Recenzja filmu

Wyjazd integracyjny (2011)
Przemysław Angerman
Jan Frycz
Tomasz Karolak

Wszyscy jesteśmy z tej samej wsi

Jeśli na film Angermana spojrzeć jako na satyrę na modne wyjazdy firmowe, trzeba mu przyznać trafność w ujęciu tematu.
Lubimy się bawić. Nieważne, gdzie pracujemy, ile zarabiamy i jak się nosimy na co dzień – masa grupowych imprez zaczyna się, przebiega i kończy tak samo. Gdy tylko puszczą hamulce, luzują się krawaty i ciasno spięte włosy, ze stołu znika już tylko kiełbasa i kiszone ogórki, a w obieg ruszają sprośne dowcipy o gołych babach i usta wypięte do całowania. Nic dziwnego, że twórcy "Wyjazdu integracyjnego" i aktorzy w nim grający nie mieli wątpliwości, że to, co pokazują, nie jest żadną przesadą. Choć trudno się do tego przyznać, w większości z nas wciąż płynie sarmacka krew. 



Trudno powiedzieć, na czym właściwie zasadza się fabuła "Wyjazdu integracyjnego". Rzecz opowiada o pracownikach korporacji o swojskiej nazwie Polish Lody, którzy przyjeżdżają do ekskluzywnego hotelu, by tam zawiązać znajomości handlowe i tym samym przyczynić się do wzrostu zysków firmy. Ale ponieważ tam, gdzie leje się alkohol, żadne plany nie wchodzą w grę, rzeczy zaczynają dziać się same i akcja filmu – jak się wydaje – też prowadzi się sama. I jak to na każdym wyjeździe firmowym, nie zabrakło jednego ambitnego pracownika (Kot), zahukanej asystentki, która tylko czeka, aż ktoś rozbudzi jej kobiecość, lubującej się w zabawach sado-maso pani Jadzi (Figura), inteligentniejszej niż może się facetom wydawać piękności (Glinka) i wielu innych stereotypowych osobowości. Szefa firmy – człowieka z klasą – zagrał świetny Jan Frycz, ale i jego postać ulega w końcu powszechnej degrengoladzie i co więcej –  nie wiedzieć czemu – niespodziewanie zaczyna wieść w niej prym.

Jeśli na film Przemysława Angermana spojrzeć jako na satyrę na modne wyjazdy firmowe, które w rzeczywistości są synonimem sarmackiej zabawy zgodnie z hasłem "hulaj dusza, piekła nie ma", trzeba mu przyznać trafność w ujęciu tematu. Czy się to komuś podoba czy nie –  większość firmowych imprez wygląda właśnie tak, jak to zostało pokazane. I to bawi w "Wyjeździe" najbardziej – to, co swojskie, znajome, typowe. Z biegiem akcji zaczyna się jednak robić coraz ciężej, i ciężej, i bardziej prostacko, a celne żarty psuje przaśny, przewałkowany w naszym kinie do granic możliwości humor z babą w lateksie i facetem w sukience na czele. Czy to jest śmieszne, to oczywiście kwestia gustu. Jednych rozbawi, innych zniesmaczy. Ja żałuję, że film nie utrzymał poziomu pierwszej sceny z popisem Katarzyny Figury w roli frywolnej Jadzi –  jej czar prysł, gdy różowy uniform zmieniła na plastykowe wdzianko z obrożą i pejczem w zestawie. Czy życie seksualne kobiety po pięćdziesiątce musi być w polskich komediach sprowadzane do takiej postaci?



Nie mniej szowinistycznie potraktowano postać odgrywaną przez Katarzynę Glinkę. Niby pewna siebie, niby inteligentna, niby wodzi facetów za nos, a jednak daje się wciągnąć w grę prowadzoną przez dwóch napalonych na jej wdzięki samców – i nie da się ukryć, że jej się to podoba. Co gorsza, autorzy filmu postanowili, że ich zabawa w "kto kogo bardziej obnaży" (dosłownie i w przenośni) będzie główną osią filmu. Być może i takie atrakcje są częścią programu wyjazdów integracyjnych, nie jest to jednak ani powód do dumy, ani tym bardziej coś, z czego chce się śmiać. Za dużo już w naszym kinie kobiet sprowadzanych do roli atrakcyjnego mięsa.

W filmie Angermana zabrakło przede wszystkim umiaru, a przecież – jak każdy szanujący się smakosz mocnych trunków wie – trzeba wiedzieć, kiedy skończyć, żeby jutro nie bolała głowa.
1 10
Moja ocena:
2
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones