Recenzja filmu

Omen (2006)
John Moore
Liev Schreiber
Julia Stiles

Number of the Beast

<b>Nowa wersja horroru, który w 1976 roku okazał się jednym z największych kinowych przebojów, a w Ameryce zapoczątkował modę na rottweilery. Remake opowiada dokładnie tę samą historię zmienioną
Nowa wersja horroru, który w 1976 roku okazał się jednym z największych kinowych przebojów, a w Ameryce zapoczątkował modę na rottweilery. Remake opowiada dokładnie tę samą historię zmienioną o kosmetyczne poprawki. Niestety, już bez takich emocji jak oryginał. Osobiście nie mam nic przeciwko remake'om. Czasy się zmieniają, technika idzie do przodu i dziś niejednokrotnie można pokazać na ekranie, to, co było niemożliwe do zaprezentowania jeszcze kilka lat temu. Są jednak takie filmy, których opowiadać na nowo nie należy i nie warto, gdyż - jak choćby "Przeminęło z wiatrem" - są produkcjami ponadczasowymi, wciąż dostarczającymi olbrzymich emocji i podobających się kolejnym pokoleniom widzów. Dokładnie takim obrazem jest zrealizowany w 1976 roku przez Richarda Donnera "Omen". Satanistyczny horror, który okazał się jednym z największych przebojów kinowych lat 70, doczekał się trzech (nieudanych) kontynuacji i zapoczątkował w USA modę na rottweilery, dziś uważany jest za klasykę amerykańskiego kina i ma miliony fanów na całym świecie, do których należy również niżej podpisany. Nic więc dziwnego, że pomysł realizacji nowej wersji "Omena" od początku budził moje obawy. Jak się miało okazać, zupełnie słusznie. 6 czerwca o 6 rano w jednej z rzymskich klinik na świat przychodzi syn cenionego polityka Roberta Thorna. Niestety, dziecko rodzi się martwe. Zrozpaczony ojciec idąc za radą obecnego w szpitalu księdza postanawia zataić ten fakt przed żoną biorąc na wychowanie innego niemowlaka, którego samotna matka zmarła w połogu. Mija kilka lat. Kariera Roberta Thorna doskonale się rozwija. Polityk wraz z rodziną przeprowadza się do Wielkiej Brytanii, gdzie obejmuje funkcję amerykańskiego ambasadora. Pewnego dnia w jego biurze zjawia się tajemniczy ksiądz sugerujący, że jego syn - pięcioletni obecnie Damien, jest zapowiedzianym w Apokalipsie Antychrystem... Kilka dni temu na ekrany naszych wszedł "Posejdon" - nowa wersja klasycznego filmu grozy z 1972 roku pt. "Tragedia Posejdona". Okazał się on obrazem udanym, gdyż Wolfgang Petersen nie trzymał się wiernie oryginalnego scenariusza. Korzystając z tego samego pomysłu co ponad 30 lat temu Ronald Neame, stworzył nową opowieść skoncentrowaną nie tyle na bohaterach, co urzekającą doskonałymi efektami specjalnymi. Miał jakiś pomysł na przedstawienie widzom znanej historii w nowy, ciekawy sposób. Tego pomysłu nie miał już John Moore. Jego "Omen" nie zachwyca ani nowatorskim podejściem do znanej historii, ani efektami specjalnymi, ani nawet aktorstwem, które za wyjątkiem Mii Farrow, przewrotnie obsadzonej w roli demonicznej niani Damiena, nie robi specjalnego wrażenia. Jednak to, co przeszkadza w nowej wersji najbardziej to fakt, że Moore nie umiał zbudować na ekranie napięcia sprawiającego by widzom przechodziły ciarki po plecach, co było jedną z największych zalet oryginału. Emocje w, ilustrowanym, muzyką Jerry'ego Goldsmitha, filmie Donnera były niesamowite. Tutaj ich zabrakło. Perypetie Roberta Thorna obserwujemy z rosnącym zobojętnieniem, a w fotelu podskakujemy jedynie w chwilach, kiedy coś nagle pojawia się na ekranie w towarzystwie głośnych trzasków ? zabieg dość powszechny we współczesnych horrorach, ale, niestety, dość prostacki. Muszę jednak przyznać, że nie potrafię na nowego "Omena" spojrzeć obiektywnie. Jako fan oryginału każdą jego przeróbkę i powtórzenie będę oceniał porównując ją do filmu Donnera. Osoby, które oryginalnej produkcji nie znają nie muszą wyjść z kina rozczarowane, czego dowodem są choćby liczne pozytywne komentarze obecne na Filmwebie. Nie zgadzam się z nimi, ale staram się je zrozumieć. Jeżeli jesteście fanami oryginalnego "Omena" w filmie Moore'a nie znajdziecie nic nowego, ani lepszego od tego, co trzydzieści lat temu przedstawił Richard Donner. Jeśli jednak jesteście "omenowymi" dziewicami możecie spróbować dać mu szansę.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
666… i jeszcze jedna szóstka. Ta ostatnia zaś nie dla podkreślenia diabolicznego charakteru filmu, lecz... czytaj więcej
Już na długo przed pójściem na seans nowej produkcji Johna Moore'a (autora "Za linią wroga") spodziewałem... czytaj więcej
Chyba znaleźliśmy nasz odpowiednik frazy "widzę martwych ludzi" - z dumą opowiada Jonh Moore twórca nowej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones