Łeba! Klimatyczna nadmorska miejscowość, którą w sezonie odwiedza aż 80 tysięcy turystów. Ogromną popularnością w owym miasteczku cieszy się Wędzarnia u Mieci - lokal nieprzerywanie od 42 lat
Łeba! Klimatyczna nadmorska miejscowość, którą w sezonie odwiedza aż 80 tysięcy turystów. Ogromną popularnością w owym miasteczku cieszy się Wędzarnia u Mieci - lokal nieprzerywanie od 42 lat prowadzony przez silną, niezależną, charakterną kobietę o wielkim sercu - Miecię, inaczej znaną jako Królowa Łeby. Debiutująca reżyserka (Iga Lis) swoim filmem dokumentalnym wprowadza nas do duszy skromnej, blaszanej budki, ukazując przemijanie, sposób funkcjonowania tego miejsca oraz to, jak wyjątkowe jest nasze wybrzeże.
Stowarzyszenie Filmowców Polskich
Polski Instytut Sztuki Filmowej
Studio Munka
Silver Frame
Canal +
MX35
W jednej ręce papieros, a w drugiej makrela; tak poznajemy bohaterkę naszej historii. Jest to idealne przedstawienie jej portretu, ponieważ kobieta od ponad czterech dekad nie odpuściła ani jednego dnia pracy. Jak tłumaczy reżyserka, nie powstrzymała ją przed tym nawet operacja gardła. Miecia swój biznes traktuje jak swoje dziecko, dla swoich dzieci i wnucząt; nie zależy jej ani na pieniądzach, ani na ogromnych zyskach. Co więcej, mimo że między scenami można odebrać ją jako szefa rybnej mafii, gdy liczy pliki banknotów na kwoty wyższe niż jej śmiałość i odwaga, większość zarobków przeznacza na rodzinę, a sama żyje skromnie — zaledwie ona i jej pies. Jak sama się określa, jest samotniczką ,z wyboru'. Bohaterka stawia wszystkich ponad siebie, ponad własne zdrowie, a nawet pracę. Historia kobiety dobitnie pokazuje do jakich stanów może doprowadzić pracoholizm. Słowa ,cała jestem uwędzona' - wypowiedziane przez właścicielkę wędzarni - w humorystyczny, lecz szczery sposób podkreślają powagę zagrożenia jej zdrowia. Bo właśnie taka ona jest, w każdej sytuacji potrafi być słoneczna i żartować z optymizmem. Myślę, że większość widzów odnajdzie jedną osobę w postaci Mieci - swoją babcię, zapracowaną, oddającą serce na dłoni osobom, które kocha i stawiającą rodzinę na piedestale najważniejszych wartości.
Członkowie rybackiej budki są dla niej jak rodzina, wspiera ich, uczy, dopinguje i podkreśla w każdym momencie dnia, że w lokalu nie ma szefowej. Wszyscy są jednością. Słuchając ich rozmów, nie sposób się nie śmiać, sympatyzować lub utożsamiać z bohaterami. Choć rzadko to momentami, niestety, bije od nich polsatowska paradokumentalność. Mam tutaj przede wszystkim na myśli wątek Pikola i jego podbojów miłosnych. Mimo tej lekkiej, zbędnej części, trudno go nie polubić i w duchu mu kibicować. Co więcej, nie uświadczymy tu wyreżyserowanych pod kamerę dramatów czy kłótni, a mnóstwo charyzmy, naturalizmu oraz szczęścia z wykonywanego zawodu. Wszystko płynie prosto z serca, jest to autentyczne i szczere. Miecia rozmawia i wystawia pomocną dłoń do każdego; najmłodszym daje rady odnośnie życia, poświęca im czas. Starszych obezwładnia optymizmem i prowadzi mentorskie, rozmowy pełne zrozumienia. Bardzo chciałaby pomóc każdemu, jednak cały czas zapomina o sobie.Dochodzi do przełomu - pojawia się wątek, gdzie w trakcie sezonu letniego nasza protagonistka jest zmuszona opuścić miejsce pracy i wyjechać do sanatorium. Film zanurza się wraz z Królową Łeby w zabiegach, długich korytarzach uzdrowiska, prowadząc jednocześnie intymny dialog kamery z bohaterką. Jest to ciężka, ale budząca nadzieję część, ponieważ nawet mimo rozłąki, kobieta nie przestaje przejmować się biznesem. Ciągle kontaktuje się z Dawidem, który tymczasowo pełni rolę ,szefa’ ekipy. Porównując i analizując sposób prowadzenia budki przez dwie, zupełnie skrajnie różne wiekowo osoby, na myśl przywodzi konflikt pokoleń: różne podejście do zaufania wobec klienta, etosu pracy, urlopu oraz relacji ze współpracownikami. Film wieńczy przepiękna sekwencja, w której można dostrzec, że nasza postać w końcu zadbała o siebie i zdrowie, nauczyła się czym jest odpuszczenie oraz, fakt iż życie nie kręci się wokół wędzenia ryb.
Bałtyk to przepiękna i intymna pocztówka, list miłosny oraz hołd dla polskiego morza, kobiecości i naszych babć. Przedstawia feminizm i ukazuje kobiecość potęgą, oraz dumą, niczym filmografia Sofii Coppoli. Każdy kadr filmu jest jak klisza analoga oglądana po latach w albumie rodzinnym. Czysty, niczym z produkcji Andersona, symetryczny obraz idealnie uzupełniają gładkie, falujące, ambientowe syntezatory jednego z najlepszych współczesnych polskich kompozytorów - Bartosza Kruczyńskiego (znanego też pod pseudonimem Pejzaż). Warstwa wizualna jest bardzo istotnym elementem, który momentami wybija się ponad finezyjnie poprowadzoną opowieść. Debiut Igi Lis nie tylko podkreśla problem przemijania, starzenia się oraz odpuszczenia, ale przedstawia polskie morze jako sielankę i każdy jego element, nawet ten najbardziej tandetny, z dużą dozą miłości, nostalgii oraz melancholii.