Recenzja filmu

Łowcy smoków (2008)
Igor Kujawski
Arthur Qwak
Vincent Lindon
Patrick Timsit

Animacja pierwsza klasa

Smoki... Temat rzeka, temat który istnieje w każdej niemal kulturze, temat który był i jest wciąż eksploatowany czy to w kinie, czy w literaturze. Smoki dobre, smoki złe, te zabawne i te, które
Smoki... Temat rzeka, temat który istnieje w każdej niemal kulturze, temat który był i jest wciąż eksploatowany czy to w kinie, czy w literaturze. Smoki dobre, smoki złe, te zabawne i te, które kochają osiołki.  Jest ich sporo. A jeśli istnieją szkodliwe i złe, to są i ich łowcy. I o nich opowiada animacja "Łowcy smoków". Przepraszam, nie o łowcach smoków, a o 'łowcach smoków'. A to dlatego że nasi bohaterowie są drobnymi wędrownymi oszustami, których marzeniem jest posiadanie własnej farmy. Jest ich trzech: Gwizdo – 'szef', mongołowaty Lian Chu, który staje się wielkim rycerzem oraz ich gadający pies. Podejmują się zadania zabicia smoka, który nawiedził królestwo. A towarzyszyć im będzie jakoby z przymusu mała Zoe, siostrzenica króla... Fabuła w filmie nie jest czymś nadzwyczajnym. Wręcz standardowa. Widzimy infantylną bajeczkę o kilku gościach, którzy mimowolnie stają się bohaterami, do tego niedocenionymi, a nawet wyśmianymi przez króla. Mamy więc oklepany schemat niepokonanego smoka, nagrodę za jego zabicie oraz przygody jego pogromców. Czyli nihil novi. Momentami można też wyczuć miałkość fabuły. Nie znajdziemy tutaj niestety żadnego głębszego przesłania, jak miało to miejsce choćby w pixarowskim "Wall-E". Film utonąłby w odmętach zapomnienia podobnych sobie produkcji, gdyby nie oprawa, w którą został wkomponowany... Mimo fabularnej nudy po kilkunastu minutach seansu stwierdziłem jedno: że widzę coś genialnego, wizualnie genialnego. Tak pięknej animacji jeszcze w kinie zachodnim nie było. Nie chodzi o sam design postaci - wystarczy spojrzeć choćby na oświetlenie i sam świat. A świat jest wspaniały – jego kawałki czy może części latają swobodnie, a każda z nich ma swoją grawitację. Trudno opisać takie coś, zwłaszcza widzowi przyzwyczajonemu do dotychczasowej prostoty w animacji; trzeba to zobaczyć samemu i samemu przeżyć. Fizyka owego świata też nie jest typowa, wystarczy poobserwować, jak kawałki tego świata zderzają się ze sobą. Jest w filmie pewna scena-przerywnik, kiedy Gwizdo siedzi na kawałku dryfującego dziedzińca; kamera dryfuje niczym cała reszta, w tle burza niszczy wieżę. Do tego odpowiednia muzyka... Coś pięknego! Czegoś takiego w popularnym kinie animowanym jeszcze nie było. Cała oprawa wizualna tworzy niesamowity i niepowtarzalny klimat. Śmiem wręcz twierdzić, że oto powstała produkcja, która może swoją magią, bajkowością animacji dorównać japońskiemu Studiu Ghibli. Tyle że drobna różnica polega na tym, że Japończycy potrafią urzec także fabułą. I oby zachód płodził więcej takich produkcji, bo dla nich warto pójść do kina. Chociażby żeby popatrzeć.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
<!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> To jeden z tych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones