Recenzja filmu

Bękarty wojny (2009)
Quentin Tarantino
Eli Roth
Brad Pitt
Mélanie Laurent

Zabawa w kino

Quentin Tarantino - to nazwisko przebrzmiewające głośnym echem przez branżę filmową, budzące tyle samo odgłosów uwielbienia, co zdecydowanej krytyki. Z biegiem lat, stało się już doskonale
Quentin Tarantino - to nazwisko przebrzmiewające głośnym echem przez branżę filmową, budzące tyle samo odgłosów uwielbienia, co zdecydowanej krytyki. Z biegiem lat, stało się już doskonale prosperującą, aczkolwiek bardzo specyficzną i mocno kontrowersyjną marką. I choć przy pierwszym seansie wydające się na oderwane od rzeczywistości dokonania tego samouka są raczej ciężkie do przyjęcia, to jednak wystarczy spojrzeć na nie z przymrużeniem oka, a zobaczymy ogromną, bardzo osobistą miłość do kina i wielki profesjonalizm. Tym razem reżyser umieszcza swoje najnowsze dzieło - "Bękarty Wojny" - na tle II wojny światowej, kreując tym samym olbrzymią scenę dla swojej symfonii przemocy. Bo tytułowi bohaterowie to grupa amerykańskich żołnierzy żydowskiego pochodzenia, która ma tylko jedno zadanie - mordować nazistów, a przy okazji robić to w sposób jak najbardziej okrutny. Stąd mamy tutaj zrywanie skalpów, wycinanie swastyk na ciele, czy też miażdżenie czaszki za pomocą kija, a to wszystko oczywiście zabarwione posoką krwi, miejscami niemal "wylewającą się" z ekranu.

Quentin Tarantino dzieli swoją historię na rozdziały i powoli prowadzi epizodyczną akcję, której kulminacja nastąpi dopiero w wielkim finale. Reżyser bez pośpiechu buduje napięcie, robiąc to, do czego nas przyzwyczaił - kontemplując sceny, mając dzięki temu mnóstwo czasu na kolejny charakterystyczny dla siebie element - długie, błyskotliwe dialogi, które prowadzi niebywale ciekawie balansując z kamerą - "zawieszając" ją u sufitu, obracając czy robiąc zbliżenia. Każde ujęcie jest perfekcyjnie przemyślane, a podniecenie powoli narasta, osiągając apogeum w niespodziewanym "małym finale".

Tarantino żongluje różnymi gatunkami, stapiając ze sobą elementy dramatyczne z komicznymi, kreując makabreskę. To wszystko przeplata przepiękną, westernową muzyką, nadając swojemu dziełu miejscami podniosły, miejscami bardzo luźny klimat. Reżyser standardowo, kiedy tylko może, dyskretnie "puszcza oko" do widza, zaskakując i pozwalając dostrzec oryginalność, jak choćby w tylko z pozoru romantycznej scenie ulitowania się Shoshanny nad Zollerem, przy pięknym akompaniamencie Ennio Morricone.

"Bękarty Wojny" są sceną, na której odegrane zostały brawurowe kreacje aktorów, którzy to mieli jednak nieco ułatwione zadanie przekonania do siebie widza, poprzez wspaniale napisane postaci. Na szczególną uwagę zasługuje Eli Roth i jego arcyciekawy "Żyd-Niedźwiedź", który widowiskowo masakruje swoje ofiary przy pomocy kija bejsbolowego, a także Til Schweiger jako Hugo Stiglitz, który na zasadzie kontrastu jego poważnej i minimalistycznej gry z błyskotliwym komizmem sytuacyjnym, staje się postacią nadzwyczaj groteskową, budzącą uśmiech na twarzy widza, z każdym pojawieniem się na ekranie. Jeśli natomiast chodzi o płeć piękną, to tutaj przoduje Shoshanna Dreyfus, grana przez niesamowicie utalentowaną Mélanie Laurent, której mimika, gestykulacja i niemal każdy element zachowania, powoduje, że aż wypływają z niej emocje. W tej doskonałej orkiestrze mamy jeszcze pierwsze i drugie skrzypce, grane przez głównych, stojących po przeciwnych stronach frontu bohaterów. Na niższym szczeblu podium staje Brad Pitt jako przywódca żydowskich Apaczów, Aldo Raine, który jako że ma być alter ego reżysera, bawi się swoją rolą w najlepsze, choćby w scenie, w której udaje Włocha i odgrywa ją ala Marlon Brando w "Ojcu Chrzestnym". Nie można też zapomnieć o jego przekomicznym akcencie, który jest jednym z najzabawniejszych elementów filmu, a który wypada szczególnie rewelacyjnie w wyżej wymienionej scenie. Natomiast na szczycie aktorskich kreacji staje, doceniony już Złotą Palmą na Festiwalu w Cannes, Christoph Waltz, który z każdym pojawieniem się na ekranie, podnosi temperaturę o przynajmniej kilka stopni. Jego Hans Landa, płynnie żonglując kilkoma językami i bardzo emocjonalną grą, przechodzi z rozbawiającego żołnierzyka do demonicznego "Łowcy Żydów", jak głosi jego przydomek.

Tarantino w swoim filmie tworzy alternatywną historię okrutnej II wojny światowej. Wywraca ją do góry nogami, zamienia stronami katów i ofiary, dając szansę każdej zemście na dotarcie do swojego celu. I chociaż z rzeczywistością ma to niewiele wspólnego, czy nie każdy wolałby taką opcję na kartach historii? Winston Churchill powiedział kiedyś "Historia będzie dla mnie łaskawa, ponieważ mam zamiar ją napisać". Reżyser ponawia jego słowa, tworząc osobistą prawdę o tamtych wydarzeniach, oderwaną od realiów, bo wrzuconą w nieograniczony, bajeczny świat filmu. I chyba trzeba mu podziękować za możliwość uśmiechnięcia się i zapomnienia na chwilę, jak było naprawdę.

Bo Quentin Tarantino to tak naprawdę duże dziecko, które bierze swoje ulubione zabawki - czystą kartkę papieru i długopis, a następnie kamerę - i bawi się w kino, czerpiąc z tego ogromną przyjemność. A my, patrząc jak słodko to robi, po cichu mówimy "Baw się dalej." i radujemy się razem z nim. A że czasem jest to zabawa polegająca na piętnowaniu nazistów za pomocą noża, to na pewno nie spodoba się każdemu, ale przecież zawsze można przenieść się do innej piaskownicy. A ci, którym taki sposób spędzenia czasu odpowiada, uśmiechną się razem z Bradem Pittem, który to kończąc tę rozrywkę, powie po "przyozdobieniu" nazisty - "Chyba wyszło mi arcydzieło". Oj, chyba nie tylko jemu...
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy do mediów przedostały się pierwsze informacje o planowanym najnowszym projekcie Quentina Tarantino,... czytaj więcej
Najnowszy film Quentina Tarantino "Bękarty wojny" już teraz, zaledwie kilka tygodni po premierze... czytaj więcej
Quentin Tarantino wraca w mistrzowskiej formie, z najlepszym od czasów "Pulp Fiction" filmem w swojej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones