Recenzja filmu

Jak ona to robi? (2011)
Douglas McGrath
Sarah Jessica Parker
Pierce Brosnan

Supermenka

Film McGratha nie jest ani zabawny, ani budujący. To do bólu poprawny obrazek, który obrazi każdą samodzielnie myślącą kobietę.
Film Douglasa McGratha dałoby się oglądać jakieś... pół wieku temu. Dziś jest uwłaczającym płci damskiej obrazem kobiety, której wydaje się, że jest jedyną matką na świecie zdobywającą szczyty kariery. Wziąwszy pod uwagę, że bohaterka, o której mowa w tytule, żyje w sfeminizowanym i wyemancypowanym XXI wieku, a do tego mieszka w jednej ze światowych metropolii, gdzie takich jak ona można spotkać przy co drugim stoliku w Starbucksie, jej nadludzkie dokonania wypadają dość przeciętnie.



Co jest tym nadzwyczajnym "to" w tytule filmu? Według McGratha umiejętność łączenia obowiązków rodzicielskich, małżeńskich i zawodowych. Reżyser uważa, że bohaterka grana przez Sarę Jessicę Parker dokonuje cudu, będąc opiekuńczą matką, ciepłą żoną i kreatywną, pewną siebie prawniczką. Filmowa Kate w lawiracjach w tych trzech sferach życia urasta do rangi heroski, której wredne koleżanki a.k.a. żony swoich mężów, bezdzietne współpracownice i współpracownicy, a także teściowie podcinają skrzydła, co rusz podkreślając bezsensowność jej poświęcenia. Mimo braku życzliwości, atrakcyjna, choć nieco zaniedbana Kate gna do przodu, udowadniając, że pracująca matka i żona to żaden mit, dając tym samym – według zamysłu twórców – nadzieję wszystkim kobietom.

Film o takim przesłaniu mógł nakręcić tylko mężczyzna. Podkreślając zasługi kobiet, w rzeczywistości obraża ich niezależność. Umiejętne łączenie trzech zasadniczych funkcji w społeczeństwie jest bez wątpienia wielkim wyzwaniem – wymaga dobrej organizacji, dużej determinacji i wsparcia najbliższych osób. Z całą pewnością nie jest to jednak wyczyn zasługujący na stawianie pomników. Z drugiej strony, owszem, przydałby się film otwierający oczy osobom nieświadomym wyrzeczeń pracujących matek. Warto jednak, by za jego kamerą stanął ktoś, kto ma pojęcie o takim życiu. Gdyby "Jak ona to robi" nakręciła kobieta, zwróciłaby uwagę na inne aspekty niż brudna po kaszy bluzka czy dziecięce zabawki w torebce. U McGratha  Kate jest po prostu bezrefleksyjną maszynką spełniającą narzucone przez społeczeństwo oczekiwania.



Uproszczenia i powierzchowne ujęcie tematu można by zrozumieć, gdyby film był z założenia komedią. Tymczasem, choć autorzy silą się na ciepły humor, wszystko, co zostało pokazane, jest całkiem na serio. Rodzinną epidemię wszy, zarozumiałe matki z bogatych przedmieść, zaniedbaną fryzurę bohaterki, ciągłe telefony do dzieci i męża, życie w nieustającym biegu pokazano tylko po to, by kobiety zobaczyły w Kate same siebie i na końcu pokiwały ze zrozumieniem głowami: "Tak, tak. Tak właśnie jest". Choć twórcom wyraźnie zależało, by poczuły one, że nie są w tym oku cyklonu same, w ich filmie nie ma nic pokrzepiającego. Wyjątkowo śmiesznie, zdecydowanie nie zabawnie, brzmią zapewnienia bohaterki, że żałuje, że nikt jej wcześniej nie powiedział, że posiadanie dzieci to największe szczęście na świecie, i kwestia jej zimnej jak lód współpracownicy, która trzymając na rękach swoje nowo narodzone dziecko, mówi ze wzruszeniem w głosie: "Dlaczego i mi nie powiedziałaś tego wcześniej?".

Film McGratha nie jest ani zabawny, ani budujący. To do bólu poprawny obrazek, który obrazi każdą samodzielnie myślącą kobietę.
1 10
Moja ocena:
5
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kate Reddy to kobieta, która ma wszystko. Zawodowo spełnia się jako szefowa działu inwestycji w dużej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones