Recenzja filmu

Bękarty wojny (2009)
Quentin Tarantino
Eli Roth
Brad Pitt
Mélanie Laurent

Kocham kino

Nowe dzieło Quentina Tarantino ma moc kija bejsbolowego, którym żydowski komandos pozbawia życia kolejnych Niemców.
W jednej ze scen "Bękartów wojny" porucznik Aldo Reine dzierga na czole  esesmana swastykę mającą być jego znakiem rozpoznawczym po wojnie, gdy zdejmie już nazistowski mundur. Po wszystkim stwierdza: Wyszło mi arcydzieło. Jeśli przyjmiemy, że grany przez Brada Pitta bohater jest alter ego Quentina Tarantino, wyjdzie nam, iż pochodzący z Tennesee reżyser to pewny siebie gnojek. Cóż poradzić, jego nowe dzieło ma moc kija bejsbolowego, którym żydowski komandos pozbawia życia kolejnych Niemców. Pokazywany w Cannes film spotkał się z mieszanymi odczuciami polskiej krytyki. Pojawiały się zarzuty, że "Bękarty" są, owszem, całkiem zgrabną rozrywką, ale gdzie im tam do poważnych obrazów starych europejskich mistrzów. Zabrakło wartości, przesłania i głębi... Informacja dla zainteresowanych: spotkanie stetryczałych znawców odbywa się w pokoju obok, gdzie można powspominać pierwszy seans Bergmana. Ci, którzy słowo "Kino" piszą wyłącznie wielką literą, nie mają czego szukać w pokręconym świecie Tarantino. To, co jedni uznaliby za popkulturowy śmieć, twórca "Pulp Fiction" przerabia na sztukę. W dodatku robi to z czułością (choć bez wielkiego szacunku), której mógłby mu pozazdrościć niejeden zblazowany filmoznawca. Bo Tarantino chce się po prostu bawić. Dlatego w jego filmie groteskowy Adolf Hitler opuszcza na chwilę salę kinową, w której odbywa się seans propagandowej produkcji "Duma narodu", aby zapytać jednego z żołnierzy, czy ma gumę do żucia. Wojna? Pogrom Żydów? Okupowana  Francja? Będzie z tego zarąbista opowieść o kolesiach skalpujących wrednych nazistów! Realia historyczne interesują reżysera tylko i wyłącznie wtedy, jeśli może z nich wykroić kawałek pasujący do popkulturowej układanki. Gdy na ekranie pojawia się  Joseph Goebbels, Tarantino dorysowuje strzałkę i dodaje do niej podpis: druga najważniejsza szycha w III Rzeszy. A potem niespodziewanie urządza krwawą jatkę. Niespiesznie tocząca się opowieść została podzielona na rozdziały, tak jak to miało miejsce chociażby w "Kill Bill". Reżyser zrezygnował jednak z niespodziewanych przeskoków chronologicznych, pozwalając sobie co najwyżej na krótkie retrospekcje ilustrujące wcześniejsze losy bohaterów. W nowym filmie nie mogło zabraknąć długich błyskotliwych dialogów, w których reżyser stapia ze sobą banał z absurdem. Przeciągane rozmowy na temat natury Żydów albo słynnych europejskich reżyserów puentowane są zazwyczaj nagłym, niekontrolowanym wybuchem przemocy. Ten, kto przed momentem zdawał się trzymać w garści wszystkie asy, może skończyć z kulką między oczami. To przecież kino, nic nie jest niemożliwe! Prawdziwym objawieniem "Bękartów wojny" jest  Christoph Waltz wcielający się w postać  pułkownika SS Hansa Landy. Postać diabelnie inteligentnego hitlerowca, który podczas niezobowiązującej konwersacji potrafi przyszpilić każdego adwersarza, jest esencją wszystkiego, co najlepsze w twórczości autora "Wściekłych psów". Śmiech przechodzący płynnie w grozę, by po chwili znów stać się niebezpiecznym żartem, działa jak narkotyk. Wkrótce przyjdziecie po kolejną działkę.
1 10
Moja ocena:
10
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy do mediów przedostały się pierwsze informacje o planowanym najnowszym projekcie Quentina Tarantino,... czytaj więcej
Najnowszy film Quentina Tarantino "Bękarty wojny" już teraz, zaledwie kilka tygodni po premierze... czytaj więcej
Quentin Tarantino - to nazwisko przebrzmiewające głośnym echem przez branżę filmową, budzące tyle samo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones