Recenzja filmu

9 Songs (2004)
Michael Winterbottom
Margo Stilley
Kieran O'Brien

Seks to za mało

Seks zawsze dobrze się sprzedaje, a my lubimy podglądać. W <a href="http://9.songs.filmweb.pl/" class="n"><b>"9 Songs"</b></a> podglądamy stosunki przerywane (fatalnie to brzmi!) migawkami z
Seks zawsze dobrze się sprzedaje, a my lubimy podglądać. W "9 Songs" podglądamy stosunki przerywane (fatalnie to brzmi!) migawkami z koncertów i krajobrazami białej Antarktydy. Para głównych bohaterów poznaje się na koncercie w londyńskim klubie Brixton Academy i idą do łóżka. Potem będą uprawiać seks wiele razy i wysłuchają jeszcze kilku koncertów. To tyle, jeśli chodzi o fabułę filmu Winterbottoma. Pomiędzy aktami kopulowania padają uwagi na temat oczekiwań dotyczących techniki partnera, po czym następuje wymiana myśli w stylu "chcę cię ugryźć do krwi" lub "kawy?" - warto zaznaczyć, że dialogi w "9 songs" były w dużej mierze improwizowane. Zatem słowa w tym filmie nastroju nie budują, podobnie jak nadzwyczaj śmiałe sceny erotyczne. Wszystko tu jest zimne i jednobarwne jak Antarktyda, którą przemierza Matt, wspominając dawną namiętność. Kochankowie właściwie nie wychodzą z łóżka, jednocześnie bojąc się psychicznej bliskości z drugą osobą. Filmowi - tak jak bohaterom brakuje emocji - i odpowiedniej temperatury. Mimo że kamera cyfrowa, którą wykorzystano do kręcenia zdjęć, pokazuje intymne szczegóły, nie czuje się tu inspirującego oddziaływania na siebie obu stron, zamiast tego oglądamy techniki seksualne. Tak naprawdę trudno się zaangażować w tę opowieść, patrząc na uprawiane przed kamerami ćwiczenia gimnastyczne, choć aktorzy Kieran O'Brien i Margot Stilley naprawdę przyłożyli się do swoich ról, zwłaszcza, że na planie nie korzystali z pomocy dublerów. Co właściwie chciał zaprezentować zainspirowany ponoć "Platformą" Houellebecqa Winterbottom, pokazując dwoje ludzi bez właściwości i pustkę, która ich otacza. Portret miłości we współczesnym świecie? Fizyczność bez zbędnego kontekstu? A może po prostu przekroczyć pewne granice? Oglądamy tę dwójkę, nie dowiadując się niczego o nich samych, ani o świecie, który ich otacza. Sam pomysł, by ogołocić historię z jakichkolwiek ozdobników i elementów, które odciągałyby uwagę od bohaterów, jest świetny, tyle że czegoś w "9 Songs" zabrakło. Czy film Winterbottoma jest szokujący? Jak dla kogo, bo szokować we współczesnym świecie jest rzeczą trudną, a granice dobrego smaku przekraczane są nader często, zatem coraz mniej rzeczy nas zaskakuje czy dziwi. Czy jest prawdziwy? Na pewno. Problem tylko, czy o taką prawdę chodziło twórcy... Wielbiciele scen pornograficznych nie muszą koniecznie wybierać się do kina na Winterbottoma, żeby zobaczyć uprawiającą seks parę. Natomiast fani kina artystycznego czy ambitnego będą chcieli znaleźć w "9 Songs" coś więcej, zainspirowani wcześniejszymi dokonaniami utalentowanego reżysera. Winterbottom nie chciał opowiedzieć kolejnej historii miłosnej - opatrzonej i konwencjonalnej. Pokazał zatem, jak wygląda prosty, niewyprany z prawdy i naturalności współczesny romans. Na zadawane często pytanie "czy dużo w tym filmie widać?" odpowiedź brzmi: widać wszystko, a intensywność zbliżeń zwiększa się w miarę rozwoju wypadków. Tyle że niewiele z tego wynika.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wracam właśnie do filmu, który swojego czasu spotkał się z zaskakująco szeroką dystrybucją jak na obraz... czytaj więcej
Fabuła tego filmu dzieli się na trzy części. Pierwszym i najbardziej eksponowanym rozdziałem tej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones