Recenzja filmu

Kwiecień (1998)
Nanni Moretti
Nanni Moretti
Silvio Orlando

Tylko bez polityki

Moretti robiąc swój film, zaczyna oddzielać jako ważne od nieważnego - własne od wspólnego. Kto poza Włochami zrozumie, o co tu chodzi? - zakłopotała się część włoskiej krytyki po
Moretti robiąc swój film, zaczyna oddzielać jako ważne od nieważnego - własne od wspólnego. Kto poza Włochami zrozumie, o co tu chodzi? - zakłopotała się część włoskiej krytyki po obejrzeniu "Aprile". Tylko Polacy wiedzą, co to znaczy - niepokoją się u nas krytycy, kiedy reżyserowi zdarza się opowiedzieć o czymś specyficznie polskim. I jedni, i drudzy najczęściej się mylą. Pierwsza scena "Aprile": na ekranie twarz przemawiającego polityka. Jeśli wygra wybory, będzie rządził krajem. Gęba gangstera, któremu roztropny człowiek nie powierzyłby nawet kota. Polityk nazywa się Berlusconi. Przed telewizorem siedzi Nanni Moretti, włoski "reżyser osobny", człowiek doświadczony ciężką chorobą, autor jedynych w swoim rodzaju filmowych esejów. Patrzy na Berlusconiego - no, jednak bez entuzjazmu, ale go popiera. Berlusconi reprezentuje prawicę, może po jego zwycięstwie we Włoszech będzie działo się lepiej. Półtora roku później Moretti siedzi znów przed telewizorem i woła do przemawiającego na ekranie polityka, lidera ekskomunistów: D'Alema, zrób coś! Zareaguj! Jeśli nie jako lewicowiec, to jako obywatel! Bo Berlusconi okazał się, rzecz jasna, tym, co miał wypisane na twarzy. A po sześciu miesiącach, kiedy lewica zwyciężyła, mijając na skuterze wiwatujący pochód, Moretti krzyczy do ludzi, obwieszczając im własną najważniejszą wiadomość: cztery kilo dwadzieścia! Tyle waży syn, który mu się właśnie urodził. Wątek ciąży żony i narodzin synka (żona też autentyczna, synek również, zdjęcia kręcone jeszcze bez myśli o przyszłym filmie), słowem życie prywatne Nanni Morettiego przeplata się z wątkiem Morettiego-obywatela swego kraju oraz Morettiego-artysty, zadającego sobie pytanie, o czym powinien i chciałby zrobić następny film. I jeśli nawet ekipa Morettiego nie siedziała w rzeczywistości na korytarzu kliniki położniczej, niepewna, co ważniejsze: przerwany narodzinami dziecka dokument o wyborach czy kolejne komunikaty, że mały śpi, a teraz się obudził i ssie - tak właśnie być mogło, a zachowanie ojca wyglądało na pewno podobnie. Nie trzeba dopowiadać, jakim odkryciem Moretti chce się z widzem podzielić. Zaczyna oddzielać jako ważne od nieważnego - własne od wspólnego (ile w takim procesie rozczarowania i zawodu tym czymś, co też powinno być ważne i własne, a tymczasem trzeba od tego uciekać, to inna sprawa). O tym mówi scena w Hyde Parku, Moretti dochodzi do wniosku, że dla takich jak on właściwym miejscem uprawiania polityki jest londyński Hyde Park. Jedzie więc do Londynu i przemawia ze skrzynki ustawionej na trawniku. Nikt go nie słucha, wszystko w porządku. Jest po prostu jednym z czubków, którym się wydaje, że naprawiają świat. "Aprile" podszyty jest bowiem - to jeden z uroków tego filmu - dyskretnym, cienkim dowcipem. W takiej też tonacji się kończy. Najpierw Moretti jedzie na skuterze ulicą prowadzącą gdzieś za miasto. Podobna jazda to zresztą jego ulubiony motyw, tak pokazał nam, a właściwie podarował swój Rzym w filmie "Kochany pamiętniku". Teraz zdecydował się wsiąść na skuter w pelerynie; miał na to ochotę od dawna, ale się wstydził. Jedzie więc w pelerynie, tym cechowym znaku artystów, a wiatr rozwiewa jego poły, nadając postać skrzydeł. Uskrzydlony artysta Moretti dojeżdża wreszcie, jak się okazuje, na plan filmowy. Co kręci? Jeden z projektów, o których wcześniej wspominał, chyba jednak niezupełnie serio: musical z życia cukierników. Cukiernicy (i cukierniczki) tańczą, za nimi lady pełne kolorowych ciastek i tortów. A Moretti stoi przy kamerze, w swoim nowym płaszczu artysty. Lecz dodał do tego stroju coś jeszcze: zasłaniające oczy ciemne okulary... Tylko żart? Czy nie ma w tym obrazie również autoironii kogoś, komu decyzja odwrócenia się od spraw publicznych w stronę wyłącznie prywatnych, uczuciowo-rodzinnych wydaje się w równym stopniu zwycięstwem, co klęską? Kto coś z tego zrozumie, oprócz Włochów? Chyba jednak nie tylko Włosi.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones