To rewelacyjna opowieść o tym, że pozostajemy sumą społecznych, psychologicznych i ekonomicznych uwarunkowań; opowieść jednocześnie kameralna i panoramiczna, wpisująca jednostkę w szerszy
Niezła migrena: melodramat, który wykiełkował z kina faktu, surrealistyczny trip z przystankami na społeczną diagnozę oraz opowieść o dojrzewaniu z historią o duchach w tle. Stojąca za kamerą francuska reżyserka o senegalskich korzeniach Mati Diop wierzy w najlepszą możliwą definicję pełnometrażowego debiutu: gaz do dechy, pasy bezpieczeństwa są przereklamowane.
Akcja rozgrywa się u wybrzeży Atlantyku, w Dakarze – mieście, które przoduje w rankingach zanieczyszczenia i które na ekranie przypomina coś pomiędzy współczesnym Babilonem a terenem jurysdykcji Sędziego Dredda. Monumentalna wieża, symbol kapitalistycznego dobrobytu i zarazem ekonomicznej niesprawiedliwości (wznoszą ją w pocie czoła współcześni niewolnicy) góruje nad slumsami, gorące powietrze wypala gałki oczne, pył i piach zamieniają stolicę Senegalu w ukryty przed światem labirynt. W tych cudownych okolicznościach przyrody poznajemy bohaterkę – wkraczająca w dojrzałość siedemnastoletnią Adę (Mame Bineta Sane). Dziewczyna nie ma lekko: kocha jednego z robotników, Suleimana (Ibrahima Traore), lecz szykuje się do przymusowego małżeństwa z bogatym Omarem (Babacar Sylla). Suleiman też ma swoje za uszami, gdyż bez słowa pożegnania wypływa do Hiszpanii w poszukiwaniu pracy. Na happy end się nie zanosi – zwłaszcza kiedy mężczyzna wraca z bielmem na oczach i głosem żywego trupa próbuje wyegzekwować zaległe pieniądze od nieuczciwego przedsiębiorcy. Karaluchy pod poduchy.
Atlantyk nie bez powodu pojawia się już w tytule – ilekroć widzimy niespokojne fale i słyszymy narastający, świdrujący dźwięk, wiemy, że z błękitnej toni nie wyłonią się raczej emisariusze ONZ. Ocean odbiera życie, lecz daje również szansę na odkupienie: to w nim żyją duchy pokrzywdzonych i marginalizowanych. Diop wprowadza na ekran kilkanaście innych postaci uwikłanych w skomplikowane relacje z Adą. Są tutaj jej przyjaciółki żyjące materialistycznymi marzeniami o innych, równie bogatych Omarach, jest idealistyczny policjant prowadzący śledztwo w sprawie podpalenia łóżka nowożeńców (ich sypialnia to najlepszy żart w filmie, dziecko wrażliwości Ludwika XIV i Kanyego Westa). Bijącym sercem tego świata pozostaje jednak nastolatka, dziewczyna balansująca na kilkunastu granicach: świata rzeczywistego i metafizycznego, beztroskiego dzieciństwa i bolesnej dorosłości, wolności tożsamej z bezinteresowną miłością oraz niewoli patriarchalnych norm.
Autorka łączy owe poziomy interpretacyjne z takim polotem, że trudno je w zasadzie od siebie oddzielić. To rewelacyjna opowieść o tym, że pozostajemy sumą społecznych, psychologicznych i ekonomicznych uwarunkowań; opowieść jednocześnie kameralna i panoramiczna, wpisująca jednostkę w szerszy obyczajowy kontekst. Do tego rewelacyjna od strony formalnej: Diop z pomocą świetnej francuskiej operatorki Claire Mathon ("W pionie", "Moja miłość") znajduje delikatny balans pomiędzy intymnymi zbliżeniami na twarze i ciała bohaterów a długimi jazdami po ciasnych alejkach Dakaru. Zaś sposób, w jaki portretuje nocne oblicze miasta, stawia ją w jednym rzędzie z wybitnymi kronikarzami wielkomiejskich uroków: od nieodmiennie zakochanego w Los Angeles Michaela Manna, przez jednocześnie czułego i bezlitosnego wobec Hongkongu Wong Kar-Waia, po nieżyjącego już obieżyświata Michaela Glawoggera.
W rezultacie, inspirowany autorskim krótkometrażowym dokumentem "Atlantique" to rzadki przypadek filmu, który dzięki pełnemu metrażowi zamienia się z krzyku wściekłości w równie ważną elegię.
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu