Recenzja filmu

Babunia (2003)
Lidiya Bobrova
Nina Shubina
Sergiej Anufriew

Magia Babusyi

Nie wiem, na czym polega fenomen kina rosyjskiego, ale zawsze widziałam w nim pewną osobliwą magię, której nie potrafię znaleźć nigdzie indziej. Jest w nim coś totalnego, co jakby odzwierciedla
Nie wiem, na czym polega fenomen kina rosyjskiego, ale zawsze widziałam w nim pewną osobliwą magię, której nie potrafię znaleźć nigdzie indziej. Jest w nim coś totalnego, co jakby odzwierciedla mocarskość Rosji samej w sobie i z góry narzuca określenie "wielkie kino". Mimo że kiedy szłam na zeszłoroczny festiwal Sputnik, robiłam wszystko, żeby wyzbyć się takiego nastawienia, już pierwszy film, jaki tam obejrzałam, wywarł na mnie takie właśnie wrażenie. Tym filmem była "Babunia" w reżyserii Lidii Bobrovej.

Odczucie magiczności zastanawia mnie tym bardziej, że jest to obraz na wskroś realistyczny, a dosłownie wręcz – realny, bo oparty na historii, która naprawdę miała miejsce. Jej tytułowa bohaterka dawniej wiodła szczęśliwe życie, otoczona kochającymi ją dziećmi i wnukami. Ten czas jednak minął, a teraz kobieta, przez splot niefortunnych okoliczności, zostaje pozbawiona mieszkania i nie ma gdzie się podziać. Jedyną osobą, która stara się jej pomóc – znaleźć schronienie u któregoś z krewnych – jest jej siostrzenica z Moskwy, Liza (Olga Onishchenko). Jak się jednak okazuje, w nowym życiu dorosłych już wnuków nie ma miejsca dla ukochanej niegdyś babci. Mimo że sama wcześniej dała im miłość (a przy okazji, cały swój majątek), dziś nie może liczyć na odwzajemnienie. Z członka rodziny w jednej chwili staje się przedmiotem, niewygodnym problemem, którego każdy chce się pozbyć.

Warto zaznaczyć, że Nina Shubina, odtwórczyni głównej roli, nie jest profesjonalną aktorką, ale zwykłą kobietą, która z kinem wcześniej nie miała nic wspólnego. To może właśnie dlatego budzi naszą sympatię, jej losy zdają się być nam bliskie, a przez to – bardziej przejmujące. Każdy z bohaterów ma tu zresztą swoją historię, a każda z nich ma w pewnym sensie wymiar tragiczny. Najciekawsza pod względem psychologicznym wydaje się być jednak Liza, w życiu zawodowym znana dziennikarka, zajmująca się ochroną praw człowieka w Czeczenii. Mimo że jako jedyna z krewnych babki przejmuje się jej losem, to jednak ani przez chwilę nie rozważa przyjęcia staruszki do własnego domu. W tej perspektywie jej aktywna działalność humanitarna zdaje się zwykłą hipokryzją. Nie wiemy, co skłoniło ją do udzielenia pomocy starej kobiecie: życzliwość, empatia czy raczej litość i poczucie obowiązku. Jednoznaczną ocenę moralną bohaterki utrudnia próba postawienia się w jej sytuacji. Działanie Lizy – a raczej jego brak – dziwi nas i wywołuje wewnętrzny protest. Trudno jednak powiedzieć, ilu z nas byłoby tak naprawdę w stanie postąpić inaczej.

Wstępna część historii ma miejsce w lirycznej, sielankowej scenerii – to Rosja peryferyjna, nieznana, sentymentalna. Wioska odcięta od cywilizacji, gdzie czas zatrzymał się w miejscu jakieś pół wieku temu, ludzie mieszkają w drewnianych chatach bez prądu, a bieg ich życia wyznaczany jest przez rytm przyrody. Dopełnieniem tego plastycznego obrazu jest wszechobecna tradycyjna muzyka ludowa. Dla Babuni ta wieś to wspomnienie rodzinnego szczęścia i spokoju. Mimo że w filmie ukazane zostaje miejsce tak odległe, sugestywność obrazów, ta ich "magiczność" właśnie, w niewytłumaczalny sposób budzi we mnie – i podejrzewam, że w większości tych, którzy mieli okazję zetknąć się z dramatem Bobrovej – skojarzenia z własnym dzieciństwem.

Nie wszystkim jednak spodobało się takie przedstawienie Rosji – tamtejsza krytyka filmowa zarzuciła reżyserce, że jej film jest zafałszowanym obrazem rzeczywistości, bo pokazuje miejsca, które już nie istnieją. Na pytanie jednego z widzów "to jaka właściwie ta Rosja jest?", Lidia Bobrova odpowiada sentencjonalnie: "proszę spojrzeć na ten obraz nie rozumem, lecz sercem".

I tutaj pojawia się problem. Bo trzeba przyznać, że z tej perspektywy "Babunia" to film nader niewygodny – mówi o tym, o czym na co dzień wolimy nie pamiętać, co staramy się raczej zepchnąć w nieświadomość. Niewygodny, i to na dwóch płaszczyznach moralności – nie tylko tej osobistej, lecz także społeczno-politycznej. O ile tę jednostkową, egzystencjalną wymowę filmu krytyka rosyjska mogła ocenić pozytywnie lub po prostu zignorować, o tyle nawiązania do najnowszej historii Rosji (tylko pozornie mające charakter marginalny) z oczywistych względów musiały wzbudzić sprzeciw.

Rosja podlega dynamicznym przemianom gospodarczym, za którymi Babusya i wielu innych ludzi nie jest w stanie nadążyć. Podobnie dla zamieszkałych w mieście wnuków, którzy tam ułożyli sobie nowe życie, wracanie do przeszłości byłoby czymś niewyobrażalnym. Bobrova przypomina nam w swoim dramacie o rzeczy właściwie oczywistej: każdy z nas, prędzej czy później, zetknie się ze starością. Na szczególną uwagę zasługuje jednak sposób, w jaki zostaje to ukazane. Biologiczną dosłowność, tak powszechną dziś w kinie niezależnym, zastępują poetyckie obrazy, łączące z pozoru sprzeczne kategorie: nie tylko przeszłość z teraźniejszością, lecz także prostotę z doniosłością tematu, tragizm z nostalgią, to, co najbardziej intymne z tym, co historyczne i powszechne. Brzmi patetycznie? Owszem. Niezależnie jednak, jak to nazwiemy – magią czy patosem – jestem pewna, że jest w tym filmie jakaś szczególna wartość (tu specjalnie pomijam określenie "estetyczna"), która nawet najbardziej odpornemu widzowi nie pozwoli spokojnie zasnąć.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Babunia" Lidii Bobrovej to film bez wątpienia piękny i liryczny, niosący ze sobą wyraźne, stosunkowo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones