Piękną telenowelę nakręciłem

Każda minuta filmu to czysta rozkosz, której nie jest w stanie zmącić nawet zbyt prosta fabuła okraszona monstrualnie nadętym tytułem.
W jednej z pierwszych scen filmu "Łagodny potwór - projekt Frankenstein" widzimy młodego chłopaka. Jego tępa, pozbawiona wyrazu twarz wydaje się nieskalana inteligentną myślą czy choćby silniejszą emocją. I być może właśnie to sprawi, że tak zaintryguje on reżysera szykującego się do kolejnej produkcji. Być może również dlatego nie zorientuje się on, że ten młody człowiek nie jest tak niewinny, jak sugerowałoby jego lico. Zresztą konflikt pozorów i prawdy zdaje się tematem przewodnim całego filmu, dotyczy zarówno fabuły jak i formy.

Nowy film Kornéla Mundruczó zaczyna się zupełnie tak samo, jak jego poprzedni – "Delta". Znów mamy powrót syna marnotrawnego, znów będziemy mieć do czynienia z tragedią, rodzinnymi tajemnicami, dwuznacznymi relacjami. Tym razem jednak reżyser darował sobie ekstremalny minimalizm, co było dobrym posunięciem. Niestety zdemaskowało to fabułę jako skurczoną do rozmiaru krótkiego filmu telenowelę. Konsekwencje dawno podjętych przez bohaterów decyzji przyjmują w "Łagodnym potworze" rozmiary antycznej tragedii. W "Delcie" usprawiedliwieniem była obecność olimpijskich bogów, którzy wtrącali się w losy śmiertelników. Tym razem tego usprawiedliwienia nie ma, przez co całość sprawia wrażenie kiczu.

Jednak mimo infantylności oceniam "Łagodnego potwora" znacznie wyżej niż "Deltę". A wszystko to za sprawą wizualnego aspektu dzieła Mundruczó. Reżyser wespół z operatorem Mátyásem Erdélym do ekstazy doprowadzili moje optyczne narządy. Wspaniale kadrowane zdjęcia w pomieszczeniach. Cudownie wysmakowane pejzaże. I przede wszystkim zbliżenia twarzy niczym obrazy-arcydzieła wychodzące spod pędzla uznanego portrecisty.

Bardzo pomocne w uzyskaniu tak oszałamiającego efektu wizualnego było zaangażowanie osób o interesujących fizjonomiach. Patrząc na Rudolfa Frecskę, Lili Monori, a nawet samego Mundruczó, trudno jest nazwać ich urodziwymi. Jednak mają w sobie to "coś", co tak bardzo kocha kamera, tę niezwykłą wyrazistość, która rozświetla ekran, przyciąga wzrok, intryguje. Ich fotogeniczność umożliwiała rozgrywanie scen bez słów, tylko wyłącznie za pomocą spojrzeń, gestów czy mimiki. Zazwyczaj w takich przypadkach pojawia się wrażenie sztuczności, teatralności. W "Łagodnym potworze" udało się tego uniknąć.

Każda minuta filmu to czysta rozkosz, której nie jest w stanie zmącić nawet zbyt prosta fabuła okraszona monstrualnie nadętym tytułem. Bo też trzeba sobie jasno powiedzieć: tytuł jest bardziej dwuznaczny niż wszystko to, co widzimy na ekranie. Lepiej więc go zignorować i poddać się czarowi tego, co w filmie naprawdę robi wrażenie.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones