Recenzja filmu

Rzecz o mych smutnych dziwkach (2011)
Henning Carlsen
Emilio Echevarría
Geraldine Chaplin

Stary człowiek i może

Niepozbawione uroku filozofowanie podszyte jest jednak perwersją.
Niewesołe jest życie staruszka. Ciało odmawia posłuszeństwa, przyjaciele przeprowadzają się na cmentarz, a plany na przyszłość wypierane są przez wspomnienia. Na nic zdają się słodkie komplementy, dyplomy za życiowe osiągnięcia czy podszyty litością szacunek otoczenia. Koniec jest bliski. 90-letni El Sabio (Emilio Echevarría) nie ma złudzeń. Ma za to marzenie: chce spędzić noc z urodziwą dziewicą. Dzwoni więc do zaprzyjaźnionej burdelmamy i zleca jej znalezienie odpowiedniej dziewczyny. Sam postanawia w tym czasie obejrzeć się za siebie. Na zmianę sumuje grzechy i odtwarza w głowie portrety dawnych kochanek. W trakcie erotycznej wyliczanki bohater odkrywa, że żadna kobieta nie przespała się z nim "charytatywnie". Całe życie z premedytacją korzystał z usług cór Koryntu.

W filmie Henninga Carlsena smutniejszy od tytułowych dziwek wydaje się ich klient. El Sabio całe życie uciekał przed uczuciem. Bał się związków, cofał się przed wzięciem odpowiedzialności za drugą osobę. Nie poddał się nawet wtedy, gdy pół miasta groziło mu śmiercią za to, że porzucił przed ołtarzem narzeczoną. Jednak, jak pisze biblijny klasyk, miłość cierpliwa jest. Dlatego, kiedy kostucha zbliży się do starca na długość kosy, ten poczuje wreszcie w brzuchu motylki. O tym też traktuje cały film: o porywach serca, na które nigdy nie jest za późno.

Wsparty powieścią Gabriela Garcíi Marqueza Carlsen ubrał tę opowieść w kostium nostalgicznego komediodramatu. Narracja przypomina spacerującego o lasce emeryta: jest powolna, równomierna i czasem tylko zatrzymuje się w pół kroku, by pokontemplować detale. W tle niczym odbijające się w upalny dzień cienie na ścianie pojawiają się refleksje na temat przemijania, straconych dni, zyskanych szans.

To niepozbawione uroku filozofowanie podszyte jest jednak perwersją. Bo jak inaczej scharakteryzować sceny, w których El Sabio kładzie się na łóżku obok pogrążonej we śnie nagiej nieletniej, całuje ją i szepcze do ucha czułe słówka? Można sobie argumentować, że Marquez i Carlsen chcieli w ten sposób skonfrontować Erosa z Tanatosem, młodość ze starością, płomień życia z grobowymi ciemnościami. Artystycznych usprawiedliwień nie brakuje, ale po seansie i tak pozostaje niesmak. Obstawiam jednak, że fanom kolumbijskiego pisarza nie będzie to wcale przeszkadzać. Od czasów "Miłości w czasach zarazy" Newella na naszych ekranach nie gościł żaden film oparty na jego twórczości. Trzeba korzystać z okazji.
1 10 6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones