muzyka, kapitalna scenografia i zdjęcia, umożliwiają przeniesienie widza w realia ówczesnych czasów, prawdziwego Dzikiego Zachodu. Nawet te z pozoru błahe sprawy wizualne sprawiają, że dzieło jest znacznie lepsze od "Tombstone", które, nawiasem mówiąc, od strony technicznej sprawiało wrażenie kiczowatego. Wszystkie te, mniej lub bardziej ważne, elementy czynią z "Wyatt Earpa" prawdziwe amerykańskie arcydzieło lat 90’. Choć film może nie jest tak genialny jak obrazy Leone czy Peckinpaha, ale do ich poziomu niewiele, jak na western, mu brakuje, a to zaleta. To moim zdaniem ostatni, przynajmniej dotychczas, znaczący film gatunku. Być może za kilkanaście lat, gdy już w ogóle zabraknie nowych westernów urośnie do miana klasyku. Kto wie? Ma do tego predyspozycje. Jak na razie jest to ostatni godny uwagi western, który mam obowiązek polecić!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na polskie wydanie <b><a href="Film?id=11807" class="n">"Wyatta Earpa"</a></b> musieliśmy czekać bardzo... czytaj więcej
Ewelina Nasiadko

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones